Orlęta niezgody

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma porozumieli się, Polacy i Ukraińcy jeszcze nie

Juliusz Urbanowicz ze Lwowa

Jan Franczuk wspomina, jak w 1966 r. przyprowadził na Cmentarz Łyczakowski kuzyna z Anglii, by pokazać mu - tylko z daleka, przez płot - miejsce spoczynku lwowskich orląt. Wejście na tę część nekropolii było zabronione, a samo miejsce - skazane przez radzieckie władze na zapomnienie - zbezczeszczone. W miejscu katakumb stanęły zakład kamieniarski i kotłownia, nagrobki były poniszczone, zaśmiecone i porośnięte krzakami. Przez część przedwojennego Cmentarza Obrońców Lwowa przechodziła szosa. Mogiły ukraińskich przeciwników orląt z lat 1918-1920 też nie wyglądały lepiej. Dla komunistów pamięć narodów zawsze była niebezpieczna. Dzisiaj cmentarz nie przypomina już ruiny z czasów ZSRR, ale polegli wciąż nie mogą się doczekać spokoju. Dlaczego?

Cmentarny trójkąt bermudzki
Franczuk, dziś prezes społecznego Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie, nawet nie marzył, że cmentarz zostanie odnowiony dzięki funduszom z Polski i przyzwoleniu miejscowych władz. Do pogodzenia potomnych jest jednak daleko. Od niedawna nekropolia ma dodatkową "opiekę". Dniem i nocą strzegą jej ukraińscy milicjanci i funkcjonariusze Berkutu - milicyjnych sił specjalnych - by nie dopuścić do aktów dewastacji.
Kwestia cmentarza Orląt Lwowskich zakrawa coraz bardziej na groteskę. Od kilku lat nie można doprowadzić do jego oficjalnego otwarcia, choć obie strony zapewniają, że stosunki polsko-ukraińskie są znakomite. Spór nad grobami, toczący się między Warszawą, Kijowem a Lwowem, sprawia wrażenie politycznego trójkąta bermudzkiego. Toną w nim zapewnienia o strategicznym partnerstwie obu krajów i przyjaźni narodów.
O "międzynarodowym skandalu" poinformowała ukraińska telewizja po tym, jak nowi radni Lwowa znów uniemożliwili uroczyste otwarcie cmentarza. Radni nie chcą słyszeć o uzgodnieniach Warszawy i Kijowa. Ukraińscy nacjonaliści z organizacji UNA-UNSO zapowiedzieli, że będą demonstrować przeciwko otwieraniu "cmentarza okupantów". Chcą, by sprawę otwarcia nekropolii rozstrzygać w lokalnym referendum.
Członkowie lwowskiej rady miejskiej powtarzają argumenty poprzedników - nie chcą, by miejsce pochówku ich niegdysiejszych przeciwników w walce o Lwów znów stało się - jak mówią - "panteonem chwały oręża polskiego", raniącym uczucia strony ukraińskiej. Polacy oburzają się na ten argument, twierdząc, że poszli na daleko idące ustępstwa ("Może nawet zbyt daleko idące" - mówi Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Pamięci Walk i Męczeństwa) i nawet nie myślą o odtworzeniu wyglądu cmentarza sprzed II wojny światowej.

