2 miliony symulantów

2 miliony symulantów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak można być chorym i w tym czasie wypoczywać w Chorwacji? Przecież to nie ma sensu - tak swój pierwszy kontakt z polskim chorobobiznesem skomentował Lance Hornsby, Amerykanin pracujący w Delphi Automotive Systems Poland
L-4 w pakiecie socjalnym polskich pracowników

Leszek Waliszewski, prezes DASP, który kilkanaście lat spędził w Stanach Zjednoczonych, musiał mu długo tłumaczyć, że Polacy nie tylko jednocześnie chorują i są na urlopie, ale także remontują "na chorobowym" własne mieszkania i podejmują dodatkowe prace zarobkowe.
- Przecież to nieuczciwe. Dlaczego nikt na to nie reaguje. Co robi kontrola towarzystwa ubezpieczeniowego? - dziwił się Hornsby. Zastanawiał się, jak lekarze dają się oszukiwać symulantom i o ile wzrośnie stawka ubezpieczenia tych ostatnich, gdy sprawa wyjdzie na jaw.

220 złotych podatku chorobowego
Lance Hornsby nie mógł zrozumieć, że polscy lekarze sprzedają zwolnienia chorobowe osobom zdrowym, a niektórzy rozdają je za darmo. Gdy pytał pracowników, jak mogą oszukiwać pracodawcę, ci ze spokojem odpowiadali, że przecież pracodawcy nic to nie kosztuje, bo płaci państwo. To "nic" kosztuje tymczasem podatników około 3 mld zł rocznie, czyli 20 proc. wydatków na edukację. To tak, jakby każdy pracujący Polak musiał zapłacić dodatkowy podatek w wysokości 220 zł rocznie. De facto ten podatek płacą pracodawcy uczciwie rozliczający się z fiskusem oraz pracobiorcy, których płace są wskutek tego wyżej opodatkowane (m.in. składką na fundusz chorobowy). W przestępstwie uczestniczy około 100 tys. lekarzy wystawiających lewe zwolnienia.
Mimo ogromnej skali chorobobiznesu w 2000 r. (takie są najświeższe dane ZUS) zasiłki cofnięto tylko 30 tys. spośród kilku milionów osób, które w ciągu roku korzystały z lewych zwolnień. W tym samym czasie uprawnienia do wydawania zwolnień cofnięto zaledwie dziesięciu lekarzom! Kontrolerzy poznańskiego ZUS obliczyli, że w ubiegłym roku co czwarty miejscowy lekarz wystawiał fikcyjne zwolnienia (średnia stawka wynosiła 50 zł). Gdański oddział ZUS zakwestionował w 2000 r. co trzecie wystawione zwolnienie lekarskie. W ponad 99 proc. wypadków lekarza przyłapanego na tym procederze jedynie upominano. Żaden nie odpowiadał materialnie. Żaden z tych, których przyłapano po raz kolejny, nie został ukarany zakazem wykonywania zawodu.

Ile kosztują nas lewe zwolnienia?
W rekordowym 1998 r. Polacy chorowali ponad 252 mln dni. To światowy rekord. Podatników kosztuje to rocznie przeszło 7 mld zł - na zasiłki chorobowe wydawaliśmy w ostatnich latach około 3,7 proc. PKB; proporcjonalnie - 250 proc. tego co inne kraje OECD. Obciążenie budżetu państwa zasiłkami chorobowymi można wręcz traktować jako wydatek sztywny. - Zamiast przeznaczać publiczne pieniądze na budowę autostrad czy inne pożyteczne inwestycje, finansujemy z nich świadczenia chorobowe dla zdrowych osób. W przeliczeniu na mieszkańca wydajemy na nie cztery razy więcej niż Czesi i Węgrzy - zauważa Ryszard Petru, ekspert z polskiego biura Banku Światowego. Koszty zwolnień lekarskich są najbardziej dolegliwym ciężarem pozapłacowym dla przedsiębiorców
- wynika z danych Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Każde zwolnienie to dla firmy dodatkowy koszt - trzeba zatrudnić innego pracownika lub opłacić nadgodziny bądź pracę zleconą. Duża liczba zwolnień de facto podnosi koszty pracy, bo wysoka jest składka na ubezpieczenie (w rzeczywistości podatek), z której pokrywa się koszty zwolnień. A droga praca to niska konkurencyjność polskich firm. Za epidemię zwolnień płaci więc cała gospodarka.
Najczęściej ze zwolnień lekarskich korzystają pracownicy państwowych firm oraz budżetówki - chorują prawie trzykrotnie częściej niż zatrudnieni w firmach prywatnych. Gdy trzy lata temu wprowadzono ścisłą kontrolę zwolnień w sprywatyzowanej właśnie Stoczni Gdynia, ich liczba spadła czterokrotnie. "Chorowici" wcześniej stoczniowcy z dnia na dzień odzyskali zdrowie.

