Diane Pretty, siostra Trei

Diane Pretty, siostra Trei

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przeciwnicy eutanazji zaproponowali Diane Pretty, żeby przestała jeść. Wtedy doprowadzi do tego, o co walczy
Są książki, w których człowiek zakochuje się natychmiast i na całe życie. W ten sposób uwiódł mnie kiedyś Milan Kundera i całkiem niedawno Carol Oates. Przed kilkoma dniami zaś ze swoją książką "Śmiertelni nieśmiertelni. Prawdziwa opowieść o życiu, miłości, cierpieniu, umieraniu i wyzwoleniu" dołączył do nich Ken Wilber, amerykański myśliciel i psycholog transpersonalny. Historia zapisana przez niego, a wyreżyserowana przez samo życie poruszyła mnie do głębi. Nie mówiąc o tym, że nabrała dodatkowego wymiaru w kontekście ostatniego werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Sparaliżowana po szyję Diane Pretty ma umrzeć śmiercią naturalną. Ma żyć do końca. W orzeczeniu trybunału pojawiło się słowo "precedens", które już za kilka tygodni, bo tyle życia zostało zdeterminowanej Brytyjce, odejdzie w niebyt... Pretty przestanie oddychać i będzie po krzyku. Zwłaszcza że zdecydowani przeciwnicy eutanazji zaproponowali jej, żeby przestała jeść, to doprowadzi do tego, o co walczy. Sumienia będą czyste. W każdym razie sumienia tych, którzy dziś mówią o niebezpiecznej subiektywizacji zabójstwa, a nie widzą najmniejszego problemu w prawnym usankcjonowaniu cierpienia, na które Pretty została jednogłośnie skazana.
Treya miała trzydzieści osiem lat, gdy poznała swego męża, Kena Wilbera. Pobrali się po czterech miesiącach, a dwa tygodnie po ślubie u Trei wykryto nowotwór piersi czwartego stopnia. O życie walczyli prawie pięć lat. Operacje, naświetlania, nawroty, cukrzyca, chemia, naświetlania i nawroty. Najdroższe kliniki, niekonwencjonalne metody i wciąż nadzieja, że jest jeszcze szansa na zwycięstwo. Emocjonalne zapaści i euforie. Próby oswajania codziennych lęków.
Tuż po diagnozie lekarzy Wilber zanotował: "W każdej chorobie człowiek musi się zmierzyć z jej dwoma różnymi aspektami. Po pierwsze, staje twarzą w twarz z samym procesem chorobowym... Po drugie, staje twarzą w twarz również z tym, co społeczeństwo, w którym żyje, i kultura tworzą wokół choroby - ze wszystkimi osądami, lękami, nadziejami, mitami, opowieściami, wartościami i znaczeniami". I dodał: "To społeczeństwo ocenia, kiedy i jak jesteś chory; kultura, w której żyjesz, wyznacza granice twego zdrowia: kiedy jesteś, a kiedy już nie jesteś zdrowy". Gdy więc pada z ust lekarza to paraliżujące słowo "rak", musimy się zmagać nie tylko z własnym strachem, ale i z otoczeniem, które boi się go w tym samym stopniu. "Najbardziej niepokojący jest fakt, że społeczeństwo osądza brak zdrowia jako zło" - pisze Wilber. Zauważa też: "Każda z kultur ma co innego do powiedzenia". Chrześcijaństwo zazwyczaj określa chorobę jako karę Boga za grzech. New Age przekonuje, że choroba jest lekcją, dzięki której dowiadujemy się czegoś o sobie samych. Psychologiczny aspekt choroby, zacytowany przez Wilbera, Woody Allen ujmuje następująco: nie złościłem się, ale zamiast tego wyhodowałem sobie guzy. Ile religii i teorii, tyle odmian raka.
W książce refleksje Wilbera przeplatają się z zapiskami prowadzonymi przez jego umierającą żonę. Lata mocowań z rakiem to również jej transformacja jako kobiety: "Zawsze zmagałam się z pytaniem, co jest dziełem mojego życia. Być może zbyt duży nacisk kładłam na działanie, a zbyt mały na bycie". To spostrzeżenie przynosi jej ulgę. Nareszcie może być sobą: "Przestanę się starać być jak mężczyzna i zacznę rozkoszować się tym, że jestem kobietą". Temu procesowi towarzyszą łzy zwątpienia i uczuciowa szarpanina. Bunt i powracające jak w koszmarnym śnie pytanie: dlaczego właśnie nas to spotkało? Żona Wilbera rozmyśla o równowadze między jej kobiecą i męską naturą i łapie się na tym, że mogłaby już przestać być "najstarszym synem" swego ojca. Oto mamy przed sobą kolejną córkę Simone de Beauvoir - jej życie udowadnia prawdziwość stwierdzenia, że nie rodzimy się kobietami, ale się nimi stajemy.
"Bardziej sobie ufam. Jestem dla siebie milsza. Wierzę, że moim życiem kieruje jakaś mądrość i że nie musi ono wyglądać tak jak życie innych ludzi, bym czuła się dobrze, bym czuła się spełniona i - właśnie tak - bym czuła, że odnoszę sukcesy". Tuż przed śmiercią Trei Ken notuje: "Zrozumieliśmy, że o to właśnie chodziło: byliśmy różni. Może to odnosi się do wszystkich kobiet i mężczyzn. Nauczyliśmy się doceniać te różnice - nie tylko je uznawać, ale odczuwać wdzięczność za to, że istnieją. Naszym ulubionym powiedzeniem stało się zdanie z Platona: Mężczyźni i kobiety byli kiedyś jednością, ale potem zostali rozdzieleni i od tego czasu poszukiwanie i pragnienie tej jedności jest nazywane miłością". Oboje z Treyą często myśleli o samobójstwie, skoczeniu z mostu i położeniu kresu temu wszystkiemu. Tak się jednak nie stało, bowiem w dniu, w którym okazało się, że Treya ma kilkanaście nowych guzów i przestaje widzieć, ta niezwykła kobieta się poddała. Żeby umrzeć, nie potrzebowała zgody żadnego szacownego gremium i nie musiała - jak być może w końcu uczyni to Diane Pretty - przestać jeść. Jak długo można żyć samą miłością ?
Więcej możesz przeczytać w 19/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.