Toksyczne związki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szeregi związków zawodowych w Polsce w ciągu ostatnich piętnastu lat zmniejszyły się ponadczterokrotnie (w połowie lat 80. do związków należało 76 proc. pracujących, obecnie tylko 18 proc.)
Tymczasem związki chcą nadal wpływać na politykę i gospodarkę i wciąż im się to udaje. W roku 1993 'Solidarności' udało się obalić własny rząd. Związkowcy z OPZZ żądali z kolei odwołania ministrów Wiesława Kaczmarka oraz Jerzego Wiatra. Związkowcