100 tysięcy polskich milionerów

100 tysięcy polskich milionerów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bogacimy się w amerykańskim stylu
 
Po co być biednym?" - spytał przed ponad wiekiem Henry Ford. To pytanie wziął sobie do serca Luigino Francesco Paulucci, syn biednego włoskiego imigranta w USA, jeden z potomków milionów przedstawicieli Starego Świata, którzy podążyli za ocean za chlebem. Żeby przeżyć, Paulucci w wieku 16 lat handlował warzywami. Trzynaście lat później uciułane 2,5 tys. USD i swoją wiedzę o uprawie groszku zainwestował w założenie firmy Chun King. W roku 1966, gdy miał 48 lat, jego majątek (zdobyty dzięki produkcji konserw) wart był 63 mln USD, a dwadzieścia lat później - pół miliarda dolarów.

W Polsce około 100 tys. osób dysponuje dziś co najmniej milionem złotych. Większości z nich po 1989 r. nie wahała się rzucić państwowych posad i pracować po 16-18 godzin na dobę "na swoim". Na ogół ich nie lubimy - wynika z badań opinii publicznej. Nie chcemy pamiętać, że tylko dziesięciu najbogatszych Polaków daje pracę ponad 100 tys. osób, a wszyscy milionerzy - ponad milionowi z nas. Najbardziej nie lubimy ich za to, że samą swą obecnością i aktywnością dowodzą, iż my też moglibyśmy być milionerami.

Mocarze świata
"Trzeba zdobyć 400-500 mln dolarów w gotówce, wcisnąć je do kieszeni i zapomnieć o nich. Okażą się niezwykle przydatne w jakiś deszczowy dzień" - mawiał Henry Ford. USA wciąż pozostają rajem dla ludzi przedsiębiorczych - milionerzy stanowią tam prawie procent populacji i w sumie mają do zainwestowania 8,37 bln USD (to suma 40 razy większa niż PKB Polski). Nigdzie też wielkich pieniędzy nie mnoży się tak szybko jak w USA. Aż 83 proc. amerykańskich milionerów prawie nic nie odziedziczyło, lecz dorobiło się majątku samodzielnie. Każdego tygodnia przybywa tam 200 osób z milionem dolarów na koncie. Według najnowszego raportu Merrill Lynch i Cap Gemini Ernst & Young, na świecie żyje już 7,1 mln milionerów. W zeszłym roku to grono poszerzyło się o 200 tys. osób. Łączna wartość majątków najbogatszych Ziemian sięgnęła w minionym roku 26,6 bln USD. Fortuny europejskich krezusów wzrosły w tym czasie o 0,1 proc., amerykańskich o 1,7 proc., a najzamożniejsi mieszkańcy Azji zwiększyli wartość majątków aż o 7,1 proc.
Bogaczy szybko przybywa także w młodych ustrojach kapitalistycznych Europy Środkowej i Wschodniej. Autorzy raportu Merrill Lynch i Cap Gemini Ernst & Young doliczyli się w tym regionie 220 tys. osób, które w ostatniej dekadzie zrobiły zawrotne kariery w biznesie i dysponują dziś łącznie około 900 mld USD (do 2005 r. ich aktywa mają wzrosnąć do 1,3 bln USD)! Jak zauważył cztery lata temu na łamach "Wall Street Journal" Thomas Riccardo, analityk giełdowy: "Polacy są w regionie środkowoeuropejskim nacją najbardziej dynamiczną, bogacą się w najbardziej amerykański sposób, najszybciej". Warto dodać, że aż 30 proc. najbogatszych obywateli krajów Unii Europejskiej to dziedzice fortun przodków.


