Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawo dziennikarza
W ostatnim czasie do Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP napływa wiele zgłoszeń od dziennikarzy, którzy informują nas o istotnym pogorszeniu warunków pracy reporterów relacjonujących pracę sądów. Najbardziej niepokojące sygnały dotyczą: usuwania dziennikarzy z sal, w których odbywają się jawne rozprawy sądowe (m.in. procesy w Muszynie i Zamościu); wydawania dziennikarzom obecnym na sprawach zakazu notowania; zmuszania ich do publicznego przedstawiania się z imienia i nazwiska w obecności podsądnych (m.in. procesy w Legnicy i Szczecinie).
Jawna rozprawa w sądzie z natury rzeczy ma się toczyć przy drzwiach otwartych dla publiczności, w tym dziennikarzy. Jedynym dopuszczonym przez prawo ograniczeniem jest konieczność dokonania przez dziennikarza wcześniejszej akredytacji w sekretariacie sądu. Wydawanie zakazu notowania podczas rozprawy jest całkowicie bezprawne, a zarazem stanowi dokuczliwą szykanę wobec dziennikarzy. Sędzia ma, oczywiście, prawo wiedzieć, kto znajduje się na sali rozpraw. Jest już jednak dyskusyjne, czy musi znać nazwiska dziennikarzy, czy nie wystarczyłyby nazwy reprezentowanych przez nich redakcji. W każdym zaś razie sędzia powinien respektować prawo dziennikarzy do bezpiecznego wykonywania ich pracy. Konieczność przedstawiania swoich danych personalnych wobec podsądnych, będących na przykład członkami mafii, w oczywisty sposób to poczucie bezpieczeństwa podważa. Co gorsza, uniemożliwia dziennikarzom skorzystanie z przysługującego im prawa do wydrukowania tekstu pod pseudonimem, co - biorąc pod uwagę znaną powszechnie agresywność podsądnych - może być podstawową dla nich gwarancją bezpieczeństwa.
Centrum Monitoringu Wolności Prasy uważa, że dzięki obecności dziennikarzy na jawnych rozprawach sądowych realizowane jest prawo opinii publicznej do wglądu i kontroli poczynań władzy sądowniczej. Sąd jest pierwszą instytucją, która nie może łamać prawa. Dlatego też nieodosobnione wypadki podejmowania przez sędziów decyzji, które nie mają podstawy prawnej i ograniczają prawo dziennikarzy do informacji, uważamy za szczególnie niebezpieczne w państwie prawnym. Zwracamy się zatem do ministra sprawiedliwości, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego i przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa o pilne podjęcie działań, które wykluczą zaistnienie podobnych wydarzeń w przyszłości.

ANDRZEJ GOSZCZYŃSKI
dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy
prof. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI
przewodniczący Rady CMWP

A może kamikadze?
Prof. Jacek Kurczewski (...) napisał, że rząd jest dobrze obsadzony doradcami ("tylko skutków nie widać") i nawet "jakieś funkcje rządowe ma też chyba obecny prezes [Polskiego Towarzystwa Socjologicznego], prof. Andrzej Kojder" ("A może kamikadze?", nr 14). (...) Wypada wyjaśnić, że prezes PTS przez niespełna rok, do 10 lutego 2000 r., tj. do dnia śmierci Andrzeja Zakrzewskiego, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, był szefem jego zespołu doradców (notabene cały zespół składał się z osób bezpartyjnych). Z rządem szef doradców miał kontakt co najwyżej pośredni. Wszelako kiedy poczynania i zamiary ministra Zakrzewskiego coraz dłużej były ignorowane przez koalicyjnych partnerów, szef doradców podpowiadał mu, by na znak protestu i w interesie publicznym podał się do dymisji. I minister Zakrzewski tak uczynił. Dymisja najpierw została przez premiera przyjęta, a później odwołana. Fakt ten i związane z nim okoliczności pozostają do dzisiaj nieznane, co tym bardziej powinno zainteresować (p)rasowego antropologa polityki. (...)

prof. ANDRZEJ KOJDER
przewodniczący Polskiego
Towarzystwa Socjologicznego

Sprostowanie
Pragnę oświadczyć, że dane dotyczące słuchalności tygodniowej RMF FM w styczniu i lutym 2000 r., zamieszczone w artykule "Ewangelia w rytmie rocka" Magdaleny Jarco (nr 15), są nieprawdziwe. Według oficjalnych danych OBOP, na które powołuje się redakcja, wynoszą one 43,2 proc. dla RMF FM i 39,3 proc. dla PR 1, a nie odwrotnie, jak podano w publikacji.

KRZYSZTOF NEPELSKI
dyrektor marketingu RMF FM

Sygnalizacja
Ostatnio w naszej TV pojawiły się irytujące jaskrawe znaczki sygnalizacyjne ("Sygnalizacja", nr 14). Po pierwsze, jeśli zamysłem promotorów telewizyjnej akcji było ostrzeganie przed treściami groźnymi dla małoletnich, bezsensowne jest wyświetlanie kółeczek (w czasie tzw. filmów dla każdego), które przed niczym nie ostrzegają, a jedynie irytują. Po drugie, podejrzewam, że duża grupa odbiorców akcji, mało zaangażowana w kształtowanie psychiki dziecka, nie skojarzy znaczka z jakąkolwiek figurą geometryczną, a dzieciaki i tak będą robić, co im się podoba. Po trzecie, wierzę, że wielu rodziców bez pomocy cenzora zdecyduje, że "pełen drastyczności", opatrzony żółtym stemplem film Woody'ego Allena jest stosowny dla ich kilkunastoletniej pociechy. Po czwarte, często znaczki przyznaje się w sposób niezrozumiały. Niekiedy filmy, w których pokazana jest przemoc, oznaczone są "kółeczkiem", zaś wartościowe obrazy, wyświetlane w bardzo "dorosłych godzinach", zakwalifikowane są jako potencjalnie groźne. Po piąte, znaczki jednoznacznie kojarzą się z nieudolnie dokonywaną cenzurą, co wzbudza niechęć i pogarsza notowania telewizyjnych decydentów.

MACIEJ SOBCZAK
Włocławek
Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.