Winien kapitalizm?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politykom domagającym się różnych socjalistycznych idiotyzmów nie przeszkadza fakt, że to przecież już było i efekty są znane
Według naszego marginesu politycznego, wszystkiemu winni są Żydzi i cykliści. Ale popularność tego hasła jest niezwykle mała w porównaniu z popularnością hasła, że wszystkiemu winien jest kapitalizm. Z tym ostatnim zgadzają się i margines - leppery i elpeery - i niemiłościwie nam panująca koalicja. Warto przypomnieć, że nowym sekretarzem generalnym SLD został laureat Nagrody Złamanego Grosza "Wprost", który zaproponował ni mniej, ni więcej tylko "zawieszenie gospodarki rynkowej". Antykapitalistycznego animuszu peeselowskich zwolenników dotacji z kieszeni zagranicznych podatników przypominać nie potrzeba; sami przypominają o swoich roszczeniach we wszystkich mediach.

Rachunek pijanego gościa
Ten antykapitalistyczny animusz silny jest zresztą nie tylko w Polsce. Wystarczy, by coś gdzieś się nie powiodło, aby natychmiast przypisać winę za to kapitalizmowi. Ostatnim przykładem jest bankructwo amerykańskiego energetycznego giganta - Enronu. Amerykański model bezlitosnej konkurencji, dążenie do zwiększenia zysków za wszelką cenę, towarzysząca temu dążeniu nieuczciwość - wszystko to natychmiast dopisane zostało do rachunku Enronu jak data urodzenia kelnera do rachunku pijanego gościa w restauracji.
Ponieważ jednak felietonu tego nie piszę w restauracji, a nawet gdybym pisał w restauracji, to i tak na trzeźwo, proponuję zrobić użytek ze zdrowego rozsądku i przyjrzeć się sprawie Enronu nie tylko na trzeźwo, ale i trzeźwo. Zacznijmy od przypomnienia branży, w jakiej działa - czy raczej działał - Enron. Jest to branża energetyczna, w której nigdzie niestety, nawet w kapitalistycznej Ameryce, nie ma wolnego rynku.
Kalifornijskie problemy z niedoborami energii elektrycznej na początku ubiegłego roku i bankructwo innej, mniejszej firmy energetycznej, podobnie jak bankructwo Enronu, nie wzięły się z nadmiaru kapitalizmu. To politycy - jak zawsze i wszędzie - zgodzili się na "liberalizację" dostaw energii, pod warunkiem że... nie wzrosną ceny. Ponieważ jednak, jak pamiętamy, ostro w górę poszły wówczas ceny ropy naftowej, więc i firmy energetyczne zaczęły mieć kłopoty, a niektóre trafiły pod młotek.
W energetyce "kapitalizmu nakazowego" jest wszędzie niemało, co ma swoje negatywne następstwa. Styk gospodarki z polityką jest zawsze źródłem nieefektywności, m.in. dlatego, że zamiast podyktowanych ekonomią rozwiązań rynkowych wprowadza się takie, które są rezultatem politycznych negocjacji. Jest też - z tego samego powodu - źródłem korupcji. I z tych wszystkich powodów ekonomiści wolnorynkowej orientacji domagają się maksymalnego ograniczenia obecności państwa w gospodarce.

Anioł rynku, czyli człowiek
Pozostańmy jednak jeszcze przy Enronie, gdyż jest to historia wiele mówiąca o kapitalizmie. Przypominam, że Enron na skutek błędów regulacji i własnych błędów (ryzykancka polityka przejęć innych firm!) zbankrutował. Nie pomogły manipulacje z bilansem firmy, nie pomogły starania w bankach i w rządzie. Przedłużyły tylko agonię. Czyli kapitalizm zrobił swoje - nieefektywna firma poszła pod młotek, a jej aktywa przejmą wierzyciele.
W żadnym systemie gospodarczym nie działają pozbawieni pokus aniołowie, tylko ludzie. Różnica między kapitalistycznym wolnym rynkiem a resztą polega na tym, że pokusy ryzykanctwa, manipulacji, nieuczciwości z reguły są ujawniane i bezlitośnie karane przez rynek. I tak się stało w wypadku Enronu.
Ale tak jest tylko tam, gdzie istnieje ów bezlitosny kapitalistyczny wolny rynek. Kiedy nad prowadzącym równie ryzykancką politykę ekspansji francuskim bankiem państwowym, Credit Lyonnais, zawisła groźba bankructwa, rządzący zdecydowali się dofinansować bank niemałą sumką prawie dwudziestu miliardów franków i obyło się bez bankructwa. Oczywiście, bardzo niekapitalistycznie zapłacili za to francuscy podatnicy, a sekretariat Unii Europejskiej handryczy się do dziś z Francją o to, że wyłożona przez rząd kasa przekroczyła - bardzo tolerancyjne przecież - unijne granice "przyzwoitego subsydiowania"...

