Jak powstawały łódzkie fortuny Scheiblerów, Poznańskich, Geyerów, Heinzlów
Jeśli interes, to tylko w Łodzi - mawiali pionierzy łódzkiej przedsiębiorczości w XIX wieku. Ówczesna Łódź była ewenementem na skalę światową. W rekordowo krótkim czasie na słabo zaludnionych, podmokłych terenach wyrosło przemysłowe miasto, w którym w zawrotnym tempie powstawały fantastyczne fortuny. Niemieccy historycy przez lata utrzymywali, że Łódź zbudowali osadnicy z Zachodu, którzy zjawili się nad Łódką z ogromnym kapitałem. W rzeczywistości niemieccy osadnicy byli ubodzy i tylko wyjątkowo dysponowali własnym warsztatem tkackim. Przybywali zwabieni obietnicą kredytów i tanich działek budowlanych.
Ludwik Geyer, czyli czas pionierów
Dzieje przemysłowej Łodzi zaczynają się od Ludwika Geyera, który po osiedleniu się w Łodzi drukował surowy perkal i sprzedawał go na okolicznych targach. Po czterech latach Geyera było już stać na sprowadzenie z Wiednia walcowej maszyny do drukowania perkali. W 1839 r. sprowadził z kolei z Belgii nowoczesne krosna mechaniczne i maszynę parową. Oznaczało to technologiczną rewolucję i przejście od manufaktury do produkcji przemysłowej.
Geyer był prekursorem działalności gospodarczej na wielką skalę. Kupił majątek ziemski, zbudował cukrownię, założył tartak, gorzelnię i staw rybny. Ten rozmach okazał się zgubny. Kiedy nastał kryzys, Geyer - ratując się przed długami - sprzedał cukrownię. Był wówczas winien bankowi ogromną sumę - prawie dwieście tysięcy rubli. Do końca życia nie wyszedł z długów, ale na szczęście miał przedsiębiorczych i dobrze wykształconych synów, którzy zdołali ocalić zadłużony ojcowski majątek. W rezultacie zakłady Ludwik Geyer przetrwały aż do II wojny światowej.
Karol Scheibler, czyli numer jeden
Największym przedsiębiorcą w Łodzi był Karol Scheibler. Urodził się w Nadrenii, w rodzinie fabrykanta sukna. Po ukończeniu szkoły średniej pracował w przędzalni czesankowej u swego wuja w Belgii. Dużo podróżował po Europie, interesując się nowinkami w przemyśle włókienniczym. Kiedy znalazł się na terenie Królestwa Polskiego, rozpoczął pracę jako dyrektor przędzalni w zakładach Fryderyka Schloessera w Ozorkowie. Swoje oszczędności powiększył znacząco w 1854 r., żeniąc się z Anną Werner, której posag podwoił kapitał, jakim dysponował Scheibler. Ojciec panny młodej był właścicielem fabryk sukna w Zgierzu i Ozorkowie, a także współwłaścicielem cukrowni w Leśmierzu.
Bogate ożenki w ówczesnej Łodzi nie były czymś wyjątkowym, ale tylko w kilku wypadkach posagi okazały się środkiem do zdobycia fortuny. Na parceli otrzymanej od łódzkiego magistratu w wieczystą dzierżawę Karol Scheibler w ciągu dwóch lat zbudował pierwszą - w pełni zmechanizowaną - przędzalnię. Instalując najnowocześniejsze maszyny, szybko stał się największym producentem w branży bawełnianej - nie tylko w Łodzi, ale i w całej Kongresówce. Kiedy w USA wybuchła wojna secesyjna i ustały dostawy amerykańskiej bawełny, okazało się, że Scheibler zdążył zrobić takie jej zapasy, że mógł sprzedawać przędzę innym fabrykantom po trzykrotnie wyższej cenie.
Z biegiem lat na jednej siódmej obszaru Łodzi powstało swoiste królestwo Scheiblera. Miasto w mieście, dysponujące - poza fabrykami i pałacami - własną elektrownią i gazownią, bocznicą kolejową, szkołą, szpitalem i osiedlem robotniczym na Księżym Młynie. Scheibler zatrudniał 5 tysięcy robotników, a jego majątek oceniano na kilkanaście milionów rubli. W Łodzi nie miał sobie równych, a w całym Królestwie ustępował jedynie warszawskiemu przemysłowcowi Leopoldowi Kronenbergowi, którego majątek szacowano na 20 milionów rubli.