Made in Poland
Błyskotliwą karierę zrobił Robert Smoktunowicz, partner zarządzający kancelarią prawniczą Smoktunowicz & Falandysz, a od 2001 r. także senator. Na jego koncie leży milion złotych. Pierwsze pieniądze do własnej dyspozycji otrzymał od ojca, gdy miał 18 lat. W wakacje podczas studiów prawniczych pracował w Niemczech jako robotnik budowlany, a zarobione tam pieniądze zainwestował w końcu lat 80. w zakład szyjący damską bieliznę i kostiumy kąpielowe oraz w pierwsze w stolicy solarium. - Teraz mogę się przyznać, że półlegalnie - mówi. Gdy w początkach lat 90. zakładał kancelarię, w nowej rzeczywistości rynkowej profesor prawa i młody aplikant startowali z tej samej pozycji. Nawiązał wtedy współpracę z włoskimi inwestorami. - W 1990 r. opowiadano im, że w Polsce jest tylko jeden prawnik mówiący dobrze w ich języku - ja. Naprawdę potrafiłem powiedzieć tylko "dzień dobry" i "dziękuję", a reszty nauczyłem się w ciągu trzech pierwszych miesięcy współpracy - opowiada Smoktunowicz, który zyski z kancelarii inwestuje w dzieła sztuki z lat 20. i 30. XX wieku, nieruchomości oraz akcje (największy majątek zbił w czasie boomu internetowego na GPW).
Najbardziej znani polscy bogacze - Jan Kulczyk czy Aleksander Gudzowaty - zgromadzili majątki warte miliardy dolarów (odpowiednio 3 mld USD i 1,25 mld USD). To jednak wyjątki. Ilu jest milionerów złotówkowych? - W Polsce jest około 15 tys. osób, które posiadają aktywa o wartości co najmniej miliona złotych w depozytach bankowych - szacuje Piotr Nowak z Departamentu Bankowości Prywatnej BNP Paribas Bank Polska. Centralny Dom Maklerski Pekao SA ma 500-700 indywidualnych klientów, którzy w akcjach i obligacjach ulokowali co najmniej milion złotych. Z badań prowadzonych w 2000 r. na warszawskiej giełdzie wynika, że 5 tys. grających na niej osób co miesiąc przeznacza na zakup akcji i obligacji od 500 tys. zł do miliona złotych. - Jeśli policzymy tych, którzy mają przynajmniej milion złotych "wolnych": w gotówce, papierach wartościowych, nieruchomościach (poza własnymi domami), lub firmę wartą co najmniej milion złotych, może się okazać, że milionerów mamy około 100 tys. - mówi Krzysztof Jasiecki z Instytutu Socjologii i Filozofii PAN, autor książki "Elita biznesu w Polsce. Drugie narodziny kapitalizmu".

Nie w czepku urodzeni
- Są kraje, gdzie wystarczy zaśpiewać jeden przebój i do końca życia pływać w banknotach. Ja śpiewam już 30 lat i mam na koncie dziesiątki hitów, ale dopiero niedawno uzbierałam pierwszy milion złotych - wyznaje Maryla Rodowicz. Szukając najbogatszych, instynktownie zwracamy się w stronę świata show-biznesu, sportu, mediów, tymczasem z tej grupy społecznej rekrutuje się niewielu polskich milionerów. - Grube miliony na moim koncie to chyba wymysł zazdrosnych kolegów - zarzeka się Tomasz Lis, wydawca i prezenter "Faktów" w TVN, najlepiej opłacany dziennikarz w Polsce, w latach 90. korespondent TVP w USA.
Krzysztof Hołowczyc, rajdowy mistrz Europy z 1997 r., bez ogródek przyznaje, że jest milionerem. Mimo że mistrzostwo zdobyte pięć lat temu było jego jedynym większym sukcesem, potrafił go doskonale zdyskontować i dziś zarabia na reklamach. - Aby odnieść sukces mojej miary, nie wystarczy nazywać się na przykład Pazura - przekonuje Cezary Pazura ("aktor od 16 lat, od 10 nieprzerwanie na topie" - jak sam się określa). Pazura należy do nielicznych gwiazd polskiego filmu, które za dzień na planie mogą żądać tysiąca dolarów. Pierwsze mieszkanie w bloku kupił jednak dopiero w wieku 33 lat.

