Kultura loftów

Dodano:   /  Zmieniono: 
W dzisiejszym świecie stacje kolejowe stają się muzeami, a kościoły klubami nocnymi - stwierdził słynny japoński architekt Bernard Tschumi
Klub lub apartament w dawnej fabryce to świadectwo bycia modnym

Od połowy lat 90. trwa loftomania: dawne fabryki i magazyny przerabiane są na puby, dyskoteki, banki i luksusowe apartamenty. Kiedyś mieszkanie w loftach było manifestem przeciw establishmentowi i burżuazyjnym wartościom. Dziś uwodzicielski marketing przekonał klasę średnią, że życie w lofcie uczyni ją bardziej interesującą.

Przeciw przedmieściom

Kultura loftów narodziła się w latach 50. na Manhattanie, kiedy zubożali artyści zaczęli zajmować opustoszałe budynki po byłych fabrykach. Przestrzeń, dużo światła i niskie koszty utrzymania decydowały o ich atrakcyjności. Lofty były "anty": skierowane przeciw klasie średniej i przedmieściom. Dopiero w latach 90. stały się modne, zwłaszcza w Londynie, gdzie szukano "postrecesyjnych" pomysłów na nowy styl życia. "Mieszkanie w loftach stało się atrakcyjne. Jego przeciwieństwem jest wiktoriański model życia: patriarchalny, ograniczający, prowadzący do neurozy. Demokratyczne lofty dawały syg-nał: w tym domu nie ma nic do ukrycia" - napisał Marcus Field w książce "Lofty". Życie w loftach było czymś więcej niż poszukiwaniem miejsca, w którym pod koniec dnia można złożyć głowę. Była to ucieczka przed konwencjonalnością. To dlatego jako pierwszy taki styl życia wybrał Andy Warhol (zamieszkał na Manhattanie przy 47. Wschodniej Ulicy). Dziś na lofty living decydują się przede wszystkim przedstawiciele wolnych zawodów. W tysiącmetrowym lofcie na Broadwayu tworzy irlandzka artystka Clodagh, która zaadaptowała lokal zajmowany wcześniej przez firmę odzieżową. Poszczególne części studia poprzedzielane są jedynie żaluzjami. Projektantka mody Krystyna Bukowska sprzedała mieszkanie w centrum Paryża i urządziła się w dawnej fabryce farb pod miastem. W tym samym miejscu na parterze swoje lokum znalazł też aktor Wojciech Pszoniak. Joanna Miłosz, bratanica noblisty, zdecydowała się na loft w Australii. Pod jednym dachem znajduje się zarówno jej dom, jak i agencja aktorska.

Komuna polskiego Soho

Kiedy pięć lat temu biznesmen Stanisław Bogdański kupował starą warszawską fabrykę koronek Landaua przy ul. Burakowskiej, budynek przeznaczony był właściwie do rozbiórki. Dziś są tam pracownie stylistów (Jaga Hu-pało i Thomas Wolf), studia fotograficzne, redakcje czasopism ("Aktivist") i agencja modelek. - Początkowo chciałem, by w budynku mieściła się hurtownia farmaceutyczna. Później, wzorując się na amerykańskich loftach, przeznaczyłem te pomieszczenia na studia - mówi Bogdański, który w dawnej fabryce urządził także swoje mieszkanie, gdyż "tylko tu czuje się bezpiecznie". Pierwszym klientem był fotograf Marek Straszewski. To on ściągał kolejnych lokatorów. - Zależało mi na tym, by studio było wyjątkowe. Zachowałem ceglane ściany, wyszukałem stare szafki. Trwało to kilka miesięcy, ale było warto - wspomina fotograf Andrzej Hrechorowicz. - Przystępny czynsz, niekonwencjonalne wnętrza i dobrane sąsiedztwo to zalety tego miejsca. Wadą jest jedynie odległość od centrum - mówi Lucyna Szymańska z agencji modelek D’Vision. Wokół Burakowskiej szybko zaczęły się mnożyć inne "modne adresy", takie jak klub Piekarnia (ulokowany w dawnych barakach) czy Centralny Dom Qultury. O dawnej zaniedbanej dzielnicy przemysłowej mówi się, że jest polskim Soho. - Żyjemy tu jak w komunie. Nikogo nie dziwi, że u sąsiada właśnie odbywa się impreza na kilkadziesiąt osób. Atmosfera jest domowa, pozbawiona anonimowości nowoczesnych biurowców - mówi Piotr Subotkiewicz, wydawca "Aktivista".

Rozrywka dla klasy średniej
Żyjemy w epoce postindustrialnej, w której fabryki są zabytkami, a nie synonimem ultranowoczesności - obwieszczał socjolog Daniel Bell. Nie przewidział, że przemysłowe molochy będą służyć nie wzbogacaniu wiedzy historycznej, lecz rozrywce. Dwie ekskluzywne łódzkie restauracje w hotelu Grand - Złota i Malinowa - mieszczą się w dawnej fabryce tkanin wełnianych Ludwika Meyera. Kultowe kluby Forum Fabricum przy Wólczańskiej i Fabryka przy Piotrkowskiej zostały przerobione z wielkich hal, w których do niedawna stały warsztaty tkackie. Główna siedziba Banku Przemysłowo-Handlowego przy ul. Tymienieckiego 5 w Łodzi mieści się w pierwszym rządowym budynku fabrycznym - bielniku Kopischa z 1825 r. Do końca 2003 r. w wielkie centrum rozrywkowe ma się zamienić także poznański Stary Browar. W budynkach byłego browaru Huggera firma Fortis umieści sklepy, biura, puby, galerie sztuki i dziedziniec, na którym będą się odbywać koncerty. Do celów rozrywkowych można wykorzystywać magazyny, spichlerze, a nawet forty. W Trójmieście furorę robi klub Kaponiera i lokal Forty, umieszczony w budynkach wojskowych wzniesionych na zlecenie Napoleona. W Krakowie na klub przerobiono dawną drukarnię. Przychodzą do niego aktorzy, prawnicy, lekarze i dziennikarze. W Drukarni można się pojawić nawet nad ranem i jest pewne, że lokal będzie otwarty. - Wiem, że nie spotkam tu ludzi, z którymi nie miałabym ochoty porozmawiać - mówi Ewa Mleczko, bywalczyni tego modnego miejsca. W dawnych fabrykach bawią się przede wszystkim odnoszący sukcesy yuppie. W Essen to oni stanowią klientelę dyskoteki znajdującej się w dawnych zakładach Kruppa. Nikogo nie dziwi widok tańczących na czołgach w rytm techno adwokatów czy bankierów. Kariera loftów sprawiła, że mieszkania w pomieszczeniach przemysłowych przestały być propozycją dla biednych. W ubiegłym roku w londyńskich agencjach nieruchomości ich cena wynosiła 600-800 tys. funtów.

Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.