Menedżer w polu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli ktoś się zastanawiał, ilu polskich rolników potrzebuje unijnych pieniędzy, odpowiedź poznał w połowie lipca - sześciu
Jak zarobić na rolnictwie 

Tylu bowiem nadesłało do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wypełnione formularze z prośbą o dofinansowanie z funduszu Sapard. Niedawno liczba wnioskodawców wzrosła do szesnastu. - Ta liczba może mylić. Na wsi zaczynają się pojawiać menedżerowie, którzy mają pomysły na biznes, dbają o marketing, kontakty z kontrahentami - twierdzi Anna Litwinow z Regionalnego Centrum Doradztwa Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich w Radomiu.

Przepis na farmera
Jerzy i Krystyna Raptowie z Przytocka (gmina Kępice w Pomorskiem) od dwudziestu lat uprawiają ziemniaki, które wcześniej ze zmiennym szczęściem sprzedawali na detalicznym rynku krajowym i do Rosji. Nie przestawali jednak poszukiwać nowych odbiorców. Złote interesy zaczęli robić, kiedy sześć lat temu z własnej inicjatywy nawiązali współpracę z polską filią holenderskiego producenta frytek Farm Frites. - Najpierw musieliśmy przejść dwuletnie szkolenie, potem zdobyć zaufanie partnera. Holendrzy narzucili nam ostre normy jakościowe i stale kontrolują plantację - mówi Krystyna Rapta. Aby spełnić wymagania, zaciągnęli kredyt z banku, który przeznaczyli na powiększenie upraw z 220 do 700 hektarów. Wybudowali także nowoczesną przechowalnię na ponad tysiąc ton ziemniaków. Opłacało się - w tym roku Farm Frites Poland zakontraktował u nich już 3 tys. ton ziemniaków.
Z kolei chemiczna część niemieckiego koncernu Bayer swym pokazowym gospodarstwem rolnym uczyniła na dwa lata posiadłość Krzysztofa Serwety w Kazimierzy Wielkiej (Świętokrzyskie). - Rocznie sprzedaję w Polsce 400 ton cebuli, 60 ton pietruszki, 100 ton marchwi, 70 ton kapusty, 250 ton zboża, 1800 ton buraków cukrowych - wylicza rolnik. Kapustę eksportuje na Ukrainę i do Czech. 7 hektarów, które posiadał na początku, powiększył już do 100. Uzyskuje z nich średnie zachodnioeuropejskie plony. Czysty zysk na głowę członka rodziny to u Serwety 40 tys. zł rocznie, dlatego nie przerażają go spłaty rat od zaciągniętego na rozwój gospodarstwa kredytu (90 tys. zł). - Najpierw inwestycje, potem zyski. Wielu rolników wciąż tego nie rozumie - mówi.

Zamienię świnie na krowy
"Kto ma owce, ten ma, co chce" - mawiał przed laty Antoni Ławrenowicz ze wsi Podgóry - i żył dostatnio. W latach 80. miał 550 owiec, największą hodowlę w okolicy. - Owczarstwo w Polsce jednak podupadło, strzyżenie kosztowało w pewnym momencie więcej, niż wynosił zysk ze sprzedaży wełny. Musiałem zmienić sposób zarobkowania - wyjaśnia gospodarz. Strzałem w dziesiątkę okazało się gospodarstwo nasienne. Ławrenowicz nie wahał się wziąć kredytu w banku. Przeznaczył go na budowę suszarni nasion i przechowalni z wentylatorami. Z Austrii ściągnął maszyny najnowszej generacji. Dziś na połowie ze 160 posiadanych hektarów produkuje nasiona kwiatów, warzyw, rzepaku i pszenżyta (sprzedaje je firmie Rolimpex Nasiona i niemieckiemu Raiffpol oraz rolnikom), zbierając z reszty ziemi ponad 200 kwintali pszenicy rocznie. - Produkcja nasion jest dwa razy bardziej opłacalna niż zbóż - mówi (kwintal pszenicy kosztuje 61 zł, podczas gdy nasion - 110 zł).
Do reguł rynku umiejętnie dostosował się też Jan Chabros, rolnik z Dęby w gminie Kurów (Lubelskie), który zaczynał piętnaście lat temu od hodowli świń.
- Pożyczyłem w banku 300 tys. zł, dokupiłem ziemi (ma ponad 100 hektarów) i urządziłem mleczną farmę - opowiada. W gospodarstwie Chabros postawił oborę, nowoczesną halę udojową i chłodnię mleka - wszystko dla stada krów liczącego 126 sztuk. Rocznie produkuje prawie 300 tys. litrów mleka. - Jest z czego żyć - cieszy się Chabros, który bez problemu spłaca kredyty. Przy cenie mleka 80 gr za litr zarabia 20 gr, czyli ponad 60 tys. zł rocznie. Wciąż planuje nowe inwestycje, chce między innymi wybudować silosy betonowe na pasze dla bydła.

