Biznes na minach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zamachowcy samobójcy wysadzają w powietrze izraelską gospodarkę


Cztery lata temu na Światowym Forum Gospodarczym stroszyłem piórka przed Saudyjczykami i Jordańczykami, snując opowieści o nowych możliwościach na rynkach Bliskiego Wschodu - wspomina Izraelczyk Benny Gaon, były szef Koor Industries Ltd., a obecnie właściciel firmy inwestycyjnej B. Gaon Holdings. Kres marzeniom przedsiębiorcy położył wybuch palestyńskiej intifady przed dwoma laty. Samobójcze zamachy fanatyków z Hamasu, Dżihadu czy al Aksy powodują jedynie większą mobilizację izraelskiego społeczeństwa oraz skuteczne akcje odwetowe armii. Jedno Palestyńczykom się jednak udało - podminowali izraelską gospodarkę, która z pozycji obiecującego rynku wschodzącego (emerging market) stacza się szybko na dno recesji.
Po podpisaniu porozumienia izraelsko-palestyńskiego w Oslo w 1993 r. izraelskie towary zaczęły się pojawiać na niedostępnych dla nich do tej pory rynkach w Azji i Europie. Scentralizowaną militarno-przemysłową ekonomię zastąpiła gospo-darka oparta na turystyce, budownictwie oraz branży high-tech. Izrael zaczął być postrzegany jako jeden z najbardziej perspektywicznych rynków świata, przyciągając wielkich zagranicznych inwestorów, a Tel Awiw stał się śródziemnomorską Doliną Krzemową. Marzenia o Izraelu będącym regionalnym centrum biznesu prysnęły jednak wraz z początkiem drugiej intifady we wrześniu 2000 r., która cofnęła zegar o dwadzieścia lat - do gospodarki czasu wojny. Wydatki na obronę, które w latach 90. spadły z 13,5 proc. do 8,5 proc. PKB, znów rosną. W 2002 r. ich udział w PKB sięgnie najpewniej 9,5 proc. Według ministra finansów Sil-vana Szaloma, od początku marca wojna z palestyńskimi bojówkami kosztowała Izrael już około miliarda dolarów. Rząd Szarona niemal na pewno spróbuje zasilić budżet, podnosząc podatki, co utrudni utrzymywanie w ryzach inflacji. Ejtan Raff, prezes Banku Leumi, ocenia, że w tym roku inflacja przekroczy 4 proc., podczas gdy w 2000 r. była zerowa. Izraelczycy coraz bardziej obawiają się więc, że podobnie jak w latach 80. będą uzależnieni od amerykańskiej pomocy finansowej i datków żydowskiej diaspory.

Byle nie Izrael
- W tym roku nie napłynie do izraelskich spółek żaden obcy kapitał - uważa Zeev Holtzman, prezes i dyrektor wykonawczy firmy Giza Venture Capital. Z kolei jego kolega Yanki Margalit z Aladdin Knowledge Systems Ltd., firmy produkującej oprogramowanie i zajmującej się bezpieczeństwem w sieci internetowej, opowiada, jak w zeszłym roku jego przedsiębiorstwo miało podpisać umowę z wielką japońską korporacją. Właśnie wtedy doszło do samobójczego ataku w jednej z dyskotek w Tel Awiwie - palestyński zamachowiec zabił 21 Izraelczyków. - Japończycy zadzwonili i powiedzieli, że wycofują się ze względu na ceny, co było absurdalną wymówką - mówi Margalit. - Uciekli ze strachu. Niektórzy zagraniczni klienci i członkowie zarządów boją się nawet przyjeżdżać do Izraela. Z tego powodu wiele posiedzeń organizowanych jest na Cyprze albo w Nowym Jorku. - Ciężko jest znaleźć partnerów strategicznych - mówi Tobias Fischbein, analityk sektora high-tech w firmie Lehman Brothers Inc. z Tel Awiwu. - Kto zainwestuje w firmę, której nigdy nie widział? Najbardziej ucierpiał stworzony dzięki zastrzykom kapitału zagranicznego przemysł high-tech, wypracowujący aż 15 proc. PKB Izraela. Po boomie ostatnich dziesięciu lat w ubiegłym roku - po raz pierwszy w historii - wpływy z eksportu w tej branży zmniejszyły się o 10 proc., spadając do 10 mld USD.

Kurs survivalu
W ciągu dwóch ostatnich lat Izrael stracił około 5 mld dolarów potencjalnych wpływów z turystyki i biznesu.
Ceny nieruchomości spadły o 30-50 proc., jerozolimskie hotele zapełnione są jedynie w siedmiu procentach, restauracje świecą pustkami. Firmy ratują się, przenosząc część działalności za granicę. Izraelczycy zaczynają lokować pieniądze w Toronto, Budapeszcie i Pradze - miejscach, które przyciągają Żydów pochodzących z Europy Wschodniej. Wielcy gracze na rynku nieruchomości, tacy jak Africa-Israel Investments Ltd., inwestują w supermarkety i kompleksy mieszkalne za granicą. Mniejsze firmy kupują nieruchomości, które potem wynajmują. W pierwszym kwartale 2002 r. 500 mln dolarów opuściło kraj lub zostało przelanych na konta zagraniczne - oceniają analitycy. Izraelczycy kupują też domy na Cyprze - służą im one jako polisy asekuracyjne na wypadek wojny totalnej. - W razie czego można tam wysłać rodzinę - wyjaśnia Stanley Finkelstein, konsultant rynku nieruchomości z Tel Awiwu. - To tylko pół godziny lotu.


Intifada, czyli kres prosperity
W 1999 r. wzrost w gospodarce palestyńskiej wyniósł 7,4 proc. Na podobnym poziomie utrzymywał się do początków palestyńskiego powstania (intifada wybuchła we wrześniu 2000 r.). Wojna położyła kres okresowi prosperity. Do końca ubiegłego roku, według danych Banku Światowego, konflikt kosztował Palestyńczyków 3 mld USD. Do tego należy doliczyć 400 mln USD, które są potrzebne, by odbudować zniszczoną infrastrukturę. W tym roku te koszty wzrosną o kolejne kilkaset milionów dolarów. Dochody przeciętnego Palestyńczyka spadły w 2001 r. o jedną piątą, osiągając poziom 1375 USD per capita rocznie. Bezrobocie wynosi 35 proc. Przed wybuchem powstania ponad połowa Palestyńczyków utrzymywała się za mniej niż 2 USD dziennie. "Teraz poziom ubóstwa znacznie się zwiększył" - informuje Maher Masri, palestyński minister gospodarki i handlu. "Bez gwarancji spokoju inwestorzy nie powrócą do Palestyny" - nie ma wątpliwości Salah Abdel Szafi, konsultant ekonomiczny w Gazie.
Więcej możesz przeczytać w 24/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Opracował: