Wojna na parkiety

Dodano:   /  Zmieniono: 
Europejskie koncerny wygrały transatlantycką potyczkę z Wall Street
 

Może europejskie spółki obawiają się, że ich prześwietlenie doprowadzi do ujawnienia nowych Enronów czy Worldcomów - tak jeden z oficjeli SEC (amerykańskiego odpowiednika Komisji Papierów Wartościowych i Giełd) skomentował dla "Wprost" protesty notowanych na nowojorskich giełdach koncernów ze Starego Kontynentu, które nie chcą się podporządkować nowym amerykańskim przepisom wymierzonym w nieuczciwe korporacje.
W grupie spółek zobowiązanych do złożenia oświadczeń o niestosowaniu tzw. kreatywnej księgowości znajduje się 1300 przedsiębiorstw zagranicznych. Większość z nich uznała, że ustawa "giełdowa" jest próbą nadmiernego ingerowania w nieamerykańskie podmioty gospodarcze, a niektóre zagroziły nawet, iż wycofają się z Wall Street.

Ucieczka z Wall Street?
Transatlantyckie spięcie wywołała kontrowersyjna ustawa Kongresu USA, która zobowiązuje prezesów i głównych księgowych spółek notowanych na Wall Street do złożenia oświadczeń potwierdzających prawdziwość podawanych w raportach wyników finansowych. Za złożenie fałszywego oświadczenia grożą grzywny do 5 mln dolarów oraz kary do 20 lat więzienia.
Amerykańskie spółki z pokorą oświadczenie podpisały. Koncerny europejskie podniosły wrzawę, że ustawa Sarbanes-Oxley (od nazwisk kongresmanów, którzy ją zgłosili) jest zamachem na ich suwerenność. Europejczyków najbardziej ubodło to, że w celu weryfikacji prawdziwości oświadczeń SEC mogłaby prowadzić kontrole w siedzibach spółek w ich macierzystych krajach. Pobrzękiwanie szabelką dało się słyszeć w Berlinie, a także w Londynie.

Kontratak reszty świata
- Szanujemy suwerenność firm zagranicznych, lecz decydując się na listing na naszych giełdach, zobowiązały się one do podporządkowania ustawodawstwu amerykańskiemu - tłumaczy Harvey Pitt, prezes SEC. Amerykańskie przedsiębiorstwa notowane na parkietach Europy czy Azji postępują zgodnie z obowiązującymi tam przepisami. Ponadto spółki są niemieckie czy holenderskie tylko z formalnego punktu widzenia, bo ich akcjonariuszami są przecież także inwestorzy z USA. - Skoro protestujący twierdzą, że mają czyste ręce, to podpiszą oświadczenie i już - dopowiada Alan Beller, jeden z dyrektorów SEC.
Kontrargumenty notowanych na NYSE lub Nasdaq zagranicznych firm są dość pokrętne. - Jesteśmy suwerennymi organizacjami i powinniśmy być inaczej traktowani niż spółki amerykańskie. W przeciwnym wypadku staniemy się łatwym łupem amerykańskiej konkurencji, bo jak się chce kogoś uderzyć, zawsze znajdzie się paragraf
- tłumaczy dyrektor jednej z brytyjskich korporacji. Brytyjczycy (143 spółki notowane na giełdach USA), Kanadyjczycy (503 spółki), firmy izraelskie (91 spółek), holenderskie (43) i niemieckie (31) zgodnym chórem mówią:
- Nasze spółki są zorganizowane inaczej niż amerykańskie. Nie ma takiej hierarchii jak w korporacjach z USA, gdzie decyzje są podejmowane w sposób apodyktyczny, jednoosobowo. Nie mamy nawet stanowisk, o których mówi wspomniana ustawa. Oczekiwania akcjonariuszy też są inne niż amerykańskich, którzy grają znacznie agresywniej, licząc na szybkie zyski.

Enrony w szafach
Jeden z przedstawicieli SEC powiedział nam, że "za protestem kryje się być może obawa, iż podporządkowanie się ustawodawstwu może doprowadzić do ujawnienia nowych Enronów czy Worldcomów, tym razem w innych częściach świata". Biznes amerykański jest lepiej niż europejski kontrolowany przez akcjonariuszy, ale ma więcej swobody, jeśli chodzi o nadzór administracji państwowej. Na Starym Kontynencie zarówno administracja, jak i akcjonariat patrzą na działalność spółek przez palce, a biznes w wielu państwach jest mocno związany z polityką. Prześwietlenie europejskich spółek ujawniłoby zatem niejednego "trupa w szafie".

Dziwna wojna - dziwne zwycięstwo
Amerykanie uchodzą w interesach za ludzi twardych, bezlitosnych i bezkompromisowych. A mimo to skapitulowali. Wprawdzie utrzymano obowiązek składania oświadczeń przez prezesów firm zagranicznych, lecz ograniczono go wyłącznie do spółek prywatnych. Wszystkie firmy zagraniczne zwolniono z obowiązku przygotowania raportów kwartalnych, uproszczono procedurę ich rejestracji w USA, a także złagodzono reżym kontrolny. Dzięki temu Europa mogła odtrąbić zwycięstwo nad SEC.
Wycofanie się z amerykańskich giełd prawie 1300 spółek zagranicznych byłoby potężnym ciosem dla amerykańskiego rynku papierów, ale przy dzisiejszych powiązaniach rynku kapitałowego kryzys ten odbiłby się ogromnym echem również w Mediolanie, Zurychu czy w Londynie. Ustępstwa wobec cudzoziemskich korporacji nie były więc konieczne. - Kompromis ma źródło w obecnej sytuacji międzynarodowej
- twierdzi cytowany wcześniej urzędnik SEC. - Ameryka szykuje się do wojny z Irakiem, potrzebne jest jej poparcie światowej opinii publicznej, a nie konfrontacja. Wojnę na parkiety Europa mogła więc wygrać i zachować twarz - paradoksalnie
- dzięki Irakowi...

Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.