Dyktatura ciemniaków

Dyktatura ciemniaków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na co rozum zda się? - pytał już biskup Ignacy Krasicki. W 2002 r. w Polsce z używaniem rozumu nie jest dobrze. Kilka tygodni temu tkwiłem w monstrualnym korku samochodowym z powodu pękniętej rury wodociągowej - jakieś dwa kilometry od Okęcia w Warszawie. Obok mnie tkwiły karetki pogotowia i... dźwig - zapewne udający się na plac rozbudowy lotniska. Stałem tak i myślałem, gdzie mają rozum ludzie wydający publiczne pieniądze na poszerzenie terenu lotniska, do którego nie można dojechać, z którego nie da się ewakuować ludzi w razie "wyższej konieczności" (na przykład ataku terrorystycznego czy innej katastrofy). Kto dopuszcza do tego, by nad dzielnice mieszkaniowe Warszawy kierować kilkakrotnie więcej samolotów niż obecnie? Wydawałoby się, że 11 września był stosunkowo niedawno, chodzi więc, panowie od lotnisk, nie o hałas, ale o to, gdzie będą spadać płonące szczątki maszyn!

Bić spekulantów!
Podczas telewizyjnej rozmowy o wartości złotówki i kryzysie wielkiej stoczni utytułowany gość wymyślał mitycznym "onym", że zbyt mocny złoty niszczy stocznię. Biedak zapomniał, że cała wartościowa część statku, m.in. elektronika, jest z powodu niskiego kursu dolara tańsza.
Zadziwiająco często słyszę w wypowiedziach rządowych ekonomistów o "spekulantach" kapitałowych. Nikt nie zwraca uwagi na to, że słowo "spekulacja" ma inny sens w języku angielskim niż w polskim, szczególnie po kilkudziesięciu latach deformacji. A tak pro domo sua, osłabienie złotego (gdy nastąpi) oznacza kolejny cios zadany przez ekipę SLD-PSL. Pierwszym było drastyczne ograniczenie nakładów na polską naukę. Wszystkich zakupów aparatury badawczej, odczynników, oprogramowania dokonuje się bowiem w "złowieszczej" strefie dolarowej. Gdy tylko dzielnie obniżymy wartość złotego, zaczniemy niechybnie ponowną walkę o "cenne dewizy".

Głupota usankcjonowana
Niedawno musiałem skorzystać z pomocy lekarskiej w jednej z tzw. fundacji. Natychmiast zostałem przyjęty, zastosowano odpowiednią kurację. Zapłaciłem za wizytę zaledwie o 20 zł więcej niż Mazowiecka Kasa Chorych wpłaciłaby "za mnie" przychodni, która zawarła kontrakt z ową kasą. Te dodatkowe 20 zł pokrywa koszty zadowolenia lekarza, czystych pomieszczeń, uśmiechu recepcjonistki. Dlaczego więc nie możemy zawsze się tak leczyć? Po co te wszystkie cyrki z kontrreformą służby zdrowia? Notabene chciałbym wiedzieć, dlaczego luminarze medycyny tolerują ordynarne zachowania ministra zdrowia, na przykład jego publiczne pomówienia wspaniałego lekarza, pełniącego funkcje społeczne z wyboru, jakoby od lat nie leczył ludzi. Nie przeszkadza to wam, koledzy, czy też macie już wszystkiego dość?
Niedawno wziąłem udział w debacie zorganizowanej przez wielce szacowną i zasłużoną w naszym życiu intelektualnym organizację. Debata miała dotyczyć problemów etycznych środowiska akademickiego. W związku z tym paneliści mówili niemal wyłącznie o pieniądzach: że pensje marne, że trzeba dorabiać kosztem poziomu nauczania itd. Oczywiście, wszystko na innych wydziałach czy uczelniach, a nie u dyskutantów.
Od dłuższego czasu w Polsce nie toczy się żadna merytoryczna dyskusja o ważnych społecznie czy gospodarczo problemach. Fachowcy, którzy próbują coś tłumaczyć, są ostrzeliwani potwarzami i obelgami ze wszystkich partyjnych kierunków. Tych fachowców, niestety, nie ma u nas zbyt dużo. Jak na przykład traktować profesora historii współczesnej, przywódcę jednej z rządzących partii, który w wielu wypowiedziach nie tylko nie jest w stanie odróżnić narodowego socjalizmu od faszyzmu, ale próbuje uzasadnić prawami demokracji poparcie swojej partii dla awansów politycznych kandydata na polskiego "wodza". Ów profesor albo niczego nie rozumie, albo jest wyjątkowo cyniczny. Tyle że w dzisiejszej Polsce taki cynizm to głupota.
Kilka dni temu zawitał do mnie rachmistrz spisowy. Nie wiadomo po co. Dlaczego tych druczków nie można było przysłać pocztą? Po co zadawać wszystkim w Polsce wyjątkowo prymitywne pytania? W spisie pytań, które mi zadano, jedyne istotne dotyczyło tego, czy mam toaletę spłukiwaną bieżącą wodą. To bardzo ważny wskaźnik cywilizacji, ale czy "uczonym" przygotowującym spis nie przyszło do głowy, że warto by (jeśli już marnuje się te miliony) zadać pytania na temat dostępu do Internetu, liczby komputerów czy typu posiadanej usługi telefonii komórkowej (system anonimowych kart czy abonament).