Juliusz Heinzel, czyli nos przedsiębiorcy
Podobnie jak większość początkujących przedsiębiorców Juliusz Heinzel nie miał kapitału. Najpierw pracował u innych, między innymi jako majster w tkalni Scheiblera. I podobnie jak pryncypał umiejętnie wykorzystał posag w niebagatelnej kwocie 2650 rubli srebrem. W tym czasie - jak zapisano w ślubnej intercyzie - pan młody miał "własnego majątku (...) rubli srebrem sto pięć". Za zdobyte pieniądze Heinzel założył skromny warsztat. Jego wyczucie branży wełnianej sprawiło, że już wkrótce zbudował fabrykę przy ulicy Piotrkowskiej. "Było to barczyste i ciężkie Niemczysko - wspominał Heinzla pisarz Stefan Krzywoszewski - wyglądał raczej na majstra fabrycznego niż na potentata przemysłowego, lecz dość było zamienić z nim parę zdań, by ocenić jego doświadczenie w interesach i szybkość decyzji, a także intuicję." Juliusz Heinzel zmarł w 1895 r. Jego majątek oceniano wówczas na 858 tysięcy rubli.
Izrael Poznański, czyli kompleks Scheiblera
Życiowym celem Izraela Poznańskiego, najbogatszego przemysłowca wśród społeczności żydowskiej Łodzi, stało się prześcignięcie Karola Scheiblera. Jego rodzina trafiła do Łodzi w latach 30. XIX wieku, a ojciec Kalman Poznański zajmował się handlem towarami łokciowymi i artykułami korzennymi. Ambicje syna były większe, ale podobnie jak inni wielcy lodzermensche za młodu nie miał grosza przy duszy. Karta odwróciła się z chwilą poślubienia Leonii Hertz - córki sekretarza szpitali żydowskich w Warszawie. Kalman Poznański podarował synowi na nową drogę życia skład sukna i sklep na łódzkim Starym Mieście. Panna młoda wniosła w posagu również sklep, tyle że w Warszawie. Poznański szybko stał się właścicielem pięćdziesięciu warsztatów tkackich.
Na początku lat 70. Poznański miał już pierwszy milion rubli w kieszeni. Przystąpił wówczas do budowy kombinatu fabrycznego przy ulicy Ogrodowej, marząc po cichu, że prześcignie dzięki niemu Scheiblera. Fabryka powstawała etapami. Zakłady Poznańskiego specjalizowały się w produkcji tandetnych wyrobów z tańszej i gorszej bawełny rosyjskiej i perskiej. W walce z konkurencją Poznański wydłużał czas pracy i stosował najniższe stawki w Łodzi. Różnica w zarobkach w stosunku do zakładów Scheiblera wynosiła jeden, dwa ruble tygodniowo mniej - przy ówczesnej tygodniówce wynoszącej 18-20 rubli. Podczas strajków był najmniej skory do ustępstw spośród wszystkich fabrykantów. W ciągu 67 lat życia zgromadził majątek wart ponad 7 milionów rubli. Scheiblera wprawdzie nie prześcignął, ale wśród królów łódzkiej wełny i bawełny był zawsze wymieniany na drugim miejscu.
Lodzermensch - patriota
Bogaty ożenek w XIX-wiecznej Łodzi nie musiał wcale oznaczać wstępu do kariery. Wielu szczęśliwych nowożeńców szybko bankrutowało. Aby dojść do fortuny, trzeba było czegoś więcej: przedsiębiorczości, pracowitości i intuicji, a także fachowej wiedzy. Dopiero wszystkie te czynniki, w połączeniu z koniunkturą na rynku i umiejętnością obracania posiadanym kapitałem, otwierały drogę do kariery. Ta ostatnia była udziałem nielicznych, bowiem Łódź była ziemią obiecaną dla wybranych.
Prehistoria Łodzi |
---|
W 1825 r. okolice Zgierza, Ozorkowa i mało wówczas znanej osady Łódź penetrował Stanisław Staszic. Ocenił, że jest to kraina bogata w wodę, gdzie "niezliczone trzyszczą źródła", co czyni ją idealnym terenem pod budowę fabryk włókienniczych. Mężem opatrznościowym, który zajął się ściągnięciem na miejsce ludzi znających się na tkactwie, był wojewoda mazowiecki Ludwik Rembieliński. Wsparł on kampanię propagandową na terenie Królestwa Polskiego i w krajach ościennych, zachęcającą do osiedlania się nad Łódką i Jesieniem. Pomagał też pierwszym osadnikom przybywającym z Saksonii, Śląska i Moraw, często pożyczając im pieniądze. |
Więcej możesz przeczytać w 35/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.