Baza Bazy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jemen stał się przystanią dla islamskich terrorystów

Najbardziej poszukiwanym człowiekiem w Stanach Zjednoczonych jest od ponad tygodnia Fawaz Yahya al-Rabeei. Zdaniem FBI, ten dwudziestotrzyletni Jemeńczyk planuje kolejne zamachy terrorystyczne. Większość członków jego oddziału, należącego do al Kaidy, to także Jemeńczycy. Nie wiadomo, gdzie chcą uderzyć, ale niebezpieczeństwo ataku potraktowano bardzo poważnie. Na amerykańskiej liście poszukiwanych terrorystów aż roi się od ziomków Osamy bin Ladena, którego rodzina wywodzi się właśnie z Jemenu. Wywiad amerykański już dawno zwrócił uwagę na ten pustynny kraj, który nieraz udzielał gościny islamskim rebeliantom. Przez obozy szkoleniowe w Jemenie przeszła znaczna część afgańskich mudżahedinów. Teraz kraj nad cieśniną Bab al-Mandab stał się przystanią dla członków al Kaidy, którym udało się uciec z Afganistanu przed tropiącymi ich oddziałami US Army i Sojuszu Północnego. Wywiad amerykański nie wyklucza, że w rodzinnych stronach swego ojca ukrywa się sam Osama bin Laden.

Dowód oskarżenia
Mimo starań władz jemeńskich, które ciągle deklarują swoją proamerykańskość, terroryści mają w kraju nad Zatoką Adeńską doskonałe warunki do działania. W październiku 2000 r. właśnie w Adenie dokonano głośnego ataku na okręt USS "Cole". Zamach został przygotowany z niezwykłą precyzją. Potężna eksplozja ładunku umieszczonego na holowniku, który miał wprowadzić okręt do portu, wyrwała w burcie USS "Cole" otwór wielkości autobusu. Zginęło 17 marynarzy, 39 odniosło poważne obrażenia. Śledztwo wykazało, że przygotowania do ataku trwały rok. FBI przypuszcza, że zamachowców po cichu wspierali przekupieni przedstawiciele jemeńskich władz. Niebawem doszło do kolejnego zamachu. Eksplozja wstrząsnęła budynkiem ambasady brytyjskiej w Sanie, stolicy Jemenu. Niezidentyfikowani sprawcy przerzucili ładunek wybuchowy przez ogrodzenie. Na szczęście nikt nie został ranny. W czerwcu ubiegłego roku w ostatniej chwili udaremniono kolejną próbę zamachu na ambasadę Stanów Zjednoczonych. Jemeńska policja aresztowała dziewięciu członków Islamskiej Armii Adenu, przy których znaleziono granaty, broń i plan amerykańskiej placówki dyplomatycznej. Celem ataku byli najprawdopodobniej prowadzący śledztwo w sprawie zamachu na USS "Cole" agenci FBI. W ubiegłym tygodniu w Adenie w powietrze wysadził się osaczony przez policję mężczyzna, podejrzany o przygotowanie zamachów na obywateli Stanów Zjednoczonych.

Oaza terroru
W Jemenie posiadanie broni stanowi atrybut męskości. Broń można tam kupić na każdym rogu ulicy. Cywile w tym kraju dysponują 50 mln pistoletów i karabinów! Na pustynnych i górzystych terenach poza zasięgiem władz bez przeszkód działają ugrupowania terrorystyczne. Znajdują się tu przedstawicielstwa najbardziej niebezpiecznych organizacji palestyńskich: Hamasu i Islamskiego Dżihadu. W niedostępnych rejonach kraju swoje obozy treningowe organizują liczne zbrojne grupy fundamentalistów islamskich, z których znaczna część utrzymuje bliskie kontakty z al Kaidą Osamy bin Ladena. Jest wśród nich egipski Islamski Dżihad i Al-Gama?at al-Islamija. Wielu sympatyków ma w Jemenie algierska Islamska Grupa Zbrojna. Baza Osamy bin Ladena znajduje się w okolicach Hadhramut w południowym Jemenie. To miejscowość, w której żył kiedyś ojciec superterrorysty. Po zamachu 11 września na liście podejrzanych o finansowanie terroryzmu, opracowanej przez amerykański Departament Skarbu, znalazło się kilka jemeńskich firm, wśród nich dwa przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją... miodu. Jedna z podejrzanych firm - al Nur - należy do Sadiqa al Ahda, więzionego w przeszłości w Arabii Saudyjskiej za planowanie aktów terroru.

Republika plemienna
Prezydent Ali Abdallah Saleh robi, co może, by utrudnić terrorystom życie. Może jednak niewiele, bowiem władza centralna w Jemenie jest wyjątkowo słaba. W liczącym 15 mln mieszkańców kraju zachowała się struktura plemienna. Przywódcy klanów zgodnie ignorują władzę prezydenta. Zresztą z wzajemnością - dlatego często jedynym sposobem walki lokalnych społeczności o swoje prawa są... porwania obcokrajowców. Od początku lat 90. w Jemenie uprowadzono ponad 350 cudzoziemców. W zamian za ich uwolnienie porywacze domagają się zwykle wybudowania nowej drogi czy szkoły. Przed dwoma laty taką przygodę przeżył polski ambasador Krzysztof Suprowicz.

Dwa w jednym
Państwo jemeńskie w obecnym kształcie powstało w 1990 r. z połączenia Jemeńskiej Republiki Arabskiej i Ludowo-Demokratycznej Republiki Jemenu. Nigdy wcześniej obie części kraju nie tworzyły jednego organizmu państwowego. Integracja nie przyniosła oczekiwanych korzyści, a raczej kolejne problemy. W 1994 r. doszło do wojny domowej między północą a południem, które ogłosiło niepodległość. Po kilku miesiącach armia rządowa zdusiła secesję. Animozje jednak pozostały. W kraju dominuje zasobna północ. Południe jest znacznie bardziej otwarte - widać to nawet na ulicach, gdzie kobiety zdecydowanie rzadziej niż na północy chowają twarz za burkami. Kilkadziesiąt lat lewicowych rządów sprawiło jednak, że gospodarka tej części kraju znajduje się w katastrofalnym stanie.

Na linii ognia
Amerykanie tracą cierpliwość. Prezydent Ali Abdallah Saleh zdaje sobie sprawę, że jeśli nie chce zadrzeć z Waszyngtonem, nie może tolerować samowładzy przywódców plemion wspierających terrorystów. Nie czekając na lądowanie marines, postanowił więc własnymi rękoma rozprawić się z terrorystami. Tuż po zamachu na Nowy Jork i Waszyngton jemeńska policja aresztowała dwadzieścia osób. W połowie grudnia oddziały specjalne jemeńskiej armii zaatakowały leżącą w prowincji Marib wioskę al-Halsun, w której schronienie znaleźli zbiegli z Afganistanu członkowie al Kaidy. Było wielu zabitych i rannych, ale akcja zakończyła się fiaskiem. Prezydent Saleh obawia się teraz, że Waszyngton uzna nieudolność jemeńskiej armii za sprzyjanie fundamentalistom i zakręci kurek z pomocą gospodarczą. Dla Jemenu to dziś kwestia być albo nie być. Co roku zza oceanu płynie rzeka subsydiów wartości 50 mln dolarów. Bez niej Jemen uschnie.

Więcej możesz przeczytać w 8/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.