Zrób to sam
- Wielu moich kolegów po studiach zadowalało się ciepłą posadką na państwowym, ale ja, pracując w zakładzie energetycznym, brałem wszystkie fuchy, jakie się trafiały, pracowałem po nocach i czekałem, aż pojawi się szansa na prywatny biznes - wspomina Adam Rozwadowski, właściciel klinik Enel-Med. Już w 1984 r. założył firmę kładącą kable, stawiającą transformatory (z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem) i sporo zarabiał. Pod koniec lat 80. wraz z żoną zaczęli myśleć o rynku usług medycznych. Na warszawskim Targówku za milion dolarów (z oszczędności i kredytu na 300 tys. USD) postawili w 1993 r. pierwszą klinikę. Dziś zatrudniają 120 osób na etatach i 160 lekarzy na kontraktach, a przychody firmy sięgają 2,5 mln zł.
W szeregach finansowej elity ciągle przybywa dobrze opłacanych najemnych specjalistów - menedżerów, prawników, audytorów, konsultantów, informatyków - niemniej jednak trzon grupy polskich milionerów (ponad 90 proc.) wciąż stanowią prywatni przedsiębiorcy. Halina Zawadzka (z wykształcenia inżynier budowlany) pracowała jako nauczycielka w łódzkim technikum budowlanym. Dwadzieścia lat temu postanowiła szyć modne ubrania. Pierwszy zakład krawiecki Hexeline założyła w łódzkim mieszkaniu w bloku. Dziś firma zatrudnia 150 pracowników i ma sieć 14 markowych sklepów w największych miastach Polski. W tym roku Zawadzka została wyróżniona nagrodą The Leading Women Entrepreneurs of the World. - Jestem tak pochłonięta pracą, że nawet nie zauważyłam, kiedy zarobiłam pierwszy milion złotych - mówi Zawadzka.
Przy pierwszej nadarzającej się okazji budżetówkę opuścił też Arkadiusz Muś. Pod koniec 1990 r. zwolnił się z pracy w prokuraturze. - Zarabiałem tam 8 dolarów miesięcznie - wspomina. Przez rok trudnił się handlem, aż w końcu kupił upadającą firmę Press-Glas (producenta szyb zespolonych dla budownictwa). W ciągu kilku lat jego przedsiębiorstwo stało się liderem na polskim rynku. Muś właśnie otwiera wartą 40 mln zł fabrykę w Tychach, gdzie pracę znajdzie 250 osób. Przychody jego firm (jest także właścicielem firmy leasingowej Tytan) wynoszą niemal 200 mln zł rocznie.
Zbigniew Juroszek (40 lat) nigdy nie pracował na etacie. Działalność gospodarczą rozpoczął w 1989 r., zakładając firmę Atal produkującą i sprzedającą tekstylia. Pieniądze potrzebne na rozruch pochodziły z rodzinnych oszczędności. Dziś wszystkie jego spółki przynoszą 12 mln zł zysku rocznie i dają zatrudnienie 710 osobom. - Wszystko, co zarobiłem, ponownie inwestowałem. Obroty rosły o kilkaset procent rocznie! - mówi Juroszek.
Zofia i Krzysztof Drohomireccy z Krakowa pierwszy milion zarobili, gdy pod koniec lat 80. za uskładane 500 USD uruchomili produkcję materiałów izolacyjnych dla budownictwa. Potem zainwestowali w palarnię kawy i sieć 24 pijalni kawy Pożegnanie z Afryką, które okazały się przebojem rynkowym. Cezariusz Szlachcic pierwszy milion zgromadził dopiero dwa lata temu. Założony przez niego Cezex zdobył 17-procentowy udział w rynku dystrybucji papieru dla poligrafii, biur oraz papierów i kartonów ozdobnych. - Z trzyosobowej firmy, która w pierwszą transakcję zainwestowała 5 tys. USD, wyrosło przedsiębiorstwo zatrudniające prawie 300 osób, o przychodach sięgających 181 mln zł - chwali się biznesmen.