Daewoo, czyli pijany marynarz w porcie
Kapitalistyczny wolny rynek w oczach socjalistów, etatystów i utopistów wszelkiej proweniencji winien jest niejako z definicji. Kiedy przyszedł tzw. azjatycki kryzys finansowy, też winien okazał się kapitalizm i kapitalistyczni spekulanci. Swoją drogą, co za ścierwa ci spekulanci, którzy - pożyczywszy na przykład koreańskim korporacjom i bankom dziesiątki miliardów dolarów - w pewnym momencie powiedzieli: "Dość!".
A przecież i koreańskie czebole, i banki miały jeszcze tyle doskonałych pomysłów, na co wydać pożyczane pieniądze! Długi jednej tylko - znanej nam skądinąd - korporacji Daewoo wyniosły 80 mld USD - dwa razy więcej niż dług zagraniczny Polski!!!
Spróbujmy przypomnieć, w jakim klimacie powstało tak gigantyczne zadłużenie. Dlaczego wielkie firmy zachowywały się bardziej nieodpowiedzialnie niż pijany marynarz, który zawinął do portu po długim rejsie (bardziej nieodpowiedzialnie, bo w końcu marynarz przepijał swoje). Nietrudno zgadnąć: pomogło państwo. Rząd koreański zachęcał firmy do ekspansji w nowych zaawansowanych technicznie dziedzinach gospodarki i udzielał gwarancji kredytowych zarówno samym firmom, jak i finansującym je bankom.
W myśl znanej w bankowości zasady zwanej hazardem moralnym, gwarancje rządowe pozwoliły menedżerom zwiększyć stopień ryzyka podejmowanych inwestycji. Ale nawet dla uzbrojonych w gwarancje dzień prawdy musiał nadejść. I wówczas okazało się, że firmy wprawdzie mają duże udziały w rynkach nowoczesnych produktów, ale ich przychody nie pokrywają wydatków - wraz z zaciągniętymi kredytami. Nie wystarczy bowiem umieć coś wyprodukować. Konsumenci muszą to jeszcze kupić za określoną cenę. Kiedy wspomniani wcześniej wredni kapitalistyczni spekulanci odmówili dalszego finansowania, zaczęły się schody. A kto zapłaci rachunek za "oświeconą politykę przemysłową" rządu i ryzykanctwo koreańskich menedżerów? Któżby inny - koreańscy podatnicy. I tak dalej, i dalej, zawsze to samo; nie ma innego źródła.

Zysk według Marksa i "Gazety Wyborczej"
Kapitalizm winien jest wszystkiemu. W "Gazecie Wyborczej" jeden z dziennikarzy zachwala portugalskiego pisarza, komunistę i antyglobalistę, który oczywiście wini kapitalizm za to, że na świecie są ludzie głodni. Nie byłoby tego problemu - twierdzi bohater naszego redaktora - gdyby menedżerowie nie myśleli tylko o zyskach. Oczywiście, mogliby wzorem dobrze sprawdzonej, bliskiej sercu pisarza ideologii myśleć - zamiast o zyskach - o planowanych stratach. Wówczas mielibyśmy jednak gwarancję nie tylko istnienia ludzi głodnych, ale i głodu na masową skalę. W końcu w komunistycznej Rosji zginęło z głodu w kolejnych epidemiach 25 mln ludzi, a w maoistowskich Chinach w następstwie strategii "wielkiego skoku" - ponad 30 mln. Takie są konsekwencje, gdy myśli się - za Marksem - o bezpośrednim zaspokajaniu potrzeb ludności, a nie o zyskach...
Takich samych "talenciaków", jak powiedziałby Wiech, wybrzydzających na kapitalizm jest u nas dostatek. I ani pożal się Boże intelektualistom, ani politykom domagającym się różnych socjalistycznych idiotyzmów nie przeszkadza, jak widać, fakt, że to przecież już było i efekty są znane. Komunizm załamał się pod ciężarem własnej nieudolności.
A może to już tak musi być? Starsi zapomnieli, bo skleroza, a młodzi nie wiedzą, bo nie doświadczyli. Na szczęście, nie musi! Wystarczy porównać dwóch lewicowych przywódców, Blaira i Jospina, z ich programami i polityką, by uznać, że skleroza, nostalgia i niewiedza nie zawsze i nie wszędzie decydują o wyborze polityki. Niestety, u nas nie mamy Blaira po lewej stronie (że już o pani Thatcher po prawej nie wspomnę). I dlatego jest jak jest.

Więcej możesz przeczytać w 18/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.