Żelazo w aksamicie

Żelazo w aksamicie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Jean-Pierre Raffarin siedzi na politycznej beczce prochu

W zimnym daniu podanym Francuzom przez hegemoniczną Unię na rzecz Większości Prezydenckiej nie ma ostrych przypraw, a jeszcze mniej w nim thatcheryzmu - twierdzi Laurent Joffrin, redaktor naczelny tygodnika "Le Nouvel Observateur". Nic dodać, nic ująć.

Strach reformatorów
Premier Jean-Pierre Raffarin musi pamiętać o doświadczeniach swoich poprzedników. Rząd Alaina Juppé zabrał się w 1997 r. do reformowania gospodarki z wielką energią, ale szybko poległ w konfrontacji ze związkami zawodowymi. Dziś sytuacja jest tym delikatniejsza, że - o czym za granicą niewiele się mówi - jesienią odbędą się wybory przedstawicieli pracobiorców w sądach pracy. Z pozoru jest to sprawa trzeciorzędna, ale kampania ta wiele znaczy dla związków zawodowych, a ich rywalizacja w tej dziedzinie jest ostra. Rząd zatem odkłada najbardziej drażliwe reformy na przyszły rok. Potem jednak nie będzie już żadnych wymówek - będzie się musiał wykazać odwagą i zabrać ostro do pracy nad głębokim unowocześnieniem Francji.

Spadek po lewicy
Aż 59 proc. Francuzów chce, żeby priorytetem nowego rządu była walka z przestępczością. Z tym lewica nie potrafiła sobie poradzić. Sam Lionel Jospin przyznał zresztą jeszcze podczas kampanii wyborczej, że "naiwnie sądził", iż wystarczy zredukować bezrobocie, a problem podmiejskich gangów, wandali, przemytników i złodziei rozwiąże się sam. Skończyło się to tym, że powstały we Francji obszary, na które nie ma wstępu nie tylko policja, ale nawet strażacy, lekarze i każdy, kto się kojarzy z oficjalnym porządkiem. Oczekiwania w tej dziedzinie są tak duże, że jeśli tu się rządowi Raffarina nie powiedzie, nie będzie miał swobody w innych sprawach. Jest więc zdecydowany i zapowiada wprowadzenie zasady "zero tolerancji" nawet dla najdrobniejszych wykroczeń.
Prawica zamierza się też pozbyć kolejnego kłopotliwego spadku po lewicy
- trzydziestopięciogodzinnego tygodnia pracy. Wielu Francuzów uznało to rozwiązanie za ważne osiągnięcie społeczne, ale sondaże wskazują, że negatywne opinie w tej sprawie zaczynają już przeważać. Zabieg ten nie okazał się wcale, mimo szumnych zapowiedzi, cudownym środkiem na bezrobocie. Nawet tam, gdzie skrócenie czasu pracy umożliwiło utworzenie dodatkowych miejsc zatrudnienia, były to operacje absurdalnie drogie - koszt utworzenia nowego stanowiska sięgał 68 tys. euro.
Jeszcze twardszym orzechem do zgryzienia jest reforma systemu emerytalnego. Mimo że sprawa jest pilna, już kilka kolejnych rządów musiało się wycofać
z prób reformy emerytur albo z ich powodu oddać władzę. We Francji przywileje emerytalne służb publicznych - kolej i komunikacja miejska - są w porównaniu z sektorem prywatnym tak duże, że próby ujednolicenia systemu oznaczają niemal rewolucję w kraju. Rząd mówi na razie, że zamierza umożliwić kontynuowanie pracy osobom, które osiągnęły wiek emerytalny. Związki zawodowe nie chcą o tym nawet słyszeć. Zapowiada się ciężka walka.

