Mądrzy inaczej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzięki Alternatywie Polacy okazali się jedynym narodem, który z entuzjazmem poparł Le Pena
Wyskoczył diabełek z pudełka, pomachał ogonem i - rozczarowany - musiał wskoczyć z powrotem. Jeszcze nie jego czas. Ale przynajmniej się rozejrzał, jak stoją interesy. A przy okazji i my, aniołki, podglądnęliśmy, jak one stoją. Zaskakujący i denerwujący przebieg wyborów prezydenckich we Francji ma tę zaletę, że dzięki niemu znamy najbardziej realistyczny obraz społeczeństwa francuskiego.
Moim zdaniem, nie jest on ani gorszy, ani lepszy od obrazu wielu innych społeczeństw. Okazuje się, że mniej więcej jedna piąta populacji gotowa jest zgłupieć na tyle, by w podskokach samej sobie szykować odebranie dobrodziejstw społeczeństwa otwartego i nowoczesnego i wepchnięcie w społeczeństwo zamknięte i wlokące się w ogonie Europy. Wcale nie jestem pewien, czy w innych krajach ten odsetek jest mniejszy. Jestem natomiast pewien, że wielu ludzi gotowych zgłupieć w ten właśnie sposób nie okazuje tego otwarcie. Cztery piąte społeczeństwa naciskające w przeciwnym kierunku jest wystarczająco silne, by mniejszość bała się - a może nawet wstydziła - to mówić. We Francji natomiast nagła nadzieja, że ich przedstawiciel może naprawdę wygrać, spowodowała, iż ludzie ci wyszli z ukrycia w komplecie. W drugiej turze wyborów na Le Pena padło 5,8 mln głosów, czyli prawie milion więcej niż w pierwszej, kiedy nadzieje na sukces skrajnej prawicy były traktowane jak niewczesny żart.
Do tego miejscowego miliona skrajnych - powiedzmy - optymistów nagle dołączyło jeszcze dwanaście sztuk z zagranicy. Wśród kilku tysięcy osób manifestujących 1 maja w Paryżu poparcie dla Le Pena znalazł się tuzin jegomościów ze związku Alternatywa z Katowic. Komiczny folklor polityczny? Tak, tylko miejscami rozpaczliwy.
Oczywiście, każdemu wolno uprawiać amatorsko politykę i opowiadać na proszonych obiadkach u cioci, jak należy zmienić świat. Można też zrozumieć, że grupka niezrównoważonych amatorów polityki chce sobie robić reklamę dosłownie przy każdej okazji. Jest jednak jeden warunek takiego przyzwolenia i takiego zrozumienia: że cenę swojej głupoty amatorzy ci płacą sami. Wtedy wszystko jest w porządku i uczciwie. Tak jednak tym razem właśnie nie jest.
Przyjezdni z Katowic wystąpili w Paryżu w galowych strojach górniczych. "Libération" mylnie zinterpretowała te ubiory jako "uniformy paramilitarne". Niestety, z dużą precyzją zacytowała natomiast umieszczony na transparencie napis po francusku: "Polacy popierają Jean-Marie Le Pena". A dlaczego nie od razu śmielej: "Kosmos popiera Jean-Marie Le Pena"? Przecież Tomasz Karwowski i jego koledzy są nie tylko mieszkańcami Polski, ale także mieszkańcami wszechświata. Nikt im nie dał prawa do występowania w imieniu wszystkich Polaków - a jednak występują. Cóż więc ich powstrzymuje przed występowaniem w imieniu wszystkich zjednoczonych galaktyk? Proszę tylko nie mówić, że wrodzona skromność.
Napis na ich transparencie można było oglądać 1 maja przez cały dzień co pół godziny w dziennikach jednej z francuskich telewizji kablowych, a następnie w ogólnie dostępnym wieczornym dzienniku Canal Plus, poprzedzającym szopkę satyryczną "Les Guignols de lInfo", cieszącą się ogromną oglądalnością. Za jedyny komentarz służyły oświadczenia zachwyconego zastępcy Le Pena, Bruno Gollnischa, o poparciu polskich górników. Jego zachwyt był tym większy, że Polacy okazali się jedynym narodem, który postanowił otwarcie i z entuzjazmem poprzeć Le Pena.
Nazajutrz ich obecność odnotowała uszczypliwie zarówno lewicowa "Libération", jak i konserwatywne "Le Figaro". Z mieszaniną zdumionej ironii i poirytowania cytowało pana Karwowskiego, który przedstawiał Alternatywę jako organizację "liczącą piętnaście tysięcy członków, w tym wielu górników" i perorował, że "tak jak Le Pen jesteśmy za polityką rodzinną, za bezpieczeństwem, ojczyzną i wartościami moralnymi" i "mamy te same poglądy na Unię Europejską". Z tej poważnej i poczytnej gazety można się było także dowiedzieć, że wśród Polaków mieszkających we Francji "wielu głosuje na Le Pena" i że Alternatywa chce zaprosić Le Pena do Polski. Następnego dnia klasa mojego dziewięcioletniego syna przerabiała francuskie tłumaczenie "Okularów" Juliana Tuwima. Syn przyniósł oryginał, żeby pokazać, jak to wygląda po polsku. Na przerwie usłyszał od kolegów, by się w przyszłości nie fatygował, bo Polacy popierają Le Pena. Czyli Tomasz Karwowski odniósł sukces. Jeśli mówią o tym już dzieci, to znaczy, że jego posłanie naprawdę poszło w naród.
Alternatywa, powiadacie? No, w każdym razie dowód na to, że istnieje rozwiązanie alternatywne w stosunku do rozumu. 



Więcej możesz przeczytać w 20/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.