Historia polityczna
Żeby się dostać na cmentarz Orląt, trzeba przejść przez symboliczne miejsce pochówku żołnierzy Ukraińskiej Armii Galicyjskiej. Tam można przeczytać, że zginęli oni w obronie Lwowa i ukraińskiego państwa. Na polskim cmentarzu brak jakiegokolwiek napisu - w rezultacie zażartego sporu o jego treść. - A o co walczyły te dzieci i młodzież, jak nie o Lwów i o Polskę? - pyta Franczuk nad grobem dziesięcioletniego Janka Kukawskiego. - Tu się zaczęła II Rzeczpospolita. Polska się przecież jeszcze nie odrodziła, gdy tu wybuchły walki - przypomina. To z cmentarza Orląt pochodzą pierwsze zwłoki nieznanego żołnierza przeniesione do Warszawy, gdzie wystawiono im pomnik-symbol. - Nie po to tu zostaliśmy i cierpieliśmy tyle lat, żebyśmy teraz mieli zacierać swoje ślady. Chcemy żyć w zgodzie z Ukraińcami, ale to kwestia zachowania naszej tożsamości - dodaje Teresa Dutkiewicz, wiceprezes do spraw kultury w Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie.
Wołodymyr Sereda, przewodniczący rady koordynującej działania organizacji skupiających ukraińskich przesiedleńców deportowanych z rodzinnych ziem w wyniku decyzji komunistycznych władz ZSRR i Polski, patrzy na problem z innej perspektywy. - Ten cmentarz utwierdzał polskość na tych terenach, ale teraz sytuacja geopolityczna jest inna. To już nie są kresy wschodnie, tylko zachodnia Ukraina - mówi. Jako członek komisji, która rekomendowała poprzedniej radzie miasta Lwowa decyzję w sprawie cmentarza, przypomina, że radni opowiedzieli się w uchwale za napisem (na płycie grobu pięciu nieznanych żołnierzy) mówiącym, że polegli "walczyli o Polskę". Byli natomiast przeciwni sformułowaniu "bohatersko polegli". Ich zdaniem, Kijów - podejmując inne decyzje - złamał prawo, gdyż jurysdykcja nad cmentarzem należy do władz lokalnych.
Sereda nie zgadza się z zarzutami części działaczy polskich, że jest jedną z osób, których postawa zaostrza stosunki polsko-ukraińskie: - To byłoby wbrew naszym interesom - mówi. Często podróżuje do Polski, odwiedzając mogiły ofiar tragicznych porachunków polsko-ukraińskich. Wspomina, jak w Pawłokomie koło Dynowa nad Sanem uczestniczył w 1995 r. w poświęceniu mogiły 370 osób. Odbywało się to pod eskortą policjantów z psami, ale emocje już opadły i miejscowi Polacy odnoszą się spokojnie do Ukraińców odwiedzających swoich zmarłych.
Walka o symbole z przeszłości przeplata się z wielką polityką, przybierając również osobliwe formy. Prezydent Ukrainy Leonid Kuczma przysłał nawet do Lwowa swego ministra... spraw zagranicznych Anatolija Złenkę. Bezskutecznie tłumaczył miejscowym, jak ważne jest podtrzymywanie i zacieśnianie dobrych stosunków z Polską, jeśli Ukraina myśli poważnie o zbliżeniu z Unią Europejską. Taras Woźniak, odpowiedzialny w urzędzie rady miasta za kontakty zagraniczne, mówi jednak, że nie ma teraz atmosfery sprzyjającej przełamaniu impasu wokół cmentarza, gdyż próbowano to zrobić w fatalnym stylu: w pośpiechu i za pomocą prikazu z góry, jak za sowieckich czasów.

