Podróż życia

Podróż życia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dokąd pojechać na wakacje za 3-5 tys. zł?
 Jaką część świata poznać, jeśli nie trzeba się liczyć z kosztami? Sam traktowałem podróże jako improwizację: miałem mało czasu lub pieniędzy, mieszkałem w hotelach podobnych do spelunek. Dziś, planując wyprawę marzeń, odpowiadam tylko na pytania: "Za ile?" i "Na jak długo?". Oto trzy propozycje ekscytujących, dwutygodniowych wypraw dla osób o różnej zasobności portfela.

Za 3 tysiące złotych na Półwysep Pirenejski
Pojechać do Hiszpanii i Portugalii to wyprawić się w teraźniejszość i przeszłość równocześnie. Nowoczesność jest widoczna na każdym kroku, bo te kraje, zwłaszcza Portugalia, po wejściu do Unii Europejskiej znacznie rozwinęły się cywilizacyjnie. Mogą się poszczycić infrastrukturą turystyczną światowej klasy. Co do przeszłości - Polski nie było jeszcze na mapach, gdy Maurowie podbili większą część Hiszpanii. Niezależny emirat, a potem kalifat w Kordobie zmienił oblicze kraju. Jeszcze dziś można dostrzec arabskie ślady w wielu miejscach półwyspu, przede wszystkim w Andaluzji. W katedrach i pałacach zachwycają też pozostałości z czasów rekonkwisty, królów katolickich Izabeli i Ferdynanda II, ekspansji zamorskiej.
W Pirenejach pociągały mnie zawsze ogromny hałas i głęboka cisza. Uwielbiam corridę - za teatr i solowy taniec matadora, za możliwość obserwowania publiczności, za jej afektowane zbiorowe westchnienia i okrzyki "olé!". Potem dobrze się wsłuchać w ciszę miasteczek, starych wąskich uliczek w Andaluzji, w pełnej duchów i mitów Galicii, w Elche i Orihueli pod Walencją, w tysiącu przedwiecznych grodów o omszałych murach i obyczajach sprzed stuleci. Dwa kraje półwyspu są tak bogatym źródłem wrażeń, że nie wiadomo, co polecać przede wszystkim - Goyę w muzeum Prado w Madrycie, el Greca w Toledo, Velázqueza, Gaudiego w Barcelonie, a może Picassa i Salvadora Dalego?
Hiszpania to także urzekające pieśni
i tańce, Semana Santa (Wielki Tydzień) w Sewilli, pielgrzymki do Santiago de Compostela, hiszpańskiej Częstochowy. Portugalia to Fatima, pełne tęsknoty fado, Lizbona z zaułkami Alfamy, wieżą w Belém, to miasteczka przytulone do skał i czepiające się wysuniętych na ocean przylądków, to pamiątki po Vasco da Gamie i Pedro Alvarezie Cabralu, odkrywcy Brazylii.
Na Półwysep Pirenejski można dotrzeć niezbyt luksusowym środkiem lokomocji, a na miejscu łatwo znaleźć tani dach nad głową. Dla przestrogi muszę dodać, że dwukrotnie chciano mnie w Hiszpanii okraść. Raz w tłumie oczekujących na wejście do cudownej Alhambry, a raz pod Sewillą, gdy wgapiałem się w improwizowane przez Cyganów brawurowe flamenco.