Im wyżej, tym gorzej
Ponieważ zasiadam w jednym z organów samorządu środowiska naukowego, otrzymuję mnóstwo dokumentów. Im wyższy urząd przygotował dokument, tym gorszy jest on zarówno merytorycznie, jak i formalnie. Podobnie rzecz się ma z nadawanymi w najlepszym czasie antenowym przez telewizję publiczną audycjami publicystycznymi, w których udział biorą posłowie i senatorowie. Niezależnie od tematu tych debat większość naszych parlamentarzystów i delegatów najwyższych urzędów w RP plecie takie banialuki, że wstyd.
Polska jest dziś podzielona nad dwie części: jedną zamieszkaną przez ludzi myślących (często bardzo krytycznie ustosunkowanych do patologicznego rozwoju sytuacji społecznej i gospodarczej - szczególnie w ciągu ostatnich czterech lat), drugą - zaludnioną przez głośną mniejszość (?) nieuków. Dokładnie o takich pisał Krasicki, że są głośni, bo w środku są próżni. Telewizję opanowała ta głośna część naszego społeczeństwa. Znacznie lepiej jest w prasie i w kilku programach publicznego oraz prywatnego radia. W kilku gazetach i tygodnikach znajduję klarowne, proste wypowiedzi ekonomistów reprezentujących niezależne od państwa banki, instytucje doradcze itp.

Głupich nie widać
Wokół tych tytułów prasowych wyrosła grupa dziennikarzy i publicystów, którzy kompetentnie i odpowiedzialnie wypowiadają się o gospodarce, polityce i życiu społecznym. Regułą jest, że ci ekonomiści, publicyści i dziennikarze to ludzie młodzi (większość ich aktywnego życia zawodowego przypada już na czas po czerwcu 1989 r.). Podobnie jest w nauce czy edukacji. Rośnie młode, dobrze wykształcone pokolenie ludzi odpowiedzialnych, pragnących uczestniczyć w odrodzeniu życia intelektualnego i gospodarczego Polski. Niestety, "kontrolny pakiet akcji" znajduje się w rękach tych, którzy z mozołem zaprzepaszczają osiągnięcia polskiej rewolucji lat 80. Polskie klęski ostatnich kilku lat spowodowane zostały przez masowe dopuszczenie do władzy ludzi niekompetentnych i po prostu głupich.
Polska coraz bardziej zaczyna przypominać kraj, w którym wprowadzono to, o czym kiedyś śpiewał Bułat Okudżawa: "każdemu mądremu stempelek na łeb, a głupich jak dawniej nie widać". Niestety, ci ostatni w coraz większym stopniu przejmują władzę w instytucjach państwa. Obawiam się, że tylko kwestią czasu jest rekonkwista instytucji prywatnych, renacjonalizacja przez głupotę. Paradoksalnie proces ten może przyspieszyć nasze wejście do Unii Europejskiej. Najlepsi młodzi ludzie wyjadą!
U bram Rzeczypospolitej stoi nie tylko Andrzej Lepper. Stoi też gorszy przeciwnik wolności i demokracji - głupota i nieuctwo! Nie łudźmy się - nasze przyzwolenie na rządy głupoty może doprowadzić do tego, że w Unii Europejskiej zabraknie octu potrzebnego, by wypełnić puste półki we wszystkich supermarketach między Bugiem i Odrą. Można by temu zapobiec, ot choćby wybierając jesienią tego roku kompetentne władze samorządowe. Ale to jest chyba temat z gatunku science fiction.

Artykuł został opublikowany w 25/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.