Lwów kontra Kijów
- Prezydenci się dogadali, ale społeczeństwa nie są gotowe. Nasza administracja wykazała się nieodpowiedzialnością i brakiem profesjonalizmu, lecz Polsce też zabrakło co najmniej taktu - mówi Jarosław Hrycak, historyk z Uniwersytetu Lwowskiego. - Wasi przedstawiciele, tacy jak pan Przewoźnik, gdy tu przyjeżdżają, próbują udowodnić, jacy oni są europejscy i demokratyczni, a my na ich tle jak bardzo jesteśmy zsowietyzowanymi wieśniakami. W dodatku chcecie lwowiakom narzucić decyzje za pośrednictwem Kijowa, a tu wiele ludzi nie uznaje obecnych władz z Kuczmą na czele za władze narodowe.
W zachodniej Ukrainie polityka Kuczmy istotnie budzi największy sprzeciw. Nastawieni przeważnie proeuropejsko politycy z tej części kraju oskarżają prezydenta o parodiowanie demokratycznych reform, kneblowanie wolnej prasy i budowanie klanowo-mafijnych powiązań władzy na wzór rosyjski.
Gdy rodziła się niepodległa Ukraina, amerykańscy analitycy wieszczyli groźbę rozpadu zróżnicowanego państwa. Hrycak mówi dziś o zjawisku "galicyjskiego separatyzmu" jako reakcji na politykę Kuczmy. Jedną z barwniejszych postaci tego ruchu jest Wołodymyr Kostyrko, malarz i publicysta. Wystawę jego dzieł otwarto właśnie w Galerii Lwowskiej. Wiele obrazów artysty przypomina sceny z historii, w której ścierały się dwie cywilizacje. Galicyjscy kniaziowie, rycerze i duchowni - zwolennicy zachodniej, łacińskiej kultury - przeciwstawiali się prawosławnym Kozakom - nosicielom wzorców wschodnich.
Wedle Kostyrki, obecne władze rozpowszechniają szkodliwe mity historyczne, próbując na siłę wtłoczyć "Galicjan" w obce im wzorce cywilizacyjne, a przy okazji kontynuując sowiecki styl pozbawiania honoru i godności swoich przeciwników. - Mamy się utożsamiać z Kozakami, których celem było zabijanie unitów, czyli nas, Galicjan? - pyta. Spór o napisy na grobach jest, jego zdaniem, elementem tej gry. - Narzucają nam fałszywą tożsamość i na tej podstawie dążą też do fałszywego pojednania z Polakami. Mówią, że to nas zbliży do Europy, ale robią wszystko, by nas od niej oddalić.
Zdaniem "galicyjskich separatystów", we Lwowie nastroje nacjonalistyczne to zjawisko marginalne, a coraz bardziej odradza się prawdziwa, wielokulturowa, "burżuazyjna" tożsamość miasta. Mają nadzieję, że Polska będzie w tym pomagać. - Na razie za mało jest tu normalnej, europejskiej polskości, nie łączącej się z dawnymi mitami - ubolewa Hrycak. - Jeśli ukraińskie media nadają pod dyktando władz, to dlaczego we Lwowie, do którego Polacy są tak przywiązani, nie można kupić albo przeczytać w czytelni choćby jednej polskiej gazety? - pyta. Polska powinna tu dostarczać "europejskiego kontekstu" - powiada - to najlepsza droga do normalizacji stosunków polsko-ukraińskich, nie zaś naciski administracyjne przez centrale w Kijowie.
- Gdy odzyskamy godność, zrozumiemy, że jeżeli swoich poległych uznajemy za obrońców, nie powinniśmy odmawiać prawa do tego samego Polakom - twierdzi Kostyrko. 


Zapomniane mogiły
Cmentarza Janowskiego we Lwowie nie strzegą milicjanci, nie odwiedzają go też z takim zapałem delegacje z Polski, choć tam również leżą polegli w walkach polsko-ukraińskich. Groby trudno znaleźć - są wstydliwie ukryte za odnowionym i ogrodzonym cmentarzem ukraińskich strzelców siczowych. Oryginalne nagrobki polskich poległych, zrównane z ziemią za czasów ZSRR, nie zostały odtworzone. Na ich miejscu stoją inne mogiły - z lat 80. Gdzieniegdzie między nowymi grobami stanęły proste betonowe krzyże upamiętniające poległych - jednak bez żadnych nazwisk i informacji. Za zbiorowym pomnikiem-krzyżem (jedno ramie osmalone, ze śladami po kulach karabinowych) zachowała się jednak tablica z wyraźnym napisem, który nie byłby do zaakceptowania na odnowionym, okazałym cmentarzu Orląt Lwowskich na Łyczakowie: "Bohaterskim żołnierzom ze wszystkich dzielnic Polski, którzy polegli lub zmarli z ran w obronie Lwowa i kresów wschodnich w latach 1918-1920". Znacznie łatwiej odwiedzającym Cmentarz Janowski dowiedzieć się czegoś innego na temat Polski. Przy wejściu, obok głównej alejki, są dobrze zachowane mogiły osób, które - jak informują napisy - zginęły w 1936 r. podczas "antyfaszystowskich" demonstracji przeciwko "pańskiej Polsce".
Więcej możesz przeczytać w 21/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.