Leczenie dietą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Homo sovieticus, żądający wszystkiego od państwa, zagnieździł się zbyt głęboko w naszych umysłach
Są niejakie szanse, choć nie stuprocentowe, że za dwa lata staniemy się częścią Unii Europejskiej. Większość polskich zwolenników tego członkostwa liczy oczywiście na wymierne, bezpośrednie korzyści materialne. Podobnie jak w roku 1989, żywe są nadzieje na szybki wzrost naszej stopy życiowej co najmniej do poziomu Grecji i Portugalii, najsłabszych gospodarczo ogniw unii. Bo przecież w tych krajach PKB na mieszkańca jest dwa, trzy razy większy niż w Polsce i tyle co najmniej nam się należy w postaci różnych funduszów i dopłat.
Tymczasem wystarczy spojrzeć na Grecję i Portugalię nie z perspektywy Aten czy Lizbony, by dostrzec, że codzienne życie w tych miłych krajach jest niezwykle skromne. Ludzie tam liczą, oglądają każde euro (w Niemczech mówi się teuro - wszystko podrożało), oszczędzają, inwestują i narzekają. To normalne. Nie ma jednak mowy o epatowaniu luksusową konsumpcją. Poziom życia w prowincjonalnej Grecji czy Portugalii jest raczej niższy niż w Polsce, ale więcej się inwestuje. Oczywiście usłyszymy natychmiast, że my nie mamy z czego oszczędzać i inwestować, gdyż płace i dochody są za niskie. Gdybyśmy zarabiali więcej, tobyśmy oszczędzali! Czy naprawdę? Trzeba by przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest pierwotne, a co pochodne, co od czego zależy. Czy można zacząć dobrze zarabiać, zanim się wytworzy to, co chcielibyśmy mieć? To oczywiste, że przy głodowych afrykańskich dochodach, gdy nie ma czego włożyć do ust, trudno oszczędzać i inwestować. Ale już na naszym obecnym polskim poziomie PKB sytuacja jest zupełnie inna. Warunkiem przetrwania i rozwoju jest szybki wzrost stopy inwestycji, wzrost udziału inwestycji w podziale produktu społecznego. Inwestycje muszą u nas rosnąć szybciej niż spożycie. Trzeba tworzyć nowe zdolności wytwórcze, nowe miejsca pracy, nowoczesny, zarabiający majątek. Nie trzeba dodawać, że powinny być to przede wszystkim inwestycje prywatne, nie obciążające całego społeczeństwa w razie niepowodzenia, bankructwa.
Paradoks wzrostu gospodarczego polega na tym, że w krajach, w których poziom PKB jest niski, stopa inwestycji powinna być wyższa niż w państwach bogatych, dysponujących już wielkim potencjałem. Jeden procent PKB w kraju bogatym to cztery razy więcej niż ten sam procent w kraju biednym, nie dysponującym jeszcze zasobami kapitałowymi, o produkcie na mieszkańca cztery razy mniejszym. Dlatego tak absurdalne są protesty analfabetów przeciw inwestycjom kapitału zagranicznego. Inwestycje te - w tym kredyty udzielane przez te ohydne, zagraniczne banki - tworzą majątek w Polsce, tworzą nowy potencjał, nowe miejsca pracy. Właśnie niedawno okazało się, że małe i średnie polskie przedsiębiorstwa na głębokiej prowincji zainteresowane są istnieniem supermarketów. Te ostatnie często kiepsko i późno płacą, ale kupują i umożliwiają egzystencję dostawcom.
Naturalnie chcielibyśmy więcej Polski w gospodarce, w produkcji, w handlu, ale droga do polskich sukcesów nie wiedzie poprzez głupie ustawowe i administracyjne ograniczenia działalności supermarketów. Własnych biurokratycznych i korupcyjnych barier utrudniających życie polskim przedsiębiorstwom mamy dostatecznie dużo. Powinniśmy raczej zmienić strukturę wydatków - zarówno budżetowych, jak i prywatnych. W Polsce jeszcze nie czas na konsumpcję nie mającą pokrycia w tworzonym produkcie społecznym, na konsumpcję hamującą inwestycje, pożerającą środki, które powinny służyć poprawie konkurencyjności naszej oferty na rynku światowym. Oferta ta jest przecież przeraźliwie uboga i nie mogą tego faktu przesłonić nagrody prezydenta Rzeczypospolitej dla tych, którzy usiłują przebić głową mur.
Dlaczego tak trudno nam się zdobyć na racjonalne rozumowanie i wnioski? Dlatego, że homo sovieticus, żądający wszystkiego od państwa, zagnieździł się zbyt głęboko w naszych umysłach. Najwyższy czas uwolnić się od tego brzemienia przeszłości. Przyszłość należy do człowieka jako twórcy, a nie jako konsumenta czekającego na ochłapy.
Więcej możesz przeczytać w 31/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.