Wszyscy jesteśmy winni
Chorobobiznes kwitnie w Polsce, bo wszyscy na to pozwalamy. Nie zwracamy uwagi na drobne oszustwa, na niesolidność i nieuczciwość. Praktycznie każdy dorosły Polak zetknął się z lewymi zwolnieniami, tymczasem do prokuratur trafia rocznie zaledwie kilkanaście doniesień o tym przestępstwie. W badaniu przeprowadzonym przez OBOP w 1999 r. tylko 17 proc. ankietowanych uznało, że korzystanie z lewych zwolnień jest czymś nagannym. Lewe zwolnienie traktujemy więc jak trofiejne: jeśli jest okazja, dlaczego z niej nie skorzystać. Amerykańscy pracownicy Delphi Automotive Systems Poland byli zaskoczeni, że ich polscy koledzy przyznają się do tego procederu. Kiedy uprzedzili Polaków, że będą musieli o tym powiadomić pracodawcę, bo tak nakazuje uczciwość, ci wyzwali ich od kapusiów i nadgorliwców. Dziennikarze "Wprost" odwiedzili dziesięciu lekarzy, chcąc sprawdzić, czy łatwo otrzymać lewe zwolnienie. W dziewięciu z dziesięciu gabinetów zaoferowano wystawienie zwolnień: od dwóch tygodni do 30 dni. W trzech wypadkach nie trzeba było się nawet widzieć z lekarzem: poinformowano nas, że wystarczy włożyć 50 zł w legitymację ubezpieczeniową, zaznaczyć, jak długo chcemy "chorować", i przekazać dokument rejestratorce bądź pielęgniarce. - Wielu Polaków nadal uważa, że to, co publiczne, jest niczyje, czyli można z tego do woli korzystać. Ktoś, kto z tego nie korzysta, uważany jest za frajera. Brakuje świadomości, że każdy drobny kant sumuje się w wielkie złodziejstwo, za co płacą wszyscy uczciwi obywatele. To mentalność kołchozowa - mówi prof. Richard Pipes, amerykański politolog i historyk, autor m.in. książki "Wolność i własność". Mentalność kołchozową wzmacnia państwo, które bierze pełną odpowiedzialność za świadczenia dla chorych. W państwowym systemie nie ma żadnego związku między absencją chorobową a wysokością podatku chorobowego. Chorowanie po prostu się u nas opłaca. - Wielu ludzi doskonale zdaje sobie sprawę, że to, co biorą w formie zasiłku chorobowego, to ich pieniądze zabrane kiedyś przez państwo i nie wiadomo na co przeznaczone - uważa prof. Kazimierz Frieske, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.