Za 5 tysięcy złotych na Półwysep Indochiński
Ileż za te pieniądze możliwości wielkiej przygody! Myślę o Bhutanie, himalajskim królestwie, tym Tybecie bez Chińczyków. Wizyta tam jest kosztowna (król liczy sobie sto i więcej dolarów dziennie od osoby) i bez biura turystycznego trudno się do tego kraju dostać. Myślę też o Madagaskarze, afrykańskim kraju, który jedną nogą znajduje się w Azji. A może Półwysep Indochiński? Właśnie! Tajlandię zostawmy na boku, bo jest zatłoczona. Spójrzmy przez chwilę na cztery kraje: Birmę, Kambodżę, Wietnam i Laos.
Junta wojskowa w Birmie pozwala się wcisnąć na swój teren nielicznym turystom, ale spróbować warto. Zaraz na wstępie przybyszów wita stolica Rangun (teraz Yangon), gdzie znajduje się jedna z najwspanialszych w Azji buddyjskich świątyń - Szwe Dagon, pełen blasku i złota zespół sakralny, nazwany przez Kiplinga "złotą tajemnicą". W Birmie można się doliczyć kilkunastu światowych atrakcji. Przede wszystkim Pagan, od XI wieku siedziba królów, obszar tysięcy liczących po 800 lat świątyń i grobowców. Jest w środku kraju niezwykłe jezioro Inle, na którym założono 17 wiosek, składających się z domów stojących na wbitych w dno palach. Nad Inle rozkłada się kapitalny bazar. Wśród straganów i porykujących krów urzęduje pod gołym niebem fryzjer i stareńkie kobiety z równie wiekowymi jak one maszynami do szycia Singera.
Gdzieś z pogranicza z Tajlandią ściągają do ośrodków cywilizacji kobiety żyrafy, uzbrojone w metalowe obręcze na wydłużonej szyi, rękach i nogach. Chętnie ustawiają się do fotografii. To pułapka, w którą i ja o mało nie wpadłem - po wykonaniu zdjęć żądają astronomicznej opłaty. Lepiej więc fotografować leżącego Buddę z Bago, urokliwe demony w licznych świątyniach oraz "mieszkanie duchów" na górze Popa.
Aby dotrzeć do Kambodży, kraju doświadczonego wojną i tragicznym końcem rządów Pol Pota, trzeba przeskoczyć Tajlandię. Wszystkich, którzy lądują w stolicy Kambodży Phnom Penh, zaprasza się do zwiedzenia więzienia Tuol Sleng i Pól Śmierci w Choeung Ek. Mimo że przyleciałem z kraju Oświęcimia, budynek dawnego gimnazjum, w którym zachowano cele tortur, zrobił na mnie wstrząsające wrażenie.
Do Kambodży ciągną turyści z całego świata, by obejrzeć fantastyczny zespół pałacowo-świątynny w Angkor. Dotrzeć należy do miasta Siem Reap na północy kraju. Kiedy w końcu staje się przed frontem Angkor Wat, ma się wrażenie, że to pałac wersalski. Te wspaniałe dzieła sztuki powstały między IX a XIV stuleciem, kiedy kultura Khmerów przyćmiła ówczesne osiągnięcia światowej cywilizacji.
Powiem krótko: warto odżałować kilkadziesiąt dolarów za prawo kilkakrotnego wejścia do świątyń (strażnicy fotografują turystów i wydają im legitymacje). Sensacją na obszarze zajętym przez prawie sto budowli wydały mi się doskonale zachowane rzeźby figuralne i nie kończący się film płaskorzeźb, przedstawiający wydarzenia sprzed tysiąca lat. Za prawdziwe olśnienie uważam świątynię Bajon w Angkor Thom, gdzie jest 200 rzeźb uśmiechniętych tajemniczo twarzy, a potem Ta Prohm, świątynię pożeraną przez dżunglę.
Kiedy zaczarowany opuszczałem budowle sprzed tysiąca lat za drugim czy trzecim razem, dwaj osobnicy w mundurach zaproponowali mi kupno legitymacji policyjnych, które "mogą mi wiele ułatwić". Wiedziałem już, że wojsko ogołaca Angkor Wat z dzieł sztuki, że wiele bezcennych zabytków kupuje się teraz na targowiskach w Bangkoku, przeto podziękowałem grzecznie za ofertę, która była nie do pogardzenia dla chętnych do rabunku.
Namawiam też do odwiedzenia południa Wietnamu, czyli Hoszimin, dawnego Sajgonu, oraz delty rzeki Mekong. Sajgon mało ucierpiał w czasie wojny z Ameryką, jest teraz odrestaurowany i pełen wdzięku. Mekong to rzeka o dziewięciu ujściach, zwanych dziewięcioma smokami. Poldery ryżowe, hamaki nad wodą, tysiące łodzi, wózków, rowerów, ryksz.
W wioskach Ben Dinh i Ben Duong udostępniono turystom, także amerykańskim, wejście do tuneli wydrążonych kiedyś przez Wietkong. W Cu Chi wlazłem do głębokiego tunelu, który zakamuflowano niegdyś pod bazą wojsk amerykańskich. Idę skulony, potem czołgam się, prawie dostaję klaustrofobii, ale znam już cząstkę prawdy o tamtej okrutnej wojnie.
Laos to drugi - obok Wietnamu - otwarty już na świat kraj o ustroju komunistycznym. Stolicą dzisiejszego państwa jest mały, spokojny Wientian. Tutaj znajduje się Pha That Luang, sanktuarium religijne i narodowe, gdzie odbywają się ważne uroczystości.
Wszystkie drogi prowadzą jednak do Luang Prabang, starożytnej siedziby królewskiej. Podobnie jak Wientian to małe miasto położone jest nad wielką rzeką. Urzeka w nim królewska kaplica pogrzebowa Wat Xieng Thong ze złoconą ścianą frontową.

