Uwaga: wodospad!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy socjaldemokraci wzmacniają, a nie zwalczają populistów
Podczas parlamentarnej kampanii wyborczej sądziłem, że rządy SLD będą dla Polski stratą czasu. Europejska socjaldemokracja jest dziś jałowa, nie ma pomysłu, jak stawić czoło wyzwaniom transformacji i globalizacji. Dlatego rozczarowani wyborcy odsuwają ją od rządu. W Polsce lewica zabiegała
o władzę pod hasłem odsunięcia od wpływów skompromitowanej formacji AWS-UW i sukces miała zapewniony. W jej programie brakowało jednak interesujących projektów. Dziś coraz bardziej obawiam się, że rządy SLD nie tylko przyniosą nam stratę czasu, ale spowodują poważniejsze szkody. Wyrządzą Polsce istotną krzywdę.

Państwo antyobywatelskie kontra III RP
Gdyby zdefiniować indeks wolności i równości, to od początku III RP stale by się on powiększał. Państwo, czyli suweren, stopniowo zwracało ludziom wolność i związaną z nią odpowiedzialność. Obywatelom zwróciło swobodę gospodarowania, wspólnotom - samorząd terytorialny, społeczeństwu - możliwość komunikowania się poprzez własne media. Postępował też proces zrównywania obywateli pod względem ich praw i obowiązków wobec państwa. Socjaldemokraci starają się tę tendencję zatrzymać i odwrócić.
Po pierwsze, rząd przypuścił ostry i uporczywy atak na instytucje społeczne niezależne od państwa. Ich powstanie było istotną zdobyczą społeczeństwa obywatelskiego, podstawą systemu równowagi i współodpowiedzialności, gwarancją stabilności i wolności. Głównym celem ataku stały się Rada Polityki Pieniężnej i niezależne media, mniej spektakularne działania objęły na przykład fundusze emerytalne i inne instytucje finansowe. Trudno wyjaśnić tę ofensywę inaczej niż chęcią realizacji wizji państwa innego niż III RP. Gdyby chodziło o konkretne decyzje, spór zostałby podjęty z ludźmi odpowiedzialnymi za nie. Zaatakowane zostały jednak instytucje. Powód jest więc inny - szerszy, strategiczny.
Po drugie, rząd zatrzymał prywatyzację. Choć w deklaracjach pozostaje ona nadal celem, konkretne decyzje i plany dotyczą restrukturyzacji firm państwowych, usprawnienia zarządzania majątkiem państwa, a nawet renacjonalizacji, słowem - utrwalenia obecności państwa w działalności gospodarczej. Osobiste doświadczenia, ambicje działaczy domagających się dobrze płatnych stanowisk i nacisk nieufnego wobec rynku elektoratu sprawiają, że polscy socjaldemokraci dążą do tego, aby państwo zatrzymało znaczącą część majątku produkcyjnego.
Po trzecie, rząd reanimował podatek dochodowy. Podatki służą gromadzeniu dochodów państwa. Państwo jest troską wszystkich obywateli. Dlatego w zamyśle architektów polskich finansów publicznych dochody państwa miały zostać oparte na podatkach pośrednich, związanych z konsumpcją; powszechnych i dlatego sprawiedliwych. Wraz z ich wzrostem maleć miał udział (coraz bardziej płaskiego) podatku dochodowego - daniny selektywnej, penalizującej wysiłek i sukces, postrzeganej jako niesprawiedliwa. Opodatkowanie pośrednie osiągnęło swoje apogeum. Podatek dochodowy jednakże nie spadł, gdyż uniemożliwił to prezydent Aleksander Kwaśniewski. Obecnie SLD zamierza ten podatek nie tylko utrwalić, ale też podwyższyć, bardziej zróżnicować i uczynić ważnym źródłem finansowania "naprawy" państwa.

Pasażerowie na gapę
Niemal połowę wpływów z podatku dochodowego dostarcza nieco ponad 1,2 mln osób (ci, którzy zarabiają ponad 3 tys. zł miesięcznie i płacą 30 proc. podatku lub więcej). Praca tej małej grupy jest ważnym - a miałaby być jeszcze ważniejszym - źródłem finansowania zasiłków dla 20 mln osób. System, w którym los tak wielu zależy od pracy tak niewielu, jest z natury rzeczy niestabilny, nietrwały. Z jednej strony, zachęca do postawy "pasażera na gapę" i oddala perspektywę powiększenia liczby pracujących. Z drugiej strony, budzi poczucie krzywdy i protest przeciwko poświęcaniu dużej części własnej pracy na cele społeczne. Narasta konflikt, który poważnie poróżni Polaków.
Te działania prowadzą mnie do przekonania, że socjaldemokraci realizują bliską zachowawczej lewicy ideę bezwzględnego prymatu polityki, programowania i kontrolowania całej aktywności społecznej, monopolu władzy; ideę państwa sięgającego znacznie szerzej i głębiej niż III RP. Dlatego do umowy społecznej będącej podstawą III RP chcą dorzucić elementy rodem z tradycji socjalistycznej i komunistycznej, których staraliśmy się pozbyć. Dodatkowym argumentem za tą tezą jest brak prób redukcji wydatków państwa, a wręcz przeciwnie - gromadzenie środków na ich zwiększenie.

