Sąsiad strategiczny

Sąsiad strategiczny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z VALDASEM ADAMKUSEM, prezydentem Litwy
Jacek Potocki: - Jak się pan zaaklimatyzował w litewskim społeczeństwie po tylu latach życia na emigracji?
Valdas Adamkus: - Litewska polityka jest nie tylko odmienna od tego, co poznałem w Stanach Zjednoczonych, ale i trudna. Partie i idee są nieco inne niż te, wśród których obracałem się przez ponad 50 lat. Zresztą polityka w krajach europejskich funkcjonuje inaczej niż w USA. Mam jasne zasady i wiem, jak je wprowadzać w życie. Mimo że mieszkałem w USA przez 27 lat, przed wyborem na urząd prezydenta co roku przyjeżdżałem na Litwę. Wiedziałem, jak ciężko żyło się ludziom, jak byli prześladowani. Wiem, że jestem u siebie w domu i że jestem integralną częścią litewskiego społeczeństwa.
- Ma pan jednak doskonały punkt odniesienia. Czy Litwa ma jeszcze przed sobą długą naukę wolnego rynku i demokracji?
- Pozwoli pan, że oddzielę te dwie sprawy. W sferze ekonomicznej, w reformach rynkowych, mamy przed sobą jeszcze długą drogę. Jeśli zaś chodzi o demokrację, mogę z dumą powiedzieć, że jest niewiele krajów, w których w ciągu zaledwie dziesięciu lat zarówno rządy, jak i społeczeństwa nie tylko zaakceptowały, ale też zastosowały w praktyce demokrację parlamentarną, wolność słowa i - co wydaje mi się najważniejsze - wolną prasę. Mieliśmy dobre podstawy. Mimo 50 lat radzieckiej dominacji, nie przyszliśmy znikąd. Podobnie jak Polska, w 1918 r. odzyskaliśmy niepodległość i to stworzyło podstawy do ponownego przyjęcia zasad demokracji. Prywatna inicjatywa to jednak zupełnie co innego. W sferze gospodarczej mamy jeszcze wiele do zrobienia, gdyż gospodarki nie da się przekształcić z dnia na dzień: przejście od centralnie sterowanej gospodarki socjalistycznej do wolnorynkowej wymaga czasu. W tej dziedzinie nasz kraj praktycznie zaczynał od zera i prawdopodobnie będziemy potrzebować jeszcze jakichś dziesięciu lat, pomocy zachodnich ekonomistów i inwestorów, by wolny rynek mógł u nas w pełni funkcjonować.
- Jak pan rozumie pojęcie "partnerstwo strategiczne", używane często przez polskich i litewskich polityków na określenie stosunków między obu naszymi krajami?
- Wynika to ze ścisłej współzależności gospodarki i polityki. Sądzę, że Polska i Litwa mają do odegrania szczególną rolę w tej części Europy, stanowimy bowiem granicę, za którą zaczyna się rzeczywista Europa Wschodnia, czyli Rosja. To narzuca nam odpowiednią strategię. Rozszerzamy nasze oddziaływanie gospodarcze poza tę granicę. Jaką rolę zamierzamy odgrywać? Postawiliśmy już na jedno: musimy być państwami z silną gospodarką. Zaznaczyłem, że ma to ścisły związek z polityką: jeśli będziemy silni gospodarczo, będziemy silni politycznie. Na tym polega istota naszej strategii.
- Czy ta strategia nie wiąże się również z oczekiwaniami, że Polska poprze starania Litwy o integrację ze wspólnotami euroatlantyckimi?
- Jest to oczywiste. Nie tylko rozmawiamy o tym już od paru lat, ale także działamy. W Kosowie litewscy żołnierze wchodzą w skład polskiego batalionu. W pewnym sensie polegamy na polskich doświadczeniach - wy już jesteście członkiem NATO, my mamy aspiracje, by wejść do paktu. Współpraca z Polską zdecydowanie nam pomoże w realizacji naszych aspiracji i jesteśmy wdzięczni za stworzenie nam takich możliwości. Opracowujemy wspólną strategię w odniesieniu do Unii Europejskiej. Strategicznie zwracamy się ku krajom skandynawskim, krajom bałtyckim. Najważniejsze, że wspólnie troszczymy się o sprawę, o której mówi cała Europa: zajmujemy się Ukrainą. Ukraina jest państwem o wielkim potencjale i ogromnym znaczeniu dla przyszłości Europy. Nasza polityka w odniesieniu do Ukrainy już zaowocowała tym, że określa się ona jako część zachodniej Europy, chce być dla niej partnerem, liczy na pomoc stamtąd, a zwłaszcza z Polski.
- Litwa popiera białoruską opozycję. Jej przywódca Siamion Szarecki przebywa w Wilnie.
- To dowód na to, że nie tylko mówimy o wolności słowa, ale i umożliwiamy ludziom realizację tej zasady w praktyce.
Stosunki z Białorusią to bardzo delikatna materia ze względu na to, że wyraźnie podkreślamy naszą prozachodnią orientację, wiarę w zachodnie ideały demokracji. Białoruś nie może, niestety, powoływać się na to, o czym mówię. Chyba dużo czasu upłynie, zanim Białoruś zaprosi Zachód, by pomógł jej stworzyć warunki do podwyższania standardu życia w tym kraju.
- Przedstawiciele najwyższych władz Litwy podkreślają, że prawa mniejszości polskiej są respektowane. Polacy jednak wciąż się skarżą na dyskryminację w oświacie, opieszałość w zwrocie ziemi, zakaz używania polskiej pisowni ich nazwisk. Skąd ta rozbieżność oceny sytuacji?
