Z życia koalicji

Dodano:   /  Zmieniono: 
  • Serdeńko nasze i odkrycie Alfred Owoc (SLD), działacz totalny, się rozwija. I rozbija. Kilka lat temu rozbił samochód. Policja twierdzi, że Alfred był nabąbany, on sam - a wierzymy mu na słowo - że czuć było od niego tylko spryskiwacz do szyb. Teraz Alfred jest doradcą ministra zdrowia i rozbił już samolot relacji Warszawa - Szczecin. No, na razie nie cały, tylko fotel i głowę (ale to już swoją). Załoga zarzeka się, że Alfred znów był nabąbany. Alfred, jak ty chłopie nie przestaniesz pić, to za parę lat Amerykanom wszystkie promy kos-miczne w perzynę obrócisz!
  • Głowa naszej ojczyzny zabrała się za wychwalanie Unii Europejskiej. Prezydent wpadł pod granicę niemiecką, do Bolesławca, i ucieszył się, że "dzięki strukturom europejskim możemy rozwiązywać codzienne problemy". A wszystko dlatego, że otworzył obwodnicę, na którą kasę sypnęła Europa. Urocze jest to, że obwodnica ma cztery kilometry i budowali ją trzy lata. Wychodzi 1333 metry rocznie. W ten sposób w 2683 r. podciągniemy tę autostradę do Przemyśla! A Kwaśniewski będzie miał wtedy tyle lat, co Yoda z "Gwiezdnych wojen", i też sobie wstęgę przetnie. Laserem.
  • Cała wataha ministrów zwaliła się na Śląsk. "Nie wyobrażam sobie innego stylu funkcjonowania rządu" - wyraził się Leszek Miller i zasugerował, że jeszcze sobie tak pojeździ. U mieszkańców regionów zagrożonych gospodarską wizytą naukowcy zauważyli nerwowe ruchy migracyjne. A czy od takiej wizyty można się ubezpieczyć? Albo zaszczepić?
  • No i całkowicie bzdurne okazały się nasze żarciki z trzeciego, informacyjnego, programu telewizji, że to niby PSL 24. W weekend widzieliśmy tam rzecz zjawiskową: "Biesiadę u Ryszarda Ulickiego". U posła SLD biesiadowało pół zarządu TVP, wiersze deklamował Bronisław Cieślak, coś ť la buzdygan wręczał mu Jerzy Szmajdziński, a Leszek Miller wyznał, że Ulicki wydzwania do niego o czwartej rano i szepcze "Leszek, ja cię love". Nie można by tego programu powtórzyć dla drugiej zmiany? A jak się na niemiecki przetłumaczy, to i RTL to kupi.
  • Nic dziwnego, że po takich sukcesach Brunatny Robert łaskawie zgodził się pobyć jeszcze prezesem TVP przez następną kadencję. Z wyrazami uznania pospieszył szef rady nadzorczej Witold Knychalski: "Wierzę, że nadal będzie niezależny. Ufamy mu i mamy nadzieję, że nie roztrwoni tego zaufania, zmieniając stosunek do świata polityki". Z tą niezależnością co prawda, to prawda. Ponoć BBC chce Brunatnego Roberta sklonować i jeden egzemplarz zamrozić w temperaturze ciekłego azotu w Sèvres, a na drugim będą szkolić dziennikarzy.
  • Ciężkie jest życie działacza ludowego. Ale ma też swoje blaski. Jednodniową gwiazdą telewizji został Władysław Serafin (od PZPR przez kółka rolnicze i Samoobronę trafił do PSL), który w dniu nie zapowiedzianej wizyty Samoobrony w Ministerstwie Rolnictwa trzy razy wystąpił w telewizorze. Niestety, za każdym razem towarzyszyli mu posłowie Samoobrony: Łyżwiński (w TVN), pani Beger (TVN 24) i Mojzesowicz ("Monitor Wiadomości"), więc Serafin nie mógł zabłysnąć. Ani zaśpiewać nie dali, ani zatańczyć, ani nawet kawału opowiedzieć.
  • Poza tym ci niewychowani działacze Samoobrony zwracali się do Serafina per panie Serafin. A Władek nic, ani drgnie. Jak skała. Raz tylko delikatnie zwrócił się do posłanki Beger "niech się pani zamknie", a tamci ciągle pytlowali. I nawet im z plaskacza nie zasunął jak Władek Frasyniuk (ale o tym w życiu opozycji, niestety)! To się nazywa anielska, by nie powiedzieć serafińska, cierpliwość.
  • Inna wschodząca gwiazda ruchu ludowego, Zbigniew Kuźmiuk (PSL jak się patrzy, można po wąsach poznać), trafił w "Kropce nad i" właśnie na Serafina i Łyżwińskiego. Panowie byli tak zajęci sobą, że Kuźmiuka nie zauważali, więc tylko raz cieniutko zapiszczał: "Czy ja mógłbym się na coś przydać?". Jasne, Zbyszek, możesz po szkło skoczyć.
  • Różne są sposoby leczenia kompleksów. Można chodzić do psychoterapeuty, ale można też dawać ogłoszenia do gazet. Ten drugi sposób wybrał zaufany premiera, szef całej poczty Leszek Kwiatek, mąż Katarzyny Piekarskiej (SLD, ksywa Pocztówka). "Gorąco apeluję o zaniechanie niegodziwych metod dyskredytowania naszej pracy i naruszania dóbr osobistych. Polegają one między innymi na szermowaniu drwiną z naszych nazwisk (np. niezły kwiatek, nielegalny kwiatek)" - wypalił z grubej rury w prasie. I dalej w ten deseń, że żurnaliści mu brużdżą i "groźby karalne formułują". Oj, ten Kwiatek to nam chyba nie zwiędnie. Chociaż Leszek, czy ty aby na słońcu za długo nie przebywałeś?
Więcej możesz przeczytać w 21/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.