Liberum erro

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marszałek Marek Borowski zdusił w zarodku niebezpieczną próbę blokowania pracy Sejmu
Na swym ostatnim, przedwakacyjnym posiedzeniu Sejm zmienił ustawę o Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Sama nowelizacja nie zawierała żadnych sensacji. Nie warto byłoby w ogóle do niej wracać, gdyby nie spór, który wybuchł przy jej uchwalaniu, a dotyczył nie meritum zmian, lecz kwestii regulaminowych Sejmu.
Ustawa przyjęta została niewielką większością. Głosowało za nią 214 posłów. Przeciwnego zdania było 203 posłów. Kiedy posłowie zapoznali się z tym wynikiem, sześciu z nich oświadczyło, że poparło nowelizację przez pomyłkę, a tak naprawdę są jej przeciwni. Gdyby uwzględnić tę korektę, ustawa by przepadła, gdyż jak łatwo obliczyć, jej zwolennicy stopnieliby do 208, a przeciwnicy powiększyliby się do 209. W tej sytuacji kilkudziesięciu posłów z Prawa i Sprawiedliwości, Ligi Polskich Rodzin oraz Samoobrony zażądało od marszałka Sejmu unieważnienia podjętej już decyzji i ponownego jej przyjęcia.
Marszałek Marek Borowski nie wyraził zgody na takie działanie, czym ściągnął na siebie kolejną falę krytyki ze strony coraz bardziej bezpardonowo atakującej go opozycji. Gdyby przychylił się do tego bezprecedensowego wniosku, postawiłby pod znakiem zapytania dalsze sprawne funkcjonowanie Sejmu. Od tej pory każda niezadowolona ze swej porażki mniejszość mogłaby domagać się kolejnych reasumpcji głosowania. Otworzyłoby to już nie furtkę, lecz ogromne wrota dla parlamentarnej obstrukcji, która mogłaby doprowadzić do całkowitego sparaliżowania mechanizmów sejmowych.
Ktoś niezorientowany może uznać taką prognozę za przesadzoną. Nie jest to jednak robienie z igły wideł. Dzieje naszego, liczącego już ponad pięćset lat parlamentaryzmu dostarczają przykłady zachowań proceduralnych, które raz zastosowane, wypaczały sprawny do tej pory system.
Tak było z liberum veto, czyli pierwszym odwołaniem się do zasady zezwalającej na zerwanie Sejmu przez jednego posła. Formalnie reguła jednomyślnego podejmowania decyzji obowiązywała w polskim Sejmie od chwili jego powstania, tj. od końca XV wieku. Przez ponad półtora stulecia nie paraliżowała ona obrad, a co więcej, stosowana była z pożytkiem dla demokracji. Kiedy jakaś, nawet niewielka, mniejszość była innego zdania, przekonywano ją tak długo, aż wyraziła zgodę na rozwiązanie, które satysfakcjonowało całą izbę. Nazywano ten mechanizm "ucieraniem głosów". Nikt nie był przegłosowany i każdy miał jakiś udział w ostatecznej decyzji.
Wszystko funkcjonowało jak należy aż do roku 1652, kiedy to poseł Władysław Siciński z Upity, namówiony przez znanego z "Potopu" Janusza Radziwiłła, zakrzyknął liberum veto i uciekł pod osłonę wojsk Radziwiłłowskich, nie dając żadnej szansy na osiągnięcie porozumienia drogą "ucierania głosów". Taki sabotaż oburzył całą izbę poselską, lecz ostatecznie pogodziła się ona ze zdaniem prowadzącego obrady marszałka, który uznał protest za wiążący. Posłowie rozeszli się bez podjęcia uchwał, z nadzieją, że takie incydenty nie będą się powtarzać. Złowrogi precedens wykorzystywany był jednak przez kolejnych warchołów i z czasem zupełnie sparaliżował funkcjonowanie Sejmu. Z biegiem lat obrady zrywano coraz częściej, pod błahymi pretekstami. Dość powiedzieć, że w wieku XVIII, za panowania Augusta III, doszedł do skutku tylko jeden Sejm, tzw. pacyfikacyjny.
Dzisiaj nikt nie potrafi odpowiedzieć, jak potoczyłyby się losy staropolskiego parlamentaryzmu, gdyby marszałek Sejmu przeszedł w 1652 r. do porządku dziennego nad warcholstwem Sicińskiego i kontynuował obrady. Być może Rzeczpospolita nie pogrążyłaby się w anarchii i obroniła przed zaborczością sąsiadów.
Dobrze się więc stało, że marszałek Borowski zdusił w zarodku kolejną niebezpieczną próbę blokowania mechanizmów sejmowych. Kto wie, czy owo precedensowe liberum erro nie zamieniłoby się w poczwarę równie ohydną, jak liberum veto.
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.