Emigracja wewnętrzna

Emigracja wewnętrzna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedynym przywilejem wynikającym z bycia profesorem w szkole wyższej w Polsce Anno Domini 2002 jest możliwość codziennego, bezpośredniego kontaktu ze studentami
Młodzi Polacy chronią się żelazną kurtyną przed machiną państwa

Kontaktu z pokoleniem, którego całe życie toczy się już po stanie wojennym. Jeżeli chce się z tego przywileju korzystać - to znaczy nie jest się nomadycznym profesorem przemierzającym miasto i okolice, aby wielokrotnie powtórzyć w licznych, konkurujących z sobą szkołach wyższych te same od lat zajęcia dydaktyczne - to od studentów można się wiele nauczyć. Na przykład można się przekonać, że Polska w pierwszych latach XXI wieku jest krajem podzielonym nową żelazną kurtyną, tym razem rodzimej produkcji. Z tej nauki chętnie korzysta taki dinozaur jak ja, który pogada ze studentami i na przerwie, i po zajęciach. Nowa żelazna kurtyna oddziela młode pokolenie - studentów, młodych pracowników porządnych firm, nie omamionych blichtrem tabloidów dziennikarzy, harujących po 72 godziny tygodniowo młodych lekarzy, opłacanych jak bezrobotni naukowców, policjantów itp. - od mojego pokolenia, które wyrosło, zdobyło pozycje życiowe i nabyło wiele doświadczeń w czasach PRL. Młode pokolenie chce się chronić w ten sposób przed kontaktami z nami i - eo ipso - całą machiną państwa.

Alienacja ambitnych

Zastanawia mnie, dlaczego szanowni przedstawiciele nauk społecznych, zapełniający gazety sążnistymi ocenami sytuacji społeczno-politycznej w Polsce, milczą na temat alienacji młodych Polaków, którzy uwierzyli, że tu i teraz ma być już normalny europejski kraj i - niestety - w ostatnich kilku latach srogo się zawiedli.Alienacja wykształconych, ambitnych i ciężko pracujących ludzi zagraża dalszemu rozwojowi Polski bardziej niż dziury budżetowe, sejmowe blokady, debaty nad ustawami o konkubinatach i aborcji czy lamenty nad dopłatami bezpośrednimi. Tak się złożyło, że oglądałem niesławne "orędzie" (nie)parlamentarne Andrzeja Leppera w towarzystwie kilku młodych ludzi. Podczas gdy ja byłem wstrząś-nięty i przerażony, oni patrzyli na nie tylko z obrzydzeniem. Młode pokolenie zaczyna postrzegać otaczającą nas rzeczywistość, mutatis mutandis, tak jak moje pokolenie postrzegało rzeczywistość PRL. Trzeba w niej jakoś żyć, znaleźć sobie miejsce, iść na układy, a jeśli chce się na przykład zrobić "dużą" karierę, przejść na drugą stronę kurtyny. Trochę tak jak w "Gwiezdnych wojnach" przejść na ciemną stronę mocy.

Jasna i ciemna strona mocy

Pamiętam, jak w latach 70. wielu w zasadzie porządnych ludzi wstępowało do PZPR, bo chcieli budować mosty czy kominy fabryczne, a tego nie dało się robić bez odpowiedniej legitymacji. Niewielu miało sposobność przetrwać lata dekadencji nierealnego socjalizmu (boć nie był to ustrój realny - w realnym świecie istnieje wszak papier toaletowy) w zaciszach naukowych laboratoriów. Wielu z tych ludzi albo rzuciło legitymacje 14 grudnia 1981 r., albo włożyło wielki wkład w rewolucję 1989 r., uniemożliwiając aktywność betonu partyjnego. Powrócili tym samym na jasną stronę mocy. Niestety, wielu z nich przerobiono w cynicznych operatorów władzy. To ich twarze patrzą na mnie codziennie z telewizyjnych programów publicystycznych i to oni podejmują decyzje, wywołując prosty odruch obrzydzenia u sporej części młodzieży. To zborsuczenie władzą - używając języka Witkacego - nie dotyczy wyłącznie dawnych aktywistów PRL. Rządy AWS dostarczyły wielu przykładów haniebnych zachowań mącących klarowny podział na jas-ną i ciemną stronę mocy. W ostatnich latach kolejne koalicje rządzące zrobiły naprawdę wiele, aby umocnić międzypokoleniową żelazną kurtynę. Dlatego to nie recesja ani osłabienie koniunktury sprawiają, że coraz więcej moich młodych kolegów kupuje kufry i zaczyna się pakować do drogi na Zachód. Powodem ich decyzji jest to, że moje pokolenie nie wykorzystało swoich pięciu minut w historii, że pokłóciliśmy się o wszystkie możliwe do pomyślenia głupstwa, zostawiając na uboczu podstawowe sprawy i - co gorsza - pozwalając, aby zajmowali się nimi zwolennicy realnego socjalizmu. Realny socjalizm to ustrój, w którym mają być i banany, i papier toaletowy, ale ma się też spełnić sprawiedliwość społeczna. To ustrój, w którym ciężko pracujący młodzi ludzie mają opłacać darmozjadów udzielających licencji na sprzedaż owych bananów i papieru toaletowego. To ustrój, w którym przynależność do koterii partyjno-towarzyskiej jest kluczem do sezamu, a wiedza i ciężka praca budzi u władzy uczucie pogardy.

