Kanon głubczycki

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Księga praw miejskich Głubczyc" dzięki Barbarze Piaseckiej-Johnson wróciła do Polski
Pani Barbara Piasecka-Johnson przekazała premierowi Leszkowi Millerowi bezcenny skarb, jakim jest pochodząca z XV wieku "Księga praw miejskich Głubczyc". Księga składa się z 250 pergaminowych kart, na których zawarto przywileje nadawane miastu (od 1265 r.) oraz opracowaną specjalnie dla Głubczyc wykładnię prawa magdeburskiego. Dzieło jest pomnikiem średniowiecznego prawa, a dzięki Janowi z Żytawy, jednemu z najwybitniejszych iluminatorów śląskich, który rękopis przepięknie przyozdobił, także zachwycającym zabytkiem sztuki.
W polskich archiwach i bibliotekach niewiele jest podobnych arcydzieł. Dawniej ich nie brakowało, ale uległy zniszczeniu w dziejowych kataklizmach. Apokaliptyczne wręcz straty przyniosła II wojna światowa. W wyniku działań frontowych i świadomego niszczenia polskiego dziedzictwa kulturowego przez hitlerowców, zwłaszcza w obracanej w perzynę w roku 1939 i 1944 Warszawie, spłonęły największe archiwa, m.in. Archiwum Oświecenia Publicznego, Archiwum Akt Dawnych, Archiwum Skarbowe, Archiwum Miasta Stołecznego Warszawy, Archiwum Archidiecezji Warszawskiej.
Wiele placówek leżących na szlakach wycofujących się i nacierających armii zostało bezlitośnie ograbionych. Taki los spotkał też archiwum miejskie w Głubczycach. Między innymi skradziona została przechowywana tam od pięciu wieków "Księga praw miejskich Głubczyc". I wszelki ślad po niej zaginął. Przez kilka dziesięcioleci wydawało się, że jak wiele innych dokumentów historycznych będzie już do końca świata figurować na długiej liście dóbr utraconych bezpowrotnie.
Stało się inaczej. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności "Księga praw miejskich Głubczyc" znalazła się w posiadaniu znanej kolekcjonerki Barbary Piaseckiej-Johnson. Początkowo zamierzała ona sprzedać dzieło, a uzyskany dochód przekazać fundacji wspierającej dzieci autystyczne. Istniała realna groźba, że średniowieczny kodeks, wart prawdziwą fortunę, trafi w ręce jakiegoś zagranicznego multimilionera. Wprawdzie instytucjom państwowym, gromadzącym i przechowującym takie zabytki, przysługuje w podobnych wypadkach prawo pierwokupu, ale skromne budżety nawet nie pozwalają im marzyć o tym, by mogły stanąć w aukcyjne szranki z prywatnymi kolekcjonerami.
Ostatecznie Barbara Piasecka-Johnson zdecydowała się nieodpłatnie, bez najmniejszych odszkodowań, podarować głubczycki zabytek archiwom państwowym. Księga trafi do Archiwum Państwowego w Opolu, gdzie znajdzie godne dla siebie miejsce i staranną opiekę.
Ofiarodawczyni należą się od nas wszystkich gorące podziękowania i wyrazy wielkiego uznania. Dzięki jej prawdziwie królewskiemu darowi nasze wspólne dziedzictwo kulturowe będzie bogatsze o skarb - wydawałoby się - bezpowrotnie utracony. Uczynek Barbary Piaseckiej-Johnson budzi tym większy szacunek, że na co dzień docierają do nas alarmujące informacje zupełnie innej treści. Dowiadujemy się o kolejnych żądaniach dawnych właścicieli, domagających się zwrotu dzieł przejętych przez państwo w Polsce Ludowej i przekazanych do zbiorów publicznych. Smutne doświadczenie uczy, że spora część rewindykowanych dóbr trafia potem na aukcje dzieł sztuki i niejednokrotnie jest stracona dla społeczeństwa.
To oczywiste, że z prawem, w tym własności, nie powinno się dyskutować. Starych i nowych właścicieli skarbów narodowych mogą jednak cechować zachowania szlachetne. Wielką zasługą Barbary Piaseckiej-Johnson jest ustanowienie swoistego kanonu ofiarności, nad którym nie da się już przejść do porządku dziennego.

Więcej możesz przeczytać w 30/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.