Zdrowi klienci chorobobiznesu

Rekordy chorobobiznesu
  • W 1998 r. Polacy chorowali ponad 252 mln dni. To światowy rekord.
  • Coroczne wyrywkowe kontrole wykazują, że co piąta chora osoba, której dokumentację dokładnie zbadano,jest zdrowa.
  • 2000 r. anulowano zwolnienia lekarskie 30 tys. symulantów.
  • Średnio 10 lekarzom rocznie odbiera się prawo wypisywania zwolnień.
  • Najdłuższe zwolnienie lekarskie ZUS odnotował w wypadku 33-letniego Jana D., mieszkańca Warszawy, który "chorował" cztery lata.
  • Rekordzistą epidemii urzędniczej jest były wojewoda warmińsko-mazurski Zbigniew Babalski. Zachorował zaraz po przegranych przez AWS wyborach parlamentarnych we wrześniu ubiegłego roku. Wyzdrowiał 15 lutego 2002 r. Przez cały ten czas pobierał pensję w wysokości około 10 tys. zł miesięcznie.
  • Jednym z najbardziej chorowitych oskarżonych w Polsce jest Andrzej Lepper. W latach 1999-2000 Lepper szesnastokrotnie nie stawił się w sądach z powodu choroby.
  • Andrzej P., pseudonim Pierzo, lubelski przestępca, wyszedł w ubiegłym roku z aresztu po przedstawieniu zaświadczenia lekarskiego. Sąd penitencjarny nie wczytał się dokładnie w dokument, być może dlatego, że był napisany po łacinie - diagnoza brzmiała: "wypadnięcie pochwy".
Co paradoksalne, plaga zwolnień chorobowych pojawiła się, gdy w Polsce poprawiła się większość wskaźników zdrowotnych: wedle danych Światowej Organizacji Zdrowia, w latach 90. średnia długość życia Polaków wydłużyła się prawie o trzy lata. Na przekór tym danym w naszym kraju osoby często chorujące lub symulujące chorobę mogą liczyć na ulgowe traktowanie. - Gdybym w Ameryce wiecznie kwękał i zasłaniał się chorobą w trudnych sytuacjach, nigdy bym nie awansował. Tam ludzie ukrywają różne dolegliwości, bo konkurenci tylko czekają na zajęcie ich miejsca - tłumaczy prezes Leszek Waliszewski. W Stanach Zjednoczonych nie do pomyślenia jest ucieczka zdrowych ludzi w chorobę, aby uniknąć zwolnienia z pracy, co w Polsce stało się wręcz nagminne. W tym czasie zasiłek chorobowy traktowany jest jak zasiłek społeczny (do czasu znalezienia nowej pracy). Często przed zwolnieniem uciekają w chorobę polscy urzędnicy. - W naszym kraju panuje wręcz epidemia chorób urzędniczych - uważa Andrzej Sadowski, wiceprezes Centrum im. A. Smitha. Po zmianie ekipy rządzącej w październiku 2001 r. różne choroby dotknęły urzędników wszystkich szesnastu urzędów wojewódzkich. Po wyborach samorządowych epidemia objęła ponad 95 proc. gmin. Epidemia chorób urzędniczych największe żniwo zbiera w północno - wschodniej Polsce. O chorobie byłego wojewody Zbigniewa Babalskiego i jego urzędników wie już chyba cała Polska. Epidemia powaliła urzędników podolsztyńskiej gminy Rybno. Zaraził się też dyrektor przedsiębiorstwa komunalnego w Czarnej Białostockiej, chorujący od maja ubiegłego roku. Choroba nie przeszkadza mu jednak w uczestniczeniu w sesjach rady powiatowej i posiedzeniach komisji, za co bierze dodatkowe pieniądze.

Przedsiębiorczość na chorobowym

W małych przedsiębiorstwach zasiłek chorobowy jest często substytutem dochodu firmy: po wpłaceniu kilku składek do ZUS na wielomiesięczne zwolnienia idą wszyscy zatrudnieni, łącznie z właścicielem i szefem firmy. Prawie 3,5 mln zł w ciągu trzech lat wyłudzili w ten sposób z ZUS w Obornikach Wielkopolskich pracownicy firmy czyszczącej elektryczne patelnie. Rekordzista w ciągu dwóch lat przechorował siedemnaście miesięcy. Prowadzący firmę dekarską Stanisław M. z Tarnowa zatrudnił trzy osoby. Pracownicy szybko zaczęli chorować i szli na kilkumiesięczne zwolnienia lekarskie. Przez dwa lata na konta Stanisława M. i jego podwładnych wpłynęło prawie półtora miliona złotych. W tym czasie wszyscy oni pracowali na czarno. Mieczysław W. z Kalisza po założeniu firmy wpłacił tylko dwie składki (formalnie zarabiał ponad 12 tys. zł miesięcznie), po czym przez dziesięć miesięcy chorował, pobierając co miesiąc prawie 10 tys. zł. Żadnej z tych osób nie udało się udowodnić oszustwa.

