Zwiedzić piekło

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pojechać na wakacje do Rio de Janeiro i nie postawić stopy na Copacabanie?
Rekordy popularności bije "czarna turystyka" - wyprawy szlakiem największych tragedii ludzkości 

Właśnie tak! Zapomnijcie o szerokich plażach, zmrożonej margericie i długich zachodach słońca. To dobre dla podstarzałych mieszczuchów. Jeśli chcecie mieć o czym opowiadać znajomym, powinniście się przeciskać przez tunele Wietkongu, zwiedzać slumsy w Rio, oglądać nieczynną elektrownię atomową, "ryzykować życie" na ulicach Belfastu albo spędzić noc w postradzieckim gułagu. "Zapraszamy do zwiedzenia piekła" - zachęca w Internecie niemieckie biuro podróży Coś Innego.
Na początku lat 90. podstarzali amerykańscy yuppie, sfrustrowani tym, że ich kolejne wakacje niczym się od siebie nie różnią, zapragnęli odmiany. Przewodnikiem stał się dla nich wykaz wrogich krajów amerykańskiego Departamentu Stanu. Tyle że adnotacje: "Odradzamy wyjazdy turystyczne" odczytywali: "Koniecznie to zobacz!". Pierwsi "miłośnicy mroku" podążyli do Rwandy, Ugandy, Afganistanu i Gwatemali. W 1996 r. atrakcją były organizowane przez rosyjskich wojskowych wyprawy do Czeczenii. Za 6-7 tys. USD zapewniano transport helikopterem, ochronę oraz "tyle wódki, ile zdołacie wypić". Dziś "mroczna turystyka" to doskonale zorganizowany interes, przynoszący milionowe zyski. - Śmierć, masowe mordy, wojny i katastrofy zawsze przyciągały ludzi - mówi dla "Wprost" John Lennon, profesor Glasgow Caledonian University, współautor książki "Mroczna turystyka".

Zarobić na tragedii
Ukraińskiego rządu nie stać na zapewnienie ofiarom wybuchu w elektrowni w Czarnobylu bezpłatnych lekarstw, pobytów w sanatoriach, specjalistycznych kuracji w szpitalach. Usuwanie skutków największej cywilnej awarii nuklearnej świata kosztowało już Ukrainę 10 mld USD. Postanowiono sięgnąć po nowy sposób na zdobycie pieniędzy. Powołano agencję Czarnobylinterinform, która od 2000 r. oferuje wycieczki na miejsce tragedii. Koszt zwiedzania wynosi 100 USD od grupy plus 30 USD od osoby. Każda grupa otrzymuje liczniki Geigera, sprzęt ochronny i przewodnika. Nikolae Dimitryk, wicedyrektor Czarnobylininformu, zapewnia, że utrzymywane są wysokie standardy bezpieczeństwa. Twierdzi, że nie ma mowy o wpuszczaniu zwiedzających do miejsc, w których poziom napromieniowania jest wysoki, ale pewne ryzyko istnieje. Według Dimitryka, zysk z działalności turystycznej "nie jest zbyt wysoki". Najważniejsze, by "świat poznał całą prawdę o wypadku".
Na podobny pomysł wpadli twórcy Muzeum Gułagu na Wyspach Sołowieckich na Morzu Białym. Archipelag ceniony przez Rosjan za czyste powietrze i piękne jeziora opanowali zagraniczni turyści. Tam w 1920 r. powstał pierwszy sowiecki łagier. Skazańcy budowali zakłady celulozy, rąbali las, rozbudowywali Archangielsk. Dziś turyści za dolary mogą wejść na teren obozów, obejrzeć wieżyczki strzelnicze i baraki, przeczytać regulamin obozowy, a nawet spędzić noc na pryczy. Poganiać ich będą wredni wartownicy, a od strony ściany egzekucji będą dochodzić wystrzały z karabinu. Jurij Priwarow, dyrektor Instytutu Nauk Społecznych w Rosyjskiej Akademii Nauk, cieszy się, że powstają takie muzea. Po pierwsze, przyciągają spragnionych egzotyki turystów, a po drugie, uświadamiają Rosjanom, jak makabryczne były czasy poprzedniego systemu. Wielu jego rodaków wciąż tęskni za tym okresem. Muzeum na Wyspach Sołowieckich odwiedziło już kilka tysięcy osób.

