Katedra Stalina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pałac Kultury zburzył dawną, symboliczną przestrzeń Warszawy


Nie było w historii wypadku, aby jeden naród robił drugiemu podobne podarki - pisano przed pięćdziesięciu laty, gdy w centrum Warszawy rozpoczęła się budowa Pałacu Kultury i Nauki. Prezentu, uznawanego za symbol radzieckiej dominacji, nie można było nie przyjąć, a ostatecznie przyszło nam jeszcze do niego dopłacić. Dwukrotnie Pałac Kultury i Nauki walił się w gruzy: po raz pierwszy w wyobraźni bohatera "Małej apokalipsy" Tadeusza Konwickiego, powtórnie - w filmie "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego.

Pekin, czyli wieczna przyjaźń
W lipcu 1952 r. premier Józef Cyrankiewicz i inni członkowie rządu położyli pierwsze łopaty betonu pod fundamenty PKiN, czyli - jak mówili mieszkańcy stolicy - "pekinu". Socrealistyczny wieżowiec budowano trzy lata. Podpisując w 1955 r. protokół przekazania daru, premier Józef Cyrankiewicz i ambasador ZSRR Pantelejmon Ponomarenko uznali gmach "za symbol wieczystej, niewzruszonej przyjaźni narodów radzieckiego i polskiego".
Z propozycją wzniesienia "pekinu" wystąpił podczas wizyty w Polsce w lipcu 1951 r. Wiaczesław Mołotow, radziecki minister spraw zagranicznych. Polscy towarzysze nie mieli wątpliwości, że propozycję trzeba zaakceptować. "A jak widzielibyście u siebie taki wieżowiec jak u nas?" - spytał Mołotow. "No cóż, owszem" - padła wstrzemięźliwa odpowiedź, bo dary ze Wschodu zwykle były bardzo kosztowne dla obdarowanego. Władze PRL nie wykazywały wielkiego entuzjazmu także dlatego, że liczyły, iż Rosjanie pomogą w budowie metra w Warszawie.

Radziecka treść, polska forma
Początkowo w Warszawie podejrzewano, że dar radzieckich narodów będzie dokładną repliką któregoś z moskiewskich drapaczy chmur, na przykład gmachu Uniwersytetu Moskiewskiego. Ostatecznie jednak na Kremlu zadecydowano, że dla polskich przyjaciół radzieccy architekci przygotują zupełnie nowy projekt. Rosjanie starali się, aby pałac był jak najbardziej "polski" w formie - odbyli nawet podróż w poszukiwaniu motywów charakterystycznych dla naszej architektury. "Imperialiści dążą obecnie nie do budowania w górę (…), lecz chcą się możliwie najgłębiej ukryć pod ziemią, bojąc się nie tylko bomby atomowej, ale również gniewu i zemsty swojego własnego narodu" - stwierdził jeden z uczestników dyskusji nad projektem gmachu, przygotowanym przez zespół architektów kierowanych przez Lwa Rudniewa. Na poważniejszą krytykę radzieckich propozycji nikt się nie poważył, a ówczesny wicepremier Stefan Jędrychowski, podsumowując dyskusję, stwierdził: "Właściwie jednolite było stanowisko co do tego, że sylwetka tego budynku jest piękna".
Rosjanie proponowali, żeby budynek miał 100-120 m wysokości. Polskich towarzyszy najwyraźniej jednak poniosła wizja przyszłej, wysokiej zabudowy Warszawy: grupa partyjnych działaczy i urbanistów stanęła na praskim brzegu i obserwując samolot przelatujący nad osią przyszłego pałacu - określili wysokość budowli na 160 m.
Zgodnie z umową z kwietnia 1952 r., gmach miał zostać wzniesiony "siłami i środkami Związku Radzieckiego, całkowicie na jego koszt". Strona polska zobowiązała się jednak oczyścić plac budowy, a także stworzyć zaplecze mieszkalne dla radzieckich budowniczych oraz bazę materiałową. Polacy mieli też dostarczyć radzieckiemu zarządowi budowy część materiałów oraz robotników. O tych ostatnich nie było jednak łatwo. Niskie płace oraz plotki na temat dużej liczby wypadków sprawiły, że przez niemal cały okres budowy brakowało ludzi. Dlatego w krytycznych momentach tworzono brygady interwencyjne, wstrzymując prace na innych warszawskich budowach.

Siedem cudów wschodu
Powstanie pałacu dopełniło dekompozycję dawnej symbolicznej przestrzeni Warszawy. Od tej pory głównym placem stolicy stał się plac Defilad. Zresztą władze świadomie dążyły do tego, aby przejął on funkcję, jaką przed wojną pełnił plac Saski z Grobem Nieznanego Żołnierza. "Pekin" miał zapoczątkować "rewolucyjną przebudowę" Warszawy, co było marzeniem Bolesława Bieruta, domorosłego architekta. Na posiedzeniu prezydium rządu w grudniu 1951 r. Bierut przekonywał, że pałac "nie może istnieć obok innych fragmentów miasta noszących piętno pozostałości odmiennej, wstecznej kompozycji (...). Musi wpłynąć na całość miasta, rewolucyjnie je przeobrażając". Budowa "pekinu" miała być lekcją dla polskich architektów i budowniczych. Istniały bowiem plany zakładające budowę w Warszawie kilku kolejnych wieżowców. Na szczęście już w trakcie budowy nastąpił odwrót od doktryny socrealizmu. Budowę pałacu ukończono, a wizję wzniesienia siedmiu (jak w Moskwie) socrealistycznych wieżowców ostatecznie odrzucono. Polska opinia publiczna traktowała "pekin" tak samo jak dary carów - sobór Aleksandra Newskiego czy cytadelę. Przez kilka lat wieżowiec nosił imię Józefa Stalina, przez co zyskał miano jego pomnika. Często nazywano go też "katedrą", "tortem" lub "strzykawką" Stalina.

Świątynia socjalizmu
Pałac miał być świątynią antyreligijnego z definicji systemu. Parasakralny charakter nadawały budynkowi zarówno kształt, jak i związane z nim wydarzenia. Salę Kongresową zaprojektowano na zjazdy PZPR. Świadczy o tym chociażby usytuowany obok niej kompleks sal wypoczynkowych dla partyjnej wierchuszki. Najbardziej komfortowe wyposażenie miał tzw. gabinet Leonida Breżniewa - połączony z lożą umożliwiającą sekretne obserwowanie sali obrad.
Wokół pałacu narosło wiele legend. Jedna z nich mówi o licznych ofiarach tej budowli. W rzeczywistości nie było ich wcale dużo: na cmentarzu prawosławnym w Warszawie znajduje się trzynaście nagrobków radzieckich budowniczych pałacu, ale nie wszyscy z nich zginęli podczas prac. Z kolei polskie źródła podają, że na budowie zdarzyło się siedem śmiertelnych wypadków. W każdym razie plotka o dziesiątkach ofiar zamurowanych w fundamentach jest wyssana z palca. Inna legenda dotyczy nie istniejących podziemnych korytarzy, które miały łączyć PKiN z budynkiem KC PZPR. Władze Warszawy nie zamierzają zburzyć "pekinu", lecz chcą go "roztopić" w otoczeniu. Tymczasem już za trzy lata pałac zostanie wpisany do rejestru zabytków.



Pekin literacki
Leopold Tyrmand, "Dziennik":
"Sowiecki drapacz chmur,(...) był całkiem-całkiem, nie raził bynajmniej skalą, imponował zaś ogromem bryły.(...) Kiedy go jednak uzbrojono w pseudorenesansowy hełm wieżowy,(...) poczęto doklejać ciastkowe zwieńczenia i attyki na poszczególnych członach korpusu - wtedy pojęliśmy, co oznacza sowiecki socrealizm oraz co z tego wyjdzie za brzydactwo".

Tadeusz Konwicki,"Mała apokalipsa":
"Ogromna, szpiczasta budowla budziła strach, nienawiść, magiczną grozę. Pomnik pychy, statua niewolności, kamienny tort przestrogi. A teraz to tylko wielki barak, postawiony na sztorc. Zżarty przez grzyb i pleśń stary szkielet zapomniany na środkowoeuropejskim rozdrożu".

W "Krfotoku" Edward Redliński opisuje radziecką interwencję w Polsce, sprowokowaną zamachem terrorystycznym na "pekin", dokonanym przez solidarnościową opozycję. Nadwątlona konstrukcja została potem rozebrana, a po latach na dawnym placu Defilad powstał Hongkong, kwartał wieżowców w azjatyckim stylu.


Gwiazda przewodnia
Inżynier Szymon Syrkus podczas narady nad projektem PKiN w 1952 r.: "Mogłaby powstać wątpliwość co do tego, czy w naszym kraju, znajdującym się jeszcze w pełni burzliwego procesu budownictwa socjalizmu, nie za wcześnie powstaje to pierworodne dziecię komunizmu - Pałac Kultury i Nauki. Jednakże wątpliwości te są zupełnie zbyteczne, gdyż gmach ten będzie nie tylko niewzruszalną gwiazdą przewodnią na naszej drodze przeobrażania starej Warszawy, książęcej Warszawy, królewskiej, magnackiej, mieszczańskiej, kapitalistycznej Warszawy w Warszawę socjalistyczną. Budowa tego gmachu będzie wielką szkołą dialektyczną budownictwa socjalistycznego, będzie potężnym bodźcem dla naszej architektury, dla naszej sztuki, dla naszego budownictwa miast i techniki budowlanej".
Więcej możesz przeczytać w 26/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.