- Nie używałbym tak kategorycznych ocen. Pana pytanie odnosi się do ostatnich dziesięciu lat, czyli relatywnie krótkiego okresu ogromnych przemian. Litwa i jej obywatele przeżywają pewne trudności w reformowaniu i restrukturyzacji administracji oraz infrastruktury. Rzeczywiście, ludzie skarżą się na wolne tempo zwrotu ziemi w rejonie wileńskim, ale nie dotyczy to wyłącznie Polaków, lecz 60 proc. wszystkich obywateli Litwy ubiegających się o zwrot ziemi.
Przestrzeganie praw mniejszości narodowych jest dla mnie bardzo ważne, przez 50 lat sam byłem taką mniejszością w USA. Korzystałem z prawa używania języka litewskiego, kultywowania kultury litewskiej. Uważam, że wszystkie mniejszości powinny korzystać z takich praw. Dopóki będę prezydentem Litwy, dopóty będę robił wszystko, by polska mniejszość, podobnie jak wszystkie mniejszości na Litwie, miała prawo do swobody wypowiedzi, do posyłania dzieci do polskich szkół, do nabożeństw w języku polskim. Jako obywatele Litwy Polacy mają prawo do uczestniczenia w życiu politycznym Litwy, do pracy w agendach rządowych, w szkołach wyższych i w biznesie.
- Od lat Polacy na Litwie usiłują bezskutecznie powołać polski uniwersytet...
- W tej kwestii mam odmienny pogląd. Najważniejszą sprawą jest wysoka jakość nauczania. Nie wydaje mi się możliwe powołanie uniwersytetu spełniającego takie kryteria. Z Wilna do Warszawy leci się zaledwie godzinę. Macie tu wspaniały uniwersytet i to niejeden. Każdy litewski Polak, który pragnie zdobyć polskie wykształcenie uniwersyteckie na wysokim poziomie, może to zrobić bez problemu w Warszawie, tak jak bez problemu może studiować na jednej z szesnastu litewskich uczelni. Nie ma sensu powoływać uczelni drugiej klasy tylko po to, by powiedzieć: "Oto polski uniwersytet".
- Czy spodziewa się pan zmian po niedawnych wyborach prezydenckich w Rosji?
- Wszyscy zastanawiamy się nad tym, co nam przyniesie jutro pod rządami prezydenta Putina. Jestem pełen nadziei, widząc na czele władz rosyjskich młodego przedstawiciela nowej generacji. Może nie jest on tym oczekiwanym, który dorastałby w demokratycznym, zachodnim społeczeństwie. Przez ponad 40 lat żył w zamkniętym społeczeństwie, ale zakładam, że jest to człowiek z otwartą głową, że ma świadomość wartości wolnego świata i że chce dobra Rosji. Mam nadzieję że dobrze wykorzysta okazję, którą stworzyli mu obywatele. Młoda generacja Rosji jest tak samo dobra jak jej rówieśnicy w innych krajach. Nadeszły czasy, byśmy otworzyli okna Rosji, by jej obywatele zaczęli wierzyć w te zasady, w które wierzy Zachód. Teraz ruch należy do Zachodu.
- Latem 1997 r. Madeleine Albright poparła w Wilnie litewskie aspiracje do NATO i Unii Europejskiej. Czy poparcie Zachodu dla integracji Litwy jest nadal silne, czy też entuzjazm osłabł?
- Przeciwnie. USA nadal mocno popierają rozszerzenie NATO. W zeszłym roku Amerykanie wyraźnie oświadczyli, że chcą widzieć w NATO państwa bałtyckie. Teraz wiele zależy od nas samych, gdyż nikt nie może wykonać za nas tego, co sami powinniśmy zrobić. Opracowaliśmy już strategię członkostwa, koncentrujemy nasze wysiłki, by sprostać warunkom sojuszu. Litwa robi wszystko, co w jej mocy, by stać się członkiem NATO w roku 2002 lub 2003, wraz z nową grupą państw. Prezydent Kwaśniewski wielokrotnie mówił: "Jesteśmy członkiem NATO i chcemy, by nasz sąsiad, Litwa, też był członkiem sojuszu". Prezydent Kwaśniewski nie tylko popiera nasze dążenia, ale stał się także adwokatem naszej sprawy w NATO.
- Chcąc wprowadzić Litwę do NATO, powtarzał pan wielokrotnie, że nie można izolować Rosji.
- Nie możemy wokół siebie budować muru. Jeśli naprawdę wierzymy w ideę otwartego społeczeństwa, musimy również być otwarci wobec Rosji. Jeśli Rosja dołączy do społeczności otwartych narodów, nie będziemy musieli się obawiać ani o bezpieczeństwo, ani o naszą państwowość; nie będziemy się też musieli bać jej arsenałów atomowych. Będzie to sprawa o drugorzędnym znaczeniu albo w ogóle zniknie. Chciałbym, by Rosja na zasadach równości przyłączyła się do społeczności wolnych i otwartych narodów. To zabrzmi jak dowcip, ale jakiś rok temu twierdziłem, że Rosja sprzeciwia się naszemu wejściu do NATO. Teraz uważam, że może za kilka lat nadejdzie dzień, kiedy powitamy w NATO samą Rosję. Być może zadecydowały o tym względy propagandowe, ale Putin nie odrzucił myśli, że kiedyś może to nastąpić.
- Mimo to nie sądzi pan, że Rosja może okazać irytację, jeśli Litwa zostanie członkiem NATO?
- Wierzę, że Rosjanie są realistami. Już nas nie mogą powstrzymać.

Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.