Zdrowi, bo bogaci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Albo będziemy zdrowi i bogaci, albo chorzy i biedni - tertium non datur.
Operacja przywracania nam zdrowia udała się na razie połowicznie - pacjent żyje i ma się z każdym rokiem coraz lepiej, za to lekarz mocno niedomaga. Przeciętne dalsze trwanie życia Polaków urodzonych po poddaniu się przez nasz kraj kuracji rynkowej, która owocuje wzrostem zamożności obywateli, systematycznie się wydłuża. Przeciętne oczekiwane trwanie życia Polaka urodzonego w 1991 r. wynosiło 66,1 roku, a urodzonego w 2000 r. - już 69,74 roku, zaś przeciętne trwanie życia Polki urodzonej w 1991 r. sięgało 75,27 roku, a urodzonej w 2000 r. - 78 lat. Produkt krajowy brutto Polski per capita wzrósł w tym samym czasie z 4,4 tys. USD do 9 tys. USD. Jesteśmy zatem coraz bogatsi i coraz zdrowsi, choć od szczytu listy najdłużej żyjących społeczeństw dzieli nas wciąż sporo - mniej więcej tyle, ile dzieli nas od tych samych państw pod względem wysokości PKB per capita. Jeśli więc naprawdę chcemy być zdrowi, bogaćmy się!
Droga do bogactwa, czyli do zdrowia, wiedzie wprost przez uwolnienie polskich podatników pańszczyźnianych od wysokich podatków (vide: "Podatnik pańszczyźniany"). Dzień wolności podatkowej (dzień, od którego przeciętny Polak zaczyna pracować dla siebie) przypadł u nas w tym roku po 182. dniu roku, podczas gdy w Wielkiej Brytanii - po 151., a w USA - po 130. Tymczasem to właśnie obniżenie podatków (najlepiej - radykalne) i pozostałych kosztów pracy oraz odbiurokratyzowanie gospodarki mogłoby podziałać prowzrostowo, czyli prozdrowotnie.
Trudno jednak wyobrazić sobie taki przełom bez radykalnego obcięcia wydatków budżetowych, w tym wydatków na system ochrony zdrowia, w którym wciąż marnuje się mnóstwo pieniędzy - wedle raportu NIK, ponad połowa aparatury kupowanej dla szpitali jest wykorzystywana mniej niż w 50 proc., a co czwarte urządzenie - mniej niż w 15 proc. "Na służbę zdrowia przeznaczamy więcej, niż możemy" - napisali Marcin Kowalski i Rafał Pleśniak, autorzy okładkowego artykułu "Agonia szpitali". "Na 10 tys. mieszkańców przypadają u nas 62 łóżka szpitalne, w Stanach Zjednoczonych - 41, a w Wielkiej Brytanii - 49. Turcja czy Meksyk, porównywalne z nami pod względem wielkości PKB, mają odpowiednio 22 i 10 łóżek na 10 tys. mieszkańców. Na lekarza przypada u nas mniej pacjentów niż w krajach notujących trzy- i czterokrotnie wyższy PKB". Paradoksalnie, mądre oszczędności poczynione w wydatkach na chorą służbę zdrowia (np. zezwolenie na bankructwo niepotrzebnych szpitali) i powierzenie jej Doktorowi Rynkowi bezpośrednio doprowadziłyby do obniżenia wydatków budżetowych, czyli podatków, a pośrednio - do poprawy naszego stanu zdrowia!
Pytanie, czy dożyjemy czasów, gdy większość Polaków w końcu to pojmie i przestanie pozwalać, by zwodzili ich lekarze, dla których nie ma takich naszych pieniędzy, których na nasze zdrowie nie byliby w stanie wydać. Na nasze nieszczęście, wydaje się to mniej więcej tak samo prawdopodobne jak to, że doczekamy demonstracji, których uczestnicy będą skandować: "Znachor Lepper musi odejść! Doktor Balcerowicz musi wrócić!".
Więcej możesz przeczytać w 27/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.