Gretkowska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jakiekolwiek państwowe radio bądź telewizja, mówiąc o erotyce, składają usteczka w ciup, naśladując cenzurę


Smętny zawód prowokatora

Radiowa, niegdyś kultowa Trójka niedomaga, bo słuchacze wolą komercję albo inny rodzaj inteligentnej rozrywki niż radio. Zaangażowano mnie więc do uszminkowania ust chorej. Wymyślono audycję "Mann i Manuela", w której miałam z Wojciechem Mannem błyskotliwie rajcować słuchaczy na tematy damsko-męskie. Proste założenie: Mann gwarantuje radiowe doświadczenie, humor i kulturę, ja - słynna skandalistka - etatową prowokację. Mieliśmy się wzajemnie podniecać i studzić na antenie w niedzielne przedpołudnia. Znakomita pora, by przy biciu kościelnych dzwonów zabawiać się salonowo erotyką i konkurować ze stacjami komercyjnymi. W pierwszej audycji zaczęliśmy od rozważań nad molestowaniem seksualnym. Podyskutowaliśmy też o ciekawostkach z tygodników społeczno-politycznych i pod koniec zeszło na anegdotki. Mann opowiedział o porzuconym facecie, mściwie wyznającym kochance: "Wszystkie orgazmy udawałem!". Kiedy gawędziliśmy o seksie oralnym, słuchacze przysyłali e-maile prostujące nasze przyzwyczajenia językowe: "Nie mówi się już zrobić laskę, ale loda". Przysyłali też e-maile wzburzone: "To świństwa!".
Trudno zadowolić wszystkich. Otwarte mówienie o seksie kojarzy się wielu z wulgarnością i "Big Brother". Nic dziwnego, w państwowych przyzwoitych mediach seks omawia się tylko z pozycji fotela ginekologicznego, medycznie albo poradnikowo. Gdzie więc normalni ludzie mogą wysłuchać bezpruderyjnych rozmów o erotyce? Wydawało się, że teraz w Trójce, która postanowiła zostać nowoczesnym radiem, mówiącym nowoczesnym językiem. Ale trwało to bardzo krótko - jedną audycję. Wtrąciło się Biuro Programowe Polskiego Radia z siedemnastostronicowym omówieniem naszego występu czy wręcz występku obyczajowego. Według tej cenzorskiej opinii, audycja "(...) wyraźnie naruszała regulamin kwalifikowania, rozpowszechniania i sposobu zapowiadania audycji lub innych przekazów, które mogą zagrażać moralnemu lub fizycznemu rozwojowi niepełnoletnich". W rezultacie zabroniono nam używać słów z poprzedniej audycji, gdyż grozi to na przykład fizycznym złamaniem kręgosłupa słuchacza. Dyrektor Trójki, musiał - jako urzędnik - podporządkować się radom z Kraju Rad, czyli porządnej, ocenzurowanej Polski. Zakazano nam używać na antenie także określeń czynności fizjologicznych.
- No cóż, jeśli orgazm jest dla niektórych sprawą czysto fizjologiczną. Ale chyba katar też? - zastanawiałam się na głos, wiedząc, że albo poddam się cenzurze (nawet nie obyczajowej, ale wbrewrozsądkowej), albo zrezygnuję. - Jak mówić o sprawach damsko-męskich, nie używając pewnych sformułowań? - dopytywałam. - Można nie wprost, aluzjami - zachęcał dyrektor. Chyba najlepiej dźwiękami naśladowczymi. Audycja erotyczno-onomatopeiczna. Bezpieczny mikrofon propagujący bezpieczny seks. Podziękowałam więc za dalszą współpracę.
Oczywiście, dałam się podpuścić w premierowej audycji i przegięłam. Zapominałam, że rada etyki uważa się za Radę Ocalenia Narodowego. Wojciech Mann, legenda Trójki, któremu zabrano jego ostatnią audycję "Maniak niedzielny", został przez cenzurę sprowadzony w programie "Mann i Manuela" do roli maniaka manualnego. A ja stałam się domorosłym Larrym Flyntem walczącym o wolność słowa sprośnego.
I to w kraju, gdzie czytelniczki bardziej mieszczańskiego od kanapy pisma "Twój Styl" ze spokojem czytają o odkryciu nowych rozkosznych punktów G, A, X, dowiadując się, że wagina pomieści niedługo w sobie cały alfabet. W tym samym czasie nowatorska niegdyś Trójka czy jakiekolwiek państwowe radio bądź telewizja, mówiąc o erotyce, składają usteczka w ciup, naśladując cenzurę.
Z jednej strony - tandeta komercji ble, ble, ble, z drugiej - tandetna poprawność ple, ple, ple. Zdawałoby się, że pomiędzy tym Babilonem sprzedajności a narodową przyzwoitką z Pcimia jest miejsce na normalność i śmiejącą się z niej prowokację. Tam jednak zieje pustka. Tak więc polski prowokator - zamiast działać na własny koszt - zostaje ugodowcem na etacie i podskakuje w pustce. Bo naigrawanie się z taniutkiej komercji czy nadętej kultury nie ma sensu. One same są już własną karykaturą.
Więcej możesz przeczytać w 18/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.