Stan ostrzegawczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wygłaszanie z sejmowej trybuny sądów i oskarżeń powtarzanych na bazarach to zwykły cynizm
Niedawno w Sejmie ponownie obserwowaliśmy zachowania, które oburzyły wiele osób. Znowu z mównicy sejmowej padły słowa nie licujące z powagą najwyższego organu władzy w państwie. Określeniami i zachowaniami bardziej pasującymi do magla niż szczytów władzy sponiewierano prezydenta RP, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej oraz prezesa NBP. Zarzucono im zdradę stanu, pospolite przestępstwa, niemoralne zachowania i wszystko, co tylko mogą wymyślić umysły ogarnięte chorobliwą nienawiścią. Nie da się tego żenującego spektaklu wytłumaczyć wypadkiem przy pracy. Widać wyraźnie, że są w Sejmie ludzie, którzy z łamania dobrych obyczajów postanowili uczynić swoją polityczną specjalność.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że chodzi o bardzo przewrotny plan działania. Polega on na próbie rabunkowego zdyskontowania narastającego u wielu ludzi rozczarowania i niezadowolenia. Takie nastroje są w naszym kraju coraz powszechniejsze, bo w obliczu coraz większych życiowych kłopotów, nie mając pracy dla siebie, a chleba dla dzieci, wiele osób mówi o władzy nie przebierając w słowach. Jakkolwiek byłoby to przykre dla polityków, nie mogą się oni na takie sądy obrażać. Nie dyktuje ich zła wola, lecz rozpacz i nieznośne warunki życia.
Nie ma jednak żadnego usprawiedliwienia dla parlamentarnych harcowników żerujących na takich nastrojach. Zwykłym cynizmem jest wygłaszanie z sejmowej trybuny sądów i oskarżeń powtarzanych na jarmarkach, bazarach i w coraz dłuższych kolejkach bezrobotnych. Poseł tym różni się od zdezorientowanego obywatela, że dysponuje narzędziami pozwalającymi wyjaśnić wszystkie sprawy państwowe, w tym podejrzenia pod adresem najwyższych nawet dostojników. On nie tylko może, ale wręcz ma obowiązek ustalić, jak wygląda prawda. W jego wypadku demonstracyjne powtarzanie plotek jest robieniem ludziom wody z mózgu, a zarazem najbardziej tandetnym sposobem schlebiania opinii publicznej. Łatwiej jest się przecież przebić z sensacyjnym oskarżeniem niż z mozolnym, codziennym działaniem.
Owo rabunkowe uprawianie polityki wymaga zdecydowanego oporu. Samo bowiem nie ustąpi ani też nie położą mu kresu żadne słowne apele. W polityce obowiązują te same prawidłowości, co w każdej innej dziedzinie życia - jeśli coś można zyskać albo bezkarnym szachrajstwem, albo ciężką pracą, zawsze znajdzie się ktoś, kto chce skorzystać z pierwszej drogi.
Sprawa nie jest prosta, gdyż - jak to często w życiu bywa - łatwiej rozpoznać chorobę, niż zaaplikować stosowne lekarstwo. Kłopot polega na tym, że poskromienie parlamentarnych "zniesławiaczy" wymaga ograniczenia świętej w każdym parlamencie wolności słowa. Świętej, bo niezbędnej do prezentowania włas-nych racji, często bardzo boleśnie zachodzących władzy za skórę. Trudno się dziwić ostrożności, zwłaszcza opozycji, która obawia się, że jakiekolwiek ograniczenie swobody słowa może być wykorzystane do utrudniania patrzenia władzy na ręce.
Rozumiejąc takie obawy, warto jednak zadać pytanie, jakie będą konsekwencje dalszego tolerowania sytuacji, w której poseł przemawiający w Sejmie może oskarżyć każdego i o wszystko. Co będzie z autorytetem parlamentu, już dzisiaj, jak pokazują badania opinii publicznej, lokującym się w dolnej strefie stanów niskich?
Utrzymując się w poetyce tego ostatniego określenia, zaczerpniętego z komunikatów o stanie rzek, tego, co ostatnio dzieje się w Sejmie, nie da się nazwać inaczej niż stanem ostrzegawczym. Czas przystąpić do działania, zanim na Wiejskiej nastanie stan alarmowy.

Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.