Zwiedzanie pod ostrzałem
Czy brudne, przeludnione przedmieścia Rio de Janeiro mogą być atrakcją turystyczną? Okazuje się, że tak. Rejane Reis, właścicielka biura Favela Tour, od dawna organizuje wypady w odległe zakątki slumsów Rio. - Na miejscu mamy około 6 tys. współpracowników. Możemy pokazać wszystko, czego zapragniecie - zapewnia Reis. Za dzień wycieczki z przewodnikiem trzeba zapłacić 30 USD, w cenę wliczony jest transport. Chętnych nie brakuje. - Turyści wspomagają lokalną społeczność, odwiedzają szkoły, kupują rękodzieła. To nie tylko turystyka - dodaje Reis.
Na podobnych zasadach działa Cape Town Tourship w RPA. Na stronach internetowych biura czytamy: "Te wyprawy [do slumsów - red.] nie są dla słabeuszy. Ogromna bieda może wami głęboko wstrząsnąć, dlatego powinniście pomóc". Szacuje się, że 5-10 proc. turystów przybywających do Capetown wspomaga szpitale i fundacje charytatywne.
Niektóre "mroczne miejsca" stały się prawdziwymi miasteczkami turystycznymi. Tunele Wietkongu w Cu Chi (140 km długości) to największa atrakcja turystyczna Wietnamu. Co roku odwiedza je kilkadziesiąt tysięcy turystów, głównie Amerykanów. Przy wejściu witają ich strzały z broni maszynowej. Wietnamczycy dysponują systemami satelitarnymi, dzięki którym można zlokalizować tereny walk. Amerykańscy weterani uwielbiają wspominać czasy w okopach.
Miejsce śmierci Johna Fitzgeralda Kennedyego w Denver w Teksasie to doskonała maszynka do robienia pieniędzy. Za sto dolarów możemy się przejechać cadillakiem podobnym do tego, którym w 1963 r. przemierzał ulice miasta prezydent. Słyszymy odtwarzane z taśmy krzyki i oklaski tłumu, potem strzały. Nagle nasz samochód przyspiesza i odwozi nas do szpitala miejskiego. Inni oglądają całą scenę z okna biblioteki szkolnej. 29 lat temu stał tam Lee Harvey Oswald, zabójca Kennedyego. Te "atrakcje", organizowane wbrew woli rodziny Kennedych, wspiera urząd miejski.
Podobnych miejsc jest więcej: Oklahoma City, tunel w Paryżu, gdzie zginęła księżna Diana, ulice Sarajewa i Belfastu, szkoła w Dunblane w Szkocji, gdzie dokonano masakry dzieci, czy ruiny World Trade Center. Biura turystyczne organizujące te wyprawy nie narzekają na brak klientów. Co powoduje, że ludzie chcą w nich uczestniczyć?

Podejść do śmierci
- Przede wszystkim, globalna komunikacja - tłumaczy prof. Lennon. - Możliwości dzisiejszej techniki pozwalają na wędrówki w czasie. Można stworzyć wrażenie, że jest się w wielkim niebezpieczeństwie, gdy tymczasem czuwa nad tobą sztab ludzi. To swoista gra. Turyści chcą poczuć uderzenie adrenaliny. Świadomość, że właśnie celuje do ciebie snajper, jest elektryzująca - dodaje. Innym powodem jest skala tragedii. - Ludzi przyciąga masowa śmierć - mówi Lennon. To dlatego niektórzy wydają setki tysięcy dolarów, by dotrzeć do wraku "Titanica", a mniej zamożni udają się w rejs statkiem będącym repliką słynnego transatlantyku. - Klasycznym przykładem jest Auschwitz - ciągnie Lennon. - Turystów przyciąga tam zmasowana zagłada. Do tej pory obóz w Oświęcimiu odwiedziło 25 mln osób. Co roku przyjeżdża tam 250 tys. ludzi z niemal stu krajów.
Jak tłumaczy Lennon, jest jeszcze jeden powód poszukiwania wrażeń na ulicach palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu czy w Kabulu. - Niektórzy ludzie chcą stanąć na krawędzi. Zastanawiają się, jak blisko "strefy śmierci" mogą podejść. Wydaje im się, że zrobią kilka dobrych zdjęć i schowają się do autobusu - tłumaczy Lennon. - Nie każdy wie, że mogą go potem prześladować koszmary.


Wakacje grozy

Podziemne państwo
Cu Chi (Wietnam) tunele Wietkongu o łącznej długości 140 km
Gniazdo snajpera
Sixth Floor Museum, Dallas (USA) z tego miejsce L. H. Oswald w listopadzie 1963 r. zamordował prezydenta Johna Kennedyego
Bunkier przeciwatomowy
St. Andrews, Londyn (Wielka Brytania) podczas zimnej wojny na wypadek ataku atomowego tam miał się ukrywać rząd brytyjski
Na celowniku
Memphis (USA) można stanąć w oknie hotelu Lorraine, w którym zastrzelono Martina Luthera Kinga
Strefa radioaktywna
Czarnobyl (Ukraina) zwiedzanie zamkniętej strefy wokół elektrowni atomowej
Tajemnice Łubianki
Moskwa (Rosja) więzienie i siedziba byłej KGB
Łagrowe życie
Wyspy Sołowieckie (Rosja) muzeum dawnych sowieckich obozów pracy, w tym słynnego Perm-36
Pod ostrzałem
Sarajewo (Bośnia i Hercegowina) spacer Aleją Snajperów
Groza faweli
przedmieścia Rio de Janeiro (Brazylia)
Na tropie gangsterów
Chicago (USA) wycieczka po niebezpiecznych dzielnicach miasta
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.