Rysopis milionera
Typowy amerykański milioner zaczął pracować w wieku 18-19 lat, ma żonę (nigdy się nie rozwiódł) i dzieci, nie wydaje na garnitur więcej niż 360 USD, na buty najwyżej 60 USD, a na zegarek 110 USD. Jeździ fordem za 25 tys. USD, w dodatku używanym - przekonują w "Sekretach amerykańskich milionerów" Thomas Stanley i William Danko, którzy badali to środowisko przez 20 lat. Słowem, gdyby był naszym sąsiadem, moglibyśmy nawet nie podejrzewać, że ma milion na koncie. Pozory mogą mylić także w Polsce. Zofia i Krzysztof Drohomireccy od lat mieszkają w starej krakowskiej kamienicy, do pracy dojeżdżają kilkuletnim fordem mondeo. Adam Rozwadowski wraz z żoną i synami od 10 lat mieszka w klinice. - Żeby stworzyć Enel-Med, musieliśmy sprzedać dom i dopiero teraz budujemy nowy, na wsi - wyjaśnia prezes. Miesiąc temu postanowił wreszcie zamienić sześcioletniego chryslera voyagera na terenowego mercedesa ML. Muś od niedawna dostrzega uroki bycia milionerem - kupił volvo S80 i zakłada pole golfowe. - Bardzo lubię wydawać zarobione przez siebie pieniądze - mówi Maryla Rodowicz, która jeździ czerwonym porsche carrera. - Lubię żyć na poziomie, na jaki mnie stać, i namawiam do tego innych. Charakter mojej pracy stwarza pewne wymogi dotyczące ubioru czy stylu bycia - przekonuje Smoktunowicz, który jeździ jaguarem (w eleganckiej wersji daimler), nosi zegarki marki Franck Muller (lubi design) i Patek Philippe (ceni trwałość). Krzysztof Hołowczyc swoje miliony najchętniej wydaje na "zabawki": motorówki, motocykle i samochody.
Kim jest typowy polski milioner? Ma 45-50 lat, w świat wielkich pieniędzy wkroczył w pierwszej połowie lat 90. Jest na ogół właścicielem małego lub średniego przedsiębiorstwa. Zanim otworzył własną firmę, pracował fizycznie za granicą (najczęściej w Niemczech), próbował też robić interesy u schyłku PRL, na przykład wykorzystując formułę tzw. firmy polonijnej. Mieszka zazwyczaj we własnym domu, najczęściej w aglomeracji warszawskiej lub na Śląsku albo w innym dużym ośrodku - Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście. Ma co najmniej dwa samochody za 60-80 tys. zł i zmienia je mniej więcej co pięć lat. Zgromadził "wolne aktywa" o wartości 1-2,5 mln zł (częściej niż w papierach wartościowych są one ulokowane w nieruchomościach). Pozwala sobie na demonstrowanie zamożności w umiarkowanym stopniu. Wielkie pieniądze zdobył sam - ponad 90 proc. polskich milionerów to bogacze w pierwszym pokoleniu.

Łapaj bogatego
- Nie wstydzę się swoich pieniędzy. Więcej milionerów to przecież większe obroty dla producentów luksusowych dóbr - konstatuje Hołowczyc. Wielu Polaków nie dostrzega jednak tego związku, a "kult konsumpcji w czasach, gdy społeczeństwo skazane jest na tyle bolesnych wyrzeczeń" (za Markiem Jurkiem) działa na nich jak płachta na byka. Wedle badań opinii publicznej, bogaty obywatel to dla nas człowiek, który ma basen, ogród oraz drogi zachodni wóz, jada w ekskluzywnych restauracjach i rozbija się po świecie. Nie chcemy wiedzieć, że polscy milionerzy zapewniają pracę milionowi Polaków. - Jesteś tyle wart, ile ci płacą - mówi krótko Tomasz Lis. W USA przez lata żywe emocje wzbudzała kwestia zarobków Lee Iacocki, długoletniego szefa Chryslera, który zarabiał 20 mln USD rocznie. Mało kto myślał o tym, że tylko geniusz prezesa uchronił tę firmę - zatrudniającą 300 tys. osób i będącą jedną z lokomotyw amerykańskiej gospodarki - przed bankructwem. 2 mln zł, które według szacunków rocznie zarabia Maria Wiśniewska, prezes Pekao SA (najlepiej opłacana kobieta na etacie w Polsce), to niewielka cena za dobre wyniki największego banku w Europie Środkowej, a co za tym idzie, za bezpieczeństwo pieniędzy milionów klientów banku.

Niepogoda dla bogaczy
Polacy - proporcjonalnie do liczebności diaspory - są zaraz po Chińczykach najzamożniejszymi imigrantami w USA - wynika z danych University of California. - Jesteśmy narodem nad wyraz przedsiębiorczym, tyle że swój "amerykański sen" coraz częściej musimy śnić na przekór nie tylko współobywatelom, ale i zaborczemu państwu - uważa senator Smoktunowicz. Na przełomie lat 80. i 90. w Polsce powstało 2,5 mln prywatnych firm, a uwolniona energia i przedsiębiorczość zaowocowały powstaniem wielu fortun - niemal wszyscy polscy milionerzy to ludzie, którzy wówczas stawiali pierwsze kroki na wolnym rynku. Tyle że od połowy lat 90. zapał do robienia pieniędzy zaczął się gdzieś ulatniać. Większość studentów warszawskiej SGH nie chce zakładać własnej firmy - wolą pracować dla dużej i stabilnej korporacji międzynarodowej.
- W każdym społeczeństwie istnieje pewna naturalna granica przedsiębiorczości. Zazwyczaj nie więcej niż 10-20 proc. populacji to ludzie o odwadze, pomysłowości i skłonności do ryzyka potrzebnych do prowadzenia własnego biznesu. Ogarniający nas marazm wynika jednak z czego innego - mówi Krzysztof Jasiecki. - Postępująca ingerencja państwa w wolny rynek i monstrualna biurokracja sprawiają, że zamiast robić interesy, przedsiębiorcy skupiają się na tym, jak omijać anachroniczne prawo, unikać wysokich podatków - tłumaczy Andrzej Sadowski, wiceprezes Centrum im. Adama Smitha. Bez wolności gospodarczej wciąż będziemy mieli do czynienia z czymś, co prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog i politolog, określiła kiedyś mianem "niedokończonej klasy średniej".


Bogactwo?
Nie dla mnie

Profesor ANDRZEJ RYCHARD
wykładowca Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego
W naszym społeczeństwie rosną nastroje egalitarne, choć zarazem 72 proc. Polaków uważa bogactwo za zjawisko naturalne. Tyle że postrzegają je oni jako coś niedostępnego dla siebie, ponieważ wytworzył się u nas wzór posiadania, a nie dochodzenia do milionowych majątków. Widzimy baseny, limuzyny, ale rzadko dostrzegamy, że zdobyli je ludzie tacy jak my.

Polowanie na portfele
Na rzecz milionerów pracuje cały przemysł dóbr luksusowych. Na sprzedaż ekskluzywnych aut nie wpływa nawet recesja. - W zeszłym roku sprzedaliśmy 48 limuzyn, w tym już 44, więc myślę, że do końca roku liczba ta wzrośnie do 70 - mówi Wojciech Korszyński, dyrektor Jaguar Poland. Niektórzy z jego klientów zmieniają wozy co 2-3 lata, mimo że ceny aut sięgają 500 tys. zł.
O pieniądze rekinów finansjery zabiegają również banki, które oferują im usługi private banking. Dwóch, czterech prestiżowych klientów przynosi bankowi więcej pieniędzy niż tysiąc przeciętnie zamożnych Kowalskich. Tacy klienci przez całą dobę mogą dokonywać transakcji przez Internet lub telefon, każdy obsługiwany jest przez osobistego doradcę bankowego, a gotówkę bank dostarcza im pod wskazany adres. Kolejnym udogodnieniem jest możliwość negocjacji oprocentowania lokat. Bogaci mogą się także spodziewać od banków prezentów - kalendarzy i portfeli, zegarków i biżuterii. Najczęściej jednak banki zapraszają wyjątkowych klientów do teatru, na koncerty, organizują dla nich bale karnawałowe, wystawne kolacje. Podobnie postępują inne instytucje finansowe. Credit Suisse Asset Management zarządza aktywami kilkunastu osób, które do funduszu wpłaciły minimum 2 mln zł. W zamian klienci zyskują znacznie więcej niż w innych funduszach.
- Na portfelach akcyjnych zarabiamy rocznie około 30 proc., na portfelach papierów dłużnych w zeszłym roku zarobiliśmy ponad 20 proc. - mówi Stanisław Markowski, wiceprezes CSAM.
Więcej możesz przeczytać w 35/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.