Zajebisty umysł

Dodano:   /  Zmieniono: 


Po moim występie na jednym z międzypokoleniowych koncertów podszedł do mnie młody człowiek i widać było, że chce mi powiedzieć coś miłego. Było też widać, że nie bardzo wie, jak to zrobić, bo nieczęsto młode pokolenie ma ochotę powiedzieć coś miłego zgredom. Wreszcie sprężył się w sobie jak Wojski w "Panu Tadeuszu", w oczach krwią zabłysnął i wypalił: "Ale pan to takie... zajebiste teksty pisze".
W taki sposób dowiedziałem się, że oto kolejne słowo oderwało się od swojego rzeczywistego znaczenia (przymiotnik użyty przez młodego człowieka to pierwotnie wulgarne określenie aktu seksualnego, w dodatku rusycyzm) i poszybowało w jakże odległe rejony znaczeń pozytywnych. A z tego należy wyciągnąć wniosek, że winna nas przestać niesmaczyć sytuacja, kiedy idol (według "Słownika wyrazów obcych" W. Kopalińskiego, idol to wyobrażenie, posąg, symbol bóstwa; bałwan pogański, bożyszcze) publiczności festiwalowej wykrzykuje to słowo na przemian z widownią. Po prostu między artystą a jego audytorium odbywa się wtedy wymiana uprzejmości.
W końcu komplementem jest dziś westchnienie "Ach, cóż z pani za kobieta!". A przecież jeszcze cztery wieki temu słowo "kobieta" było określeniem obelżywym, pochodzącym od słowa "kob", czyli chlew. Pewnie i inne określenia, ciągle rażące co wrażliwsze uszy, uzyskają kiedyś status pełnoprawnej polszczyzny, którą już coraz częściej zastępują. Doczekamy się wówczas wydawnictw podobnych do znalezionego przeze mnie w księgarni polskiej w Nowym Jorku "Słownika wyrażeń z fuck".
Nie jestem bynajmniej językowym purystą, co siedzi na kanapie i ma za złe czemuś, co i tak nieuchronne. Nie jestem też przeciwny używaniu tak zwanych brzydkich wyrazów tam, gdzie jest to uzasadnione. Ale lubię mieć prawo wyboru, czy chcę ich słuchać. Gnałem ostatnio na złamanie karku do multikina, starając się nie spóźnić na podaną w programie godzinę rozpoczęcia filmu "Piękny umysł". Podaną kłamliwie, bo film wcale się o niej nie zaczął. Najpierw zmarnowano mi dwadzieścia minut życia na reklamy filmów, których (ani reklam, ani filmów) w żadnym wypadku nie chcę oglądać. Wśród nich znalazł się zwiastun filmu "Dzień świra" nafaszerowany wprost wulgaryzmami. Pornografię mogę sobie kupić lub nie, ale tu wyjść nie mogłem. Musiałem ten rynsztok obejrzeć, bo nie było wiadomo, po której reklamie zacznie się film. Tak więc jedne... (tu słowo, które wkrótce przestanie razić) epatują wulgaryzmami, a drugie zmuszają do ich słuchania!
Ale nie obrażajcie się jedni ani drudzy na moje określenie. Proces jego przewartościowywania już trwa. W knajpie dwóch dżentelmenów obrzucało się raz wyzwiskami. Wreszcie lista inwektyw im się wyczerpała i jeden z nich znużony rzucił: "A pan jest zwykłym ch...". Na to ten drugi, też już bez pomys-łu, odpalił: "A pan nawet ch... nie jest". I wtedy ten pierwszy, teraz dopiero dotknięty do żywego, wstał i rwąc się do bitki, zawołał: "Co?! Ja nie jestem ch...?!".

Więcej możesz przeczytać w 24/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.