Bez ograniczeń finansowych? Na wyspy Pacyfiku!
London, Twain, Melville, Stevenson i wielu innych znakomitych pisarzy i podróżników ukochało Ocean Spokojny. Ten "kontynent pełen wody" przyciąga ludzi z wyobraźnią. Rozciąga się na tysiącach kilometrów, podzielono go na obszary należące do rozmaitych archipelagów. Jack London napisał kiedyś: "Za Złotymi Wrotami jest Pacyfik i Chiny, Japonia, Indie, wszystkie wyspy koralowe (...). Przecież te miejsca tylko na mnie czekają". One czekają i na nas. Można tam dotrzeć zarówno od strony Azji, jak i Ameryki. Doradzam trasę: Wyspa Wielkanocna, Polinezja Francuska, królestwo Tonga, wielka wyspa Nowa Gwinea, a tam państwo Papua-Nowa Gwinea i Irian Zachodni (Irian Jaya).
Historia Wyspy Wielkanocnej obrosła w mity i legendy. Nikt nie wie, skąd wziął się pomysł wznoszenia olbrzymich kamiennych figur i po co je tworzono. Pisał o tym Thor Heyerdahl, który zresztą dodawał, że w gęstych lasach na pobliskich (?) Markizach też znajdują się przedziwne monumenty, tyle że trochę mniejsze i prawie jeszcze nieznane... Na wielu wyspach - na przykład na Fidżi i Tonga - mężczyźni noszą spódniczki. Często mają potężną tuszę. Jak król Tonga, Taufaahau Tupou IV, który ważył 250 kg. Gdy schudł do 170 kg, stracił mir u poddanych. Króla oglądałem w kościele, był rozmodlony, a może drzemał.
Na Pacyfiku warto się też wybrać na Nową Gwineę, a zwłaszcza do Irianu Zachodniego, kraju ludzi nagich. To chyba jedno z ostatnich takich miejsc na świecie. W Wamenie, w dolinie Ballem w środkowym Irianie, doradzano mi ironicznie: "Jedź do Asmatów, tam doleciał kiedyś Michael Rockefeller i zniknął bez śladu". - A tutaj, w krainie plemion Dani i Yali, nic mi nie grozi? - Zjedzono kilku misjonarzy, ale teraz kanibalizm nie jest w modzie - usłyszałem w odpowiedzi. Na Pacyfiku dziś jeszcze, jak kiedyś w głębokiej Afryce czy w Ameryce Południowej, staje się twarzą w twarz z minionym czasem, ze światem czystej egzotyki. Tutaj przychodzi na myśl powiedzenie Kartezjusza: "Podróżowanie jest prawie jak rozmowy z ludźmi innych stuleci".

Więcej możesz przeczytać w 16/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.