Sojusz z populizmem
Demokracja - nie tylko nasza - boryka się dziś z małym zaangażowaniem obywateli, spadkiem poparcia dla partii o ugruntowanej pozycji, wzrostem zainteresowania radykalnymi politykami i ugrupowaniami. Świat stara się tym problemom zaradzić: zwiększyć frekwencję wyborczą (w ciągu ostatnich czterdziestu lat obniżyła się ona w osiemnastu z dwudziestu zaawansowanych demokracji), zwiększyć atrakcyjność poważnych partii, piętnować i izolować radykałów, nawet na szczeblu międzynarodowym. Polscy socjaldemokraci wydają się mieć inne zdanie. Tak jakby chcieli system zniszczyć.
Po pierwsze - inaczej niż ich zachodni koledzy - wzmacniają, a nie zwalczają populistów. W kampaniach wyborczych uderzają w niebezpiecznie tony (słynne renty socjalne czy "dzieci na śmietnikach"). Po wyborach, gdy zarysowały się dwie opcje: albo radykałów izolować, albo inkorporować - wybrali tę drugą. Zawarli nieformalny sojusz z Samoobroną, najbardziej niebezpiecznym ze skrajnych ugrupowań. Jej przywódcę wynieśli na prestiżowy urząd wicemarszałka Sejmu, dając jego zwolennikom powód do pozbycia się wstydu, że go popierają. Radykałów nie da się inkorporować do głównego nurtu. To wbrew ich naturze. Można pozyskać ich wyborców, ale do tego droga prowadzi poprzez skuteczne podniesienie ich problemów, a nie sojusze z wykorzystującymi ich szarlatanami.
Po drugie, polscy socjaldemokraci systematycznie wzmac-niają niechęć do władzy. Obnażając - i słusznie - karygodną interesowność AWS-UW, nie proponują żadnych zabezpieczeń na przyszłość. Wydają się mówić: "My jesteśmy inni". Dla ludzi, którzy przecież wiedzą, że praktykę gmatwania prywatnego z publicznym rozpoczęły w III RP środowiska SLD i PSL, to czysty cynizm. W ferworze politycznej debaty atakują ostro i głupio - "NBP szkodzi Polsce", "Solidarność jest gorsza od Samoobrony". Negując dobrą wolę, odzierają kluczowe nieraz instytucje z prestiżu i społecznego zaufania. Wprowadzając swoje rozwiązania, czynią to bez względu na niedogodności czy lęki dotkniętych nimi ludzi, jak w wypadku lekarstw, matury czy podatków. Wywołuje to pretensje, żal i gniew, utrwala podział na "my" i "oni".
Po trzecie, rodzimi socjaldemokraci blokują próby zwiększenia uczestnictwa obywateli w życiu publicznym. Demokracje zachodnie starają się uatrakcyjnić i ułatwić wybory - wprowadzają wybory bezpośrednie, pocztą, przez Internet itd. U nas, jak w wypadku wyborów do samorządów, SLD forsuje rozwiązania skrojone na własne potrzeby, których skutkiem może być tylko dalszy spadek uczestnictwa w życiu publicznym.
Nie podejrzewam, że SLD chce zniszczyć obecny system, obalić III RP. Nie umiem więc wyjaśnić tych działań inaczej niż brakiem zasad i prymatem krótkookresowego interesu partyjnego. W konsekwencji rośnie jednak niechęć - wręcz nienawiść - do "rządzących", czyli do instytucji i elity. Całej elity, gdyż ludzie nie rozróżniają aktualnie rządzących od opozycji. Rośnie też poparcie dla radykalnych ofert politycznych, jako "nowych" i nie skażonych praktyką władzy. I system polityczny III RP może się rozlecieć.