Ciąć podatki!
Priorytetem nad priorytetami jest jednak na dłuższą metę - jak to ujmuje program UMP - "wyzwolenie energii Francuzów". Już od tego roku podatek dochodowy ma być obniżony o 5 proc., a w ciągu pięciu lat aż o 33 proc. Lewica oprotestowuje projekt, bo według niej, proponowane rozwiązanie faworyzuje jedynie tę połowę (!) Francuzów, która płaci podatki. Argument ten sprowadza się do postulatu, by nie zwiększać siły nabywczej połowy narodu tylko dlatego, że dzięki rozmaitym ulgom druga połowa nie płaci podatków w ogóle. Co do przedsiębiorstw - zapowiada się obniżkę taks i składek socjalnych "na wielką skalę", przypominając, że podobna operacja przeprowadzona w latach 1993 i 1995 pozwoliła na stworzenie 460 tys. miejsc pracy. Prawica stoi także przed trudnym zadaniem zreformowania służb publicznych. Są one zbyt liczne, kosztowne i nieefektywne. Jest to jednak polityczna beczka prochu. To sektor, w którym królują związki zawodowe, a jego strajk może sparaliżować cały kraj - i to na długo.

Sukces albo katastrofa
Plany nowego rządu są dość ambitne, ale nie uniknie on prozaicznego pytania, skąd wziąć fundusze na ich sfinansowanie. Na razie nie mówi się o cięciach w wydatkach, choć sytuacja je po prostu wymusi - zwłaszcza że spodziewane jest wkrótce, po sprawdzeniu stanu finansów państwa, ogłoszenie wyższego deficytu budżetowego, niż oficjalnie podawała lewica przed utratą władzy. Rząd chce zwiększać wpływy. Spodziewa się, że obniżanie podatków i obciążeń firm pozwoli zwiększyć konsumpcję i produkcję, a co za tym idzie - między innymi wpływy z VAT. Ponadto szykuje się nowa fala prywatyzacji. Minister transportu dał do zrozumienia, że nie byłby przeciwny sprzedaży Air France (udział państwa 56 proc.).
W wielu wypadkach może to być jednak sprawa trudna politycznie - znowu ze względu na spodziewany opór personelu i związków zawodowych. Prawica ma w ręce wszystkie stery i dźwignie władzy, a Raffarin sprawia wrażenie właściwego człowieka na właściwym miejscu. Umie się porozumiewać z załogą swego okrętu i uchodzi za człowieka o "żelaznej ręce odzianej w aksamitną rękawiczkę". Jeśli nie uda się mu przeprowadzić kraju przez strefę zagrożenia, Francji grozi katastrofa. 





Obudź się Francjo
Jean-Francois Revel
Nieswojo nam, Francuzom - nam, którzy z taką wyniosłą i pretensjonalną czujnością potępialiśmy nasilanie się faszyzmu w Stanach Zjednoczonych w czasie ostatnich wyborów prezydenckich czy też w Austrii i we Włoszech. (...) Kiedy upodabnialiśmy Silvio Berlusconiego do Benito Mussoliniego (...), lewacko-trockistowsko-totalitarna lewica szykowała porażkę demokratycznej lewicy.
Potępialiście, panowie z lewicy, liberalizm, uważając, że jest "dziki" i zbrodniczy? Wedle was, największym niebezpieczeństwem była tradycja sięgająca od Monteskiusza, poprzez Turgota i Tocqueville’a, po Raymonda Arona? (...) No to macie Le Pena! On przynajmniej nie jest liberalny. On, tak jak wy, jest chorobliwie antyamerykański - on również woli Saddama Husajna od Reagana, od Thatcher i od Busha. (...) Odwracając się plecami do socjaldemokracji, przyjmując model gospodarki, który w tym czasie wszędzie się już walił, socjaliści francuscy kazali nam wykonać ogromny skok wstecz. Ku prehistorii. (...)
Niech się Francja wreszcie nauczy widzieć siebie taką, jaka jest - (...) państwem niezdolnym do wyegzekwowania poszanowania prawa, które potrafi tylko jedno - opodatkowywać i płacić, z inteligencją coraz bardziej ślepą na świat i z obywatelami coraz mniej aktywnymi, przekonanymi, że można ciągle więcej zarobić, ucząc się i pracując coraz mniej.

Jean-Francois Revel jest członkiem Akademii Francuskiej. Reprezentuje
we Francji myśl liberalnej prawicy. Powyższy tekst to fragment eseju "Lekcja" opublikowanego przez tygodnik "Le Point".
Więcej możesz przeczytać w 26/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.