Cywilizacyjne kalectwo

Mam nadzieję, że połączone siły polskich agrariuszy nie powstrzymają naszego wejścia do unii. Mam nadzieję, ale nie jestem pewny, gdyż obecna koalicja zabiera się do przygotowywania referendum unijnego w fatalnym stylu. Telewizyjne dowcipy głównego agitatora unijnego rządu są po prostu żałosne. Tymczasem unia jest gwarantem normalnej (a więc nie wolnej od kłopotów) przyszłości żyjącego obok nas, za kurtyną pokolenia. Jeżeli wejdziemy do unii, musimy się liczyć z tym, że stracimy wielu wybitnych młodych ludzi. Praca czeka na nich w zjednoczonej Europie. Część młodych ludzi wyjedzie z Polski wcześniej. Na biurkach moich kolegów i moim piętrzą się oferty stypendiów przed- i podoktorskich z uniwersytetów europejskich, nie mówiąc już o amerykańskich. Nauka w Polsce jest "na zwolnieniu grupowym". Zmniejszenie funduszy na badania naukowe o niemal 24 proc. z roku na rok oznacza, że w najbliższych kilku latach nie będziemy tworzyć nowych miejsc pracy naukowej. Nauka nie będzie się więc w Polsce rozwijać. Zdolni ludzie po prostu wyjadą. Nowych szybko nie wykształcimy, bo kontrreformatorzy edukacyjni, kierowani sobie tylko znanymi motywami i lumpeninteligenckim wstrętem do matematyki, jeszcze bardziej obniżą poziom nauczania w szkołach powszechnych i pod sztandarem równości społecznej skażą kolejne pokolenia dzieciaków ze wsi i małych miast na cywilizacyjne kalectwo.

Edukacja, głupcze!

Istnieje oczywiście szansa na zerwanie międzypokoleniowej żelaznej kurtyny. Wymagałoby to jednak od mojego pokolenia kolejnego wielkiego wysiłku, na przykład intensyfikacji nauczania. Moi koledzy profesorowie powinni wyrzucić do kosza skrypty sprzed 10 lat i napisać nowe, przygotowujące studentów do prawdziwych wyzwań, przed którymi staną w latach 2020-2030. To jest możliwe. Przecież wykształciliśmy - jeszcze w PRL - pokolenia, które wprowadziły Polskę w epokę nowoczesnej telekomunikacji. Do sprostania takim wyzwaniom przygotowana jest większość absolwentów prywatnych, publicznych i quasi-państwowych szkół. Inni są ofiarami edukacyjnego oszustwa III RP. Aby zerwać tę przeklętą kurtynę, musimy zaktywizować badania naukowe - choćby po to, aby nie odpaść, tym razem już na amen, z przyspieszającego peletonu badaw-czego cywilizowanego świata. Trzeba powrócić do realizacji reformy szkolnej, do uczenia matematyki, języków, historii, a przede wszystkim - myślenia. Wymaga to zapewnienia dzieciom ze wsi i miasteczek prawdziwie równego startu życiowego, jaki może im dać tylko ich własna dobra szkoła, w której jest miejsce także dla ich rodziców.
Wszystko to wymaga rozwoju demokratycznego państwa, w którym obowiązują proste zasady. Gdzie kłamstwo i kradzież są karane, a praca, uczciwość i prawda nagradzane. No tak, ale to się u nas nie przyjmie. Dobrze chociaż, że możemy to sobie obejrzeć w kinie. Ot, choćby u hobbitów.

Artykuł został opublikowany w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.