Leczenie rynkiem

Wystawianie lewych zwolnień jest możliwe, bo kasy chorych nie zbierają danych na ten temat, nie wiedzą więc, którzy lekarze wypisują najwięcej zwolnień. Gdyby zbierano takie informacje, byłaby podstawa, żeby z tymi lekarzami nie podpisywać kontraktów. Państwowe kasy chorych nie są zainteresowane stworzeniem systemu rejestracji zwolnień, ponieważ zasiłki płaci ZUS, a zatem dla kas byłby to zbędny wydatek. Nawet gdyby ZUS stworzył system rejestracji zwolnień, nie ma prawa żądać od kas chorych, żeby nie podpisywały kontraktów z nieuczciwymi lekarzami. Nikt zatem nie ponosi odpowiedzialności za trwanie patologii.
Pracodawcy od dawna proponują, by można było rozwiązać umowę z pracownikiem przebywającym na zwolnieniu chorobowym. Osoby często chorujące mogłyby też płacić wyższą składkę ubezpieczenia. Można by również obniżyć wysokość świadczeń chorobowych (z 80 proc. do 60 proc. podstawy wynagrodzenia). W wielu krajach zasiłku nie wypłaca się za pierwsze dni choroby. Polska mogłaby skorzystać z doświadczeń Holandii, gdzie przed reformą zasiłków chorobowych absencja chorobowa wynosiła średnio 7,5 dnia w roku na zatrudnionego, a po reformie spadła prawie dwukrotnie. W Holandii zwiększono kontrolę nad wydawaniem zwolnień, rejestrując je w Biurze Usług Medycznych i Warunków Pracy. Najważniejszą zmianą było nałożenie w 1996 r. na pracodawcę obowiązku wypłaty zasiłku przez cały okres absencji - pracodawca ma tam jednak możliwość zwolnienia osoby "chorowitej". Z kolei w Szwecji wprowadzono system "wyczekiwania na rozwój choroby". Pracownik idący na zwolnienie lekarskie nie dostaje zasiłku od razu, ale po upływie tygodnia, podczas którego pracodawca może zlecić dodatkowe badania. Spowodowało to spadek liczby jedno- i kilkudniowych zwolnień o 70 proc., a zwolnień tygodniowych - o 40 proc. Podobne reformy przeprowadzono w latach 1995-1996 na Węgrzech, gdy ministrem finansów był Lajos Bokros. Dzięki reformie środki przeznaczane z budżetu na zasiłki i renty zmniejszyły się o dwie trzecie. Zaoszczędzone pieniądze zainwestowano w budowę autostrad. Dlaczego w Polsce nie reformujemy systemu umożliwiającego jawne złodziejstwo? Być może dlatego, że chorobobiznes pozwala dobrze funkcjonować setkom tysięcy osób.


Zdrowi Amerykanie
ANDRZEJ WOJTYŁA, poseł, minister zdrowia w rządzie Hanny Suchockiej
W USA nieuzasadniona absencja chorobowa to marginalny problem. Dominują tam firmy prywatne, które muszą być nowocześnie zarządzane, aby generować zysk. Większość pracowników, nawet najemnych, obowiązuje zasada "wykonania zadania", a zatem po okresie nieobecności i tak muszą się ze swoich obowiązków wywiązać. Stała część pensji stanowi tylko ułamek ogólnego wynagrodzenia, reszta to dodatki i premie za jakość wykonanej pracy. Te czynniki zniechęcają pracownika do nieuzasadnionych nieobecności w pracy. Poza tym powszechne jest podpisywanie kontraktów terminowych. Późniejsze stałe zatrudnienie jest swoistą nagrodą za dobrą pracę. System ubezpieczeniowy w USA jest bardzo różnorodny, oparty na zasadach komercyjnych. Zazwyczaj to pracodawca decyduje o tym, w której firmie ubezpiecza swoich pracowników lub siebie. Najczęściej wybiera firmę wiarygodną pod względem finansowym. Ubezpieczyciele nie mogą sobie pozwolić na straty, bo to grozi bankructwem. Stosują więc własne metody kontroli wydatków. Powołani przez nich tzw. lekarze zaufania sprawdzają zasadność nieobecności w pracy z powodu choroby. Wszyscy też - pracodawca, sam ubezpieczony i pracownicy firm ubezpieczeniowych - są zainteresowani dobrą kondycją ekonomiczną ubezpieczalni. Jako że ubezpieczenie obejmuje najczęściej cały pakiet socjalny, z zasiłkami emerytalnymi włącznie, od sytuacji firmy ubezpieczeniowej zależy przyszłość ubezpieczonego. Myślący tymi kategoriami Amerykanin nie nadużywa zwolnień z pracy. Większość firm ubezpieczeniowych honoruje zwykłe zaświadczenie lekarskie, zabraniające pracy z powodu choroby. Wysoki status społeczny i materialny lekarzy sprawia, że problem tzw. lewych zwolnień w USA nie istnieje.
Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.