Z kolei

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pytanie "po co komu żona i po co tej mąż" nadal jest uznawane co najmniej za wywrotowe
Julia Roberts odkupiła obecnego męża od poprzedniej żony. Był to w jej budżecie wydatek nieznaczny, bo rzędu stu tysięcy dolarów. To raczej marny grosz za mężczyznę na całe życie. Od razu rodzi się podejrzenie, że nie jest on towarem pierwszej jakości, z czego chyba doskonale zdawała sobie sprawę jego była żona. Do niedawna o takich niemoralnych transakcjach kręcono filmy, a tu, proszę, życie znowu przerosło kino.
Z kolei w Rijadzie kierowcom autobusów, które wożą tamtejsze studentki na uczelnie, od przyszłego semestru będą towarzyszyć żony. Zatrudnione przez władze miasta na stanowisku strażnika obyczajowości mają czuwać, aby w czasie jazdy nie dochodziło do nieobyczajnych sytuacji, nieskromnych spojrzeń, słownych zaczepek i potajemnych flirtów. Za swoje czuwanie każda z nich dostanie 267 euro miesięcznie. Czy pieniądze pójdą do domowej kasy, czy na koronkową bieliznę, której Arabki kupują najwięcej na świecie, tego nie ujawniono. Prace w nowym zawodzie znajdzie około dwustu pięćdziesięciu kobiet. Czy aby nie jest to dobry pomysł na walkę z bezrobociem i to w skali międzynarodowej? Żony generalnie lubią pilnować własnych mężów, a skoro jeszcze im się za to zapłaci...
Z kolei, jak donosi prasa bulwarowa, księżniczka Stefania odpuściła sobie miłość do żonatego i dzieciatego dyrektora cyrku i po opuszczeniu jego eleganckiej przyczepy bezzwłocznie wpadła w ramiona szefa kelnerów księcia Rainiera. Jak tak dalej pójdzie, Stefania zostanie okrzyknięta pogromczynią konwenansów wszech czasów. Specjalistką od miksowania błękitnej krwi. Bez ślubu.
Z kolei w afrykańskim plemieniu Kapauku kobiety, które z pewnością nigdy nie słyszały ani o inklinacjach Stefanii do ochroniarzy, ani o zmiennym sercu Julii Roberts, chcą przede wszystkim być na swoim. Mieszkać po ślubie oddzielnie i nie wsłuchiwać się w mężowskie chrapanie. Każda z nich uprawia własny kawałek ziemi, sadzi na nim, co chce, dzieli się plonami według własnego uznania i jak na prawdziwą emancypantkę przystało, jest finansowo niezależna. Za swoją niepodległość nie płaci alienacją, ponieważ mąż nadal widzi w niej kobietę i wyręcza ją we wszystkich obowiązkach uznawanych za męskie. Jak mówi moja koleżanka, co chatka, to zagadka. Mimo to pytanie "po co komu żona i po co tej mąż" nadal jest uznawane co najmniej za wywrotowe. Chyba to jasne, że chodzi o to, by ludzie się kochali, żeby było z kim zjeść niedzielny obiad i w złych momentach wspólnie uronić łzę. Żeby dzieci szanowały matkę i ojca i żeby z kolei ich dzieci odwdzięczyły się im tym samym.
Z kolei w amerykańskiej "Encyklopedii małżeństwa i rodziny" autorstwa Gwen J. Broude napisano, że "rodzina to grupa społeczna charakteryzująca się wspólnym miejscem zamieszkania, ekonomiczną współpracą i reprodukcją". Miłości nie trzeba tu definiować, bo ta - jak wiadomo - przemija. Jednak nie wszyscy mężowie i ich żony odnajdują się w powyższych kryteriach. Zwłaszcza ostatnie stulecie przyniosło pod tym względem wiele szokujących zmian. Mąż i żona z wyboru nie mieszkają razem albo nie chcą mieć dzieci, albo mają dzieci, ale nie chcą mieć ślubu, decydują się na rozdzielność majątkową, robią intercyzy, mężczyzna kocha się w mężczyźnie, a kobieta traci serce dla kobiety. Straszne.
Minęły co prawda czasy, w których prezydent Dwight D. Roosevelt zwalniał w ciągu miesiąca 60 urzędników ze swojego najbliższego otoczenia podejrzanych o homoseksualne kontakty, lecz nadal mąż i żona tej samej płci budzą zgorszenie. Z tego powodu w Europie Zachodniej tylko co ósmy homoseksualista nie ukrywa w miejscu pracy swojej orientacji. Reszta w żonę albo męża przeistacza się dopiero w domowych pieleszach. Amerykańskie studia, na które w swojej ostatniej książce "Der grosse Unterschied" powołuje się Alice Schwarzer, dowodzą jednak, że w dużych miastach już co dziesiąty mężczyzna i co czterdziesta kobieta żyje w związku homoseksualnym. Co dziesiąty i co czterdziesta. Czy nadal można więc iść w zaparte i nie zauważać, że nie mamy do czynienia z mniejszością, ale z poważną częścią naszej społeczności? Czy nie podobne wątpliwości spowodowały, że Dania w 1989 r., Norwegia w 1993 r., a Szwecja w 1994 r., prawnie usankcjonowały związki tej samej płci? A rok później mer francuskiego Saint Nazaire zagwarantował parom homoseksualnym certyfikat konkubinatu. Od niedawna homoseksualne małżeństwa mogą zawierać Holendrzy. Świat się z tego powodu nie zawalił, a to, co uchodziło za "nienormalne", stało się tam społeczną normą. Podobnie zdecydował niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który odrzucił skargę rządzonych przez chadecję landów i tym samym ostatecznie zatwierdził przyjętą już przez Bundestag ustawę o legalizacji związków homoseksualnych. Tak więc kochający inaczej ostatecznie zwyciężyli w walce o równe prawa, o normalne życie rodzinne. Będą otrzymywali zapomogi socjalne, będą płacili takie same podatki jak reszta, będą mieli możliwość opieki na dziećmi, chociaż bez prawa do adopcji, i będą dziedziczyli. Trybunał orzekł, że "ustawa nie powinna spowodować nieodwracalnych szkód dla instytucji małżeństwa". Radykalnej zmianie ulegnie jednak jego definicja jako "związku jednego mężczyzny z jedną kobietą". Nie mówiąc o reprodukcji.
Z kolei pewnie już wkrótce Julia Roberts zapłaci swojej poprzedniczce kolejne sto tysięcy dolarów, byle tylko ta wzięła z powrotem byłego męża. Z kolei czy raczej nie po kolei?
Więcej możesz przeczytać w 31/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.