Samobójstwo na zlecenie?

Samobójstwo na zlecenie?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy Tadeusza M. znaleziono powieszonego w areszcie, nie działała kamera monitorująca korytarz


Czy ktoś mógł wejść nie zauważony do celi Tadeusza M., pseudonim Sasza, podejrzanego o zabicie Jacka Dębskiego? Czy ktoś mu "pomógł" w popełnieniu samobójstwa? Nie jest to trudne do wykonania ani w areszcie śledczym przy Rakowieckiej w Warszawie, ani w innym zakładzie karnym w kraju. Z rodzimych więzień groźni gangsterzy już uciekali, kierowali przestępczymi grupami, planowali napady, mogli również wydawać wyroki na konkurentów!
- Wejście do celi jest możliwe i nie dotyczy to tylko funkcjonariuszy. Ze względu na rozległe powiązania świata przestępczego pewnym sprawom ukręca się łeb. Śmierć Tadeusza M. jest tego przykładem. Nie przypadkiem akurat ludzie zamieszani w najgłośniejsze zbrodnie albo uciekają z więzień, albo giną - twierdzi Lech Kaczyński, były minister sprawiedliwości. Tadeusz M. wydał na siebie wyrok, choć dzień przed śmiercią podczas przesłuchania obiecał złożenie obszernych zeznań. Dowiedzieliśmy się, że następnego dnia miał rozmawiać o warunkach "układu" z prokuraturą.

Polowanie na Saszę
Los Tadeusza M. prawdopodobnie został przesądzony już wtedy, gdy przewożono go z więzienia w Mysłowicach do Warszawy. Oznaczało to bowiem, że śledztwo w sprawie zabójstwa Jacka Dębskiego gwałtownie przyspieszyło. Tadeusz M. miał być przetransportowany w ścisłej tajemnicy. Jednak następnego dnia ten sekret znała cała Polska.
W areszcie przy Rakowieckiej umieszczono Tadeusza M. na normalnym oddziale. W celi nie było kamer. Dowiedzieliśmy się też, że w czasie gdy M. przebywał w areszcie, nie działała kamera monitorująca korytarz na piętrze, gdzie znajdowała się jego cela. O potwierdzenie tej informacji poprosiliśmy Zbigniewa Jaskólskiego, rzecznika Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która bada okoliczności śmierci Tadeusza M. - Nie odpowiem na to pytanie - ucina. Na Rakowieckiej nie ma żadnego specjalnego monitoringu osadzonych, ponadto obraz z kamer umieszczonych na korytarzu nie jest nigdzie rejestrowany. Zatem ustalenie, co naprawdę działo się na korytarzu i w celi Tadeusza M. między 8.00 a 9.40, jest w praktyce niemożliwe.

Ucieczka na zamówienie
W polskich więzieniach zdarzyło się tyle "dziwnych" sytuacji, że uśmiercenie więźnia nie jest niczym nadzwyczajnym. Ryszard Niemczyk, podejrzewany o udział w zabójstwie Andrzeja Kolikowskiego (Pershinga) oraz zastrzeleniu gen. Marka Papały, półtora roku temu bez trudu uciekł z wadowickiego więzienia, gdy akurat pojawiły się istotne dowody przeciwko niemu. Z więzienia w Gliwicach uciekał - przez przygotowywany kilka tygodni podkop - Zdzisław Najmrodzki, pseudonim Saszłyk (wcześniej udało mu się uciec z aresztu czterokrotnie). Kilka tygodni temu Krzysztof Jędrzejczak, pseudonim Jędrzej, jeden z szefów łódzkiej ośmiornicy, po prostu wyszedł z sądu podczas przerwy w rozprawie.
Od lat zza krat gangsterzy wydają polecenia zabójstwa - robił to na przykład Władysław Ch., pseudonim Al Capone. Bez przeszkód spotykają się też na naradach ze współpracownikami, jak w wypadku Leszka Danielaka (Wańki). Pershing czy Wańka, bossowie gangu pruszkowskiego, mieli nawet po kilka telefonów podczas pobytu w areszcie. Przez telefon zarządzał z celi gangiem Mariusz M., który później zginął w strzelaninie podczas próby ucieczki z jeleniogórskiego sądu. Zaledwie 300 zł wystarczyło, by funkcjonariusz aresztu w Szczecinie dostarczył telefon komórkowy bliskiemu współpracownikowi szczecińskiego gangstera Marka Medweska, pseudonim Oczko. Także wspomniany Krzysztof Jędrzejczak miał w celi telefon komórkowy.
Jeśli Tadeusz M. naprawdę popełnił samobójstwo, to liczba zbiegów okoliczności, która ten fakt poprzedziła, była tak nieprawdopodobna jak wygrana kilka razy z rzędu w totolotka.

Więcej możesz przeczytać w 27/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.