Europa ojczyzn
Istotną zdobyczą III RP jest dobra pozycja międzynarodowa będąca wynikiem konsekwencji w rozwijaniu demokracji i rynku, otwartości wobec świata, konstruktywnej polityki zagranicznej. Dziś ta pozycja wydaje się zagrożona.
Po pierwsze, socjaldemokraci - inaczej niż większość ich europejskich kolegów - postanowili dołączyć do zachowawczego obozu w Unii Europejskiej. Prezydent Kwaśniewski widzi unię jako Europę ojczyzn. W 1997 r. wyjaśniałem publicznie Marianowi Krzaklewskiemu, że ta wizja jest niezgodna z polskim interesem narodowym i szczęśliwie należy do przeszłości - unia połączona wspólną walutą i zmierzająca do wspólnej polityki bezpieczeństwa Europą ojczyzn być już nie może. Swoją wizję przyszłości Europy premier Miller postanowił nakreślić wspólnie z premierem Blai-rem. Co łączy Polaków z Brytyjczykami - kraje o tak odmiennych doświadczeniach, tak różnych tradycjach państwa narodowego i tak różnych oczekiwaniach wobec unii? Jaka wspólnota interesów? Dlaczego, wiążąc swój los z unią, mamy zacząć od aliansu z najbardziej wobec niej sceptycznym członkiem? Rządowi negocjatorzy koncentrują swój wysiłek i uwagę opinii publicznej na socjalnych aspektach członkostwa. W konsekwencji ich reforma lub eliminacja napot-ka w przyszłości opór Polaków. A przecież to są przeżytki, które szkodzą unii i jej członkom i są przedmiotem ostrej krytyki.
Po drugie, socjaldemokraci dołączyli do przeciwników kapitału zagranicznego. Zatrzymanie prywatyzacji, seria posunięć budzących wątpliwości co do strategii związanych z rynkiem i demokracją oraz awantury z inwestorami zagranicznymi spowodowały, że III RP nigdy nie miała tak złej opinii na światowym rynku jak dzisiaj. W konsekwencji napływ kapitału zagranicznego jest najmniejszy od wielu lat (w tym roku będzie o 10--15 proc. niższy niż w poprzednim i o 30-35 proc. niższy niż dwa lata temu). Ten spadek można byłoby tłumaczyć konkretnymi wydarzeniami, gdyby nie oficjalna prognoza skutków strategii gospodarczej rządu, zawarta w programie "Przedsiębiorczość - rozwój - praca". Według tego planu, inwestycje bezpośrednie w roku 2006, a więc trzecim roku naszego członkostwa w unii, wyniosą mniej więcej tyle samo, ile w roku 2000! Rząd wyraźnie planuje przeciwdziałanie napływowi środków, które przecież powinny się zwiększać skokowo wraz z uzyskaniem członkostwa.
Dlaczego socjaldemokratyczni przywódcy chcą wprowadzić Polaków do unii pod zachowawczymi i eurosceptycznymi sztandarami? Trudno ten zamiar wyjaśnić inaczej niż anachroniczną wizją państwa narodowego i społeczeństwa, o której była mowa. Albo chęcią wprowadzenia Polaków w błąd, ukrycia przed nimi prawdziwej głębi obecnej i przyszłej (bo przecież jest już ona w dużym stopniu zdeterminowana) unii. W obu wypadkach jest to błąd. Hamując rozwój unii, zrobimy sobie krzywdę - będziemy przecież od jej powodzenia znacznie bardziej zależni niż na przykład Anglicy. Wprowadzeni w błąd wyborcy "odreagują" przy najbliższej okazji, tak jak Duńczycy, którzy do unii przystąpili w przekonaniu, że jest to raptem obszar "współpracy gospodarczej" i w konsekwencji nie zgodzili się na wprowadzenie wspólnej waluty. W obu wypadkach obecność Polaków w unii będzie mniej dynamiczna i mniej konstruktywna, niż mogłaby i powinna być.

Uwaga: wodospad!
Strategia socjaldemokratów - prymat polityki, duże państwo, obywatele nierówni wobec prawa, rozchwiany system polityczny, zachowawcza postawa wobec świata - stawia polityków opozycji w trudnej sytuacji. Nastroje Polaków są dziś bardzo złe. Na granicy beznadziei. Przekroczenie tej granicy grozi poważnymi konsekwencjami, z których najgorszą - jak pokazuje przykład Argentyny - jest wielka trudność w przywróceniu ładu i równowagi. Tak jak w wypadku łodzi z wysiłkiem utrzymującej się na wzburzonych wodach. Dlatego odpowiedzialna opozycja jest dziś tak "niewyrazista" - krytykuje, popędza, "czepia się", ale nie stara się łodzi wywrócić. Zrobi to jednak, gdy dojdzie do wnios-ku, że sternik prowadzi ją w stronę wodospadu. Będzie wówczas musiała wybrać mniejsze zło.




POLA KONFLIKTÓW
Rada Polityki Pieniężnej - ograniczenie jej niezależności umożliwiłoby koalicji SLD-UP-PSL manipulowanie stopami i kursem złotego
Niezależne media - koalicja chce wolnego rynku mediów, ale takiego, żeby media były przychylne władzy i konsolidowały się na zasadach narzuconych przez władzę
Prywatyzacja - sprzedaż majątku skarbu państwa prywatnym właścicielom nie powinna, zdaniem koalicji, pozbawiać jej wpływu na dużą część tego majątku
- koalicja chce zjeść ciastko i mieć ciastko
Podatki - koalicja nie przewiduje obniżania i upraszczania podatków, bo nie zamierza zrezygnować z utrzymywania dużego sektora publicznego i rozbudowanych świadczeń socjalnych
Przedsiębiorczość - zmiany w kodeksie pracy są niewystarczające, by opłacało się tworzyć nowe miejsca pracy, a podatki za wysokie, by polskie firmy były konkurencyjne
Więcej możesz przeczytać w 22/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.