Wyjątek francuski?

Wyjątek francuski?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mam trudności w odróżnianiu skrajnej prawicy od skrajnej lewicy
 

"Liczę na to, że w nadchodzących dniach każdy da dowody poczucia odpowiedzialności, tolerancji i szacunku"
Jacques Chirac


Sprawdziły się najgorsze prognozy, jeszcze tydzień temu uznawane za nieprawdopodobne. Na francuskim ringu wyborczym pozostał urzędujący prezydent i... Le Pen. Francja zatrzęsła się z bezsilnej złości, Europa zaczęła się podejrzliwie rozglądać, komu jeszcze jakieś paskudztwa mogą wypłynąć na powierzchnię. Przypadek austriacki nagle przestał być odosobniony. Le Pen zmieścił się w formie jak zakalec przez pomyłkę uznany za chleb nasz powszedni. Tytuły prasowe wybito żałobną czarną czcionką, a na ulicę wyszli skonfundowani obywatele. Wcześniej narzekali wprawdzie na Chiraca, Jospina i cały polityczny establishment V Republiki, ale dopiero teraz uświadomili sobie jakościową różnicę między nimi wszystkimi i politycznym pchlim targiem, z którego nagle wychynął pierwszoligowy bojownik, reklamujący się - rzecz jasna - jako alternatywa "narodowa, ludowa i społeczna" i przy okazji jako ostatni prawdziwy katolik. W Polsce tacy mówią o sobie, że są "biczem bożym" i też wznoszą sztandary narodowe, ludowe, społeczne, a na domiar wszystkiego ultrakatolickie...
Warto przy okazji zauważyć, że nie gorszy wynik (także lepszy niż Jospin) uzyskali kandydaci skrajnej lewicy, tyle że zabrakło im jednego, wspólnego Le Pena ť rebours. Nic na to nie poradzę, że mam trudności w odróżnianiu skrajnej prawicy od skrajnej lewicy, zgodnie zresztą ze starą maksymą francuską, że "les extr×mes se touchent". Dla jasności: nie odróżniam ich też w Polsce.
Zapewne wszyscy normalni politycy - łącznie z głównymi przegranymi socjalistami - będą zachęcać francuskich wyborców do wsparcia Chiraca w drugiej turze. Zobaczymy, czy ta mobilizacja elektoratu przyniesie spodziewane rezultaty. Niedziela 5 maja może się okazać słoneczna, powrót z weekendu zatłoczonymi autostradami może się przeciągnąć do późnych godzin wieczornych, a wtedy przewaga Chiraca nad Le Penem może niebezpiecznie zmaleć. Tymczasem tym, czego Francja dziś naprawdę potrzebuje, jest polityczny nokaut - demokracja powinna wygrać z ksenofobią i radykalizmem stosunkiem przynajmniej 80:20, co wymagałoby masowej obecności wyznawców demokracji przy urnach, gdzie z całą pewnością nie zabraknie kompletu ksenofobów, rasistów i innych radykałów. Gdyby ta oczekiwana demonstracja siły ze strony demokracji miała się nie powieść, marsz Le Pena do władzy na dobre się zacznie, choćby tym razem jeszcze zwyciężył Chirac. Konkurencją dla Le Pena będzie wtedy jedynie radykalna lewica.
Nawet jeśli Le Pen zostanie znokautowany, Francja będzie wymagać od Chiraca wyremontowania sceny politycznej. Nie jest pewne, czy socjaliści zdołają się na czas otrząsnąć z klęski, a przecież już w czerwcu odbędą się wybory parlamentarne, w których główną stawką będą mandaty dla przegranego-wygranego Le Pena oraz całej galerii ugrupowań radykalnych, ośmielonych udaną przygodą kwietniową. Chirac powinien się w najbliższych tygodniach posłużyć swym osobistym autorytetem (pod warunkiem uzyskania magicznych 80 proc. w drugiej turze) i przywrócić wyborcom wiarę w umiarkowanie oraz w "konstruktywne" głosowanie. Nie ma czego zazdrościć politykowi, którego jeszcze niedawno, pospołu z Jospinem, przedstawiano na plakatach niczym Pinokia - z długim nosem kłamczucha. Oczywiście, radykałowie ochoczo podejmą tamte oskarżenia, choć zapewne stracą one nośność w oczach opinii publicznej i mediów. Zwycięży zapewne filozofia "mniejszego zła" i przekonanie, że tym razem to właśnie Chiracowi "Bóg powierzył honor Francji". Pozostanie pytanie, czy ta misja zakończy się odnową sceny politycznej na miarę VI Republiki.
Więcej możesz przeczytać w 18/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.