Struś polski
- Nawet na wsi można znaleźć własne miejsce na rynku - przekonuje Grzegorz Krasoń z Woli Krzysztoporskiej koło Piotrkowa Trybunalskiego, prowadzący od początku lat 90. gospodarstwo ogrodnicze (uprawia między innymi kalafiory, kapustę, brokuły, selery, pory, sałatę). Sześć lat temu wraz z żoną Agatą postanowili nie tylko sprzedawać warzywa, lecz rozpocząć także produkcję ich sadzonek. - Pierwsze trzy lata były ciężkie, bo mieliśmy wydatki, trzeba było powoli spłacać kredyt w wysokości 700 tys. zł i przekonać do siebie klientów - tłumaczy Krasoń. Za pożyczone pieniądze małżeństwo kupiło specjalne linie Veffi do wysiewu, holenderskie szklarnie, lampy, kurtyny energooszczędne, system nawadniania. Z dawnych tuneli foliowych pozostało tylko wspomnienie. - Dzięki skali produkcji i dbałości o jakość zdobyliśmy zamówienia między innymi od firm Bonduelle i Scandic - chwalą się gospodarze. W 1997 r. produkowali 2,5 mln sztuk rozsad, w tym roku już ponad 21 mln sztuk sadzonek gruntowych i szklarniowych. - Zaledwie trzy hektary upraw dają nam obroty rzędu 4-5 mln zł rocznie - mówi Grzegorz Krasoń.
Marian Płanik z kolei nie zamierzał - jak twierdzi - chować głowy w piasek. Osiem lat temu uciekł razem z żoną z miasta i kupił w Kamionnej (Dolnośląskie) dwa hektary ziemi ze zrujnowanymi zabudowaniami. Usłyszał kiedyś o raczkującej w Polsce hodowli strusi i postanowił spróbować. Oszczędności nie starczyły na zakup zwierząt i ziemi, dlatego wziął kredyt - dziś ma ponad 50 hektarów ziemi i 500 tys. zł do spłacenia bankowi. Udało mu się stworzyć zaczątki stada strusi afrykańskich i wyhodować pierwsze małe. - Po prawie pięciu latach hodowli można mówić o zyskach, dlatego właśnie teraz zaczynamy poważnie myśleć o sprzedaży piskląt i jaj (cena jaja strusiego to 50-100 zł) - wyjaśnia Płanik. Wcześ-niej obsiał resztę ziemi zbożem, które sprzedaje, kiedy ceny są korzystne.
Wielu mieszkających na wsi słusznie upatruje szansy w sferze usług. Aneta Ostrowska wraz z mężem na 100 ha ziemi w Kamińsku Radomszczańskim uprawia żyto i owies, ale przyszłość wiąże z założonym przed czterema laty gospodarstwem agroturystycznym Zagroda Napoleońska. Ostrowscy dla gości przygotowali 20 miejsc noclegowych w pięciu pokojach oraz jadalnię. Stare chlewnie i oborę przerobili na stajnie, kupili konie. Dziś mają ich już 50. - Dla turystów z miasta poza konnymi przejażdżkami organizujemy łowienie ryb w naszych stawach, ogniska, a nawet rozgrywki paintballa - mówi Aneta Ostrowska. Pokoje w ich agrogospodarstwie są zajęte przez cały rok. Przyjeżdżają dzieci na obozy, firmy organizują imprezy okolicznościowe i integracyjne. Właściciele nie zapominają o reklamie - ogłaszają się w pismach jeździeckich, gazetach lokalnych, prowadzą stronę internetową.

Unii się nie boją
Ludzi mających w zanadrzu ciekawe projekty i nie wahających się dostosowywać do potrzeb rynku nie przeraża perspektywa pokonywania żmudnych unijnych procedur. Jednym z pierwszych, którzy się na to zdecydowali, był Radosław Mioduszewski, producent zbóż ze wsi Miodusy Stok. Dotychczas sapardowskie wnioski złożyło niespełna dwudziestu rolników, wkrótce śmiałków może być jednak wiecej. - Przy tak drogich inwestycjach jak nasze, te 50-100 tys. zł zwrotu, które można otrzymać z unijnego funduszu, to niewiele, ale każdy grosz się przyda - mówi Grzegorz Krasoń. Ławrenowicz natomiast już jest przekonany, że jak tylko odnowi budynki, jego gospodarstwo będzie wzorem dla całej Unii Europejskiej. 


Sapard to program pomocy finansowej i strukturalnej dla rolnictwa w dziesięciu państwach Europy Środkowej i Wschodniej. Każdy rolnik, grupa producentów czy gmina mogą się starać o fundusze z programu Sapard, ale dofinansowanie projektów z Brukseli i polskiego budżetu nie może przekroczyć 75 proc. wydatków. Pozostałą część musi stanowić wkład własny osób starających się o pieniądze. Stosowną umowę Polska podpisała w styczniu 2000 r., ale pierwsze pieniądze z Sapardu - 42 mln euro zaliczki - otrzymaliś-my dopiero 30 lipca tego roku. Rząd podpisał też z Komisją Europejską dwie roczne umowy finansowe na 171,570 mln euro i na 175,057 mln euro.

Hiszpański diament
Rolniczym hitem rynku hiszpańskiego są czarne trufle (grzyby rosnące pod ziemią), zwane czarnym diamentem kuchni. Pozyskiwano je zazwyczaj w sposób naturalny, do czasu gdy dwadzieścia lat temu Salvador Arotzarena zapoczątkował komercyjną uprawę tego rzadkiego gatunku. Dziś sama tylko farma Navaleno w północnej Hiszpanii opanowała 15 proc. światowej produkcji czarnych trufli. Wieprze wykorzystywane dotychczas do ich poszukiwania zastąpiono wyszkolonymi psami. Uprawa trufli jest prawdziwą żyłą złota - w Europie za kilogram płaci się około 1,5 tys. dolarów, a w Japonii nawet dwa razy tyle.

Przysmak cesarzy
Na rynku niemieckim wielką popularność zdobyły szparagi, starożytny przysmak cesarzy rzymskich i chińskich. W ostatnich latach pozycję największych producentów i konsumentów szparagów w Europie zdobyli właśnie Niemcy - zjadają ich rocznie 1,3 kg na głowę. Lubią zwłaszcza ich delikatną białą odmianę produkowaną na farmach pod Bilitz, niedaleko Berlina. Co roku, 25 kwietnia, z wielką pompą otwierany jest sezon zbioru szparagów, a ich pojawieniu się na targach i w restauracjach towarzyszy ekscytacja podobna do tej, jaką obserwujemy przy okazji inauguracji święta beaujolais nouveau.

Szynka z serem
W Italii sześćset małych rodzinnych gospodarstw opanowało wysoce rentowną produkcję sera parmigiano reggiano (parmezan). Stworzyły one konsorcjum, które narzuca ostre normy dotyczące jakości. Na każdej z farm odnotowywana jest dokładna data produkcji i pochodzenie użytego do niej mleka. Małe serowarnie są w stanie wytworzyć prawie dwadzieścia form parmezanu dziennie - każda warta jest około 430 euro. Podobne konsorcjum zmonopolizowało wyrób słynnych szynek parmeńskich. Zwierzęta do uboju pochodzą z jednej z 5535 licencjonowanych farm, uboju można dokonać tylko w jednej ze 169 autoryzowanych masarni, a mięso przekazywane jest następnie do którejś ze 121 wyznaczonych szynkarni. Każda szynka wyprodukowana w ten sposób otrzymuje specjalne oznaczenie, a jej cena wynosi prawie 160 euro.
Więcej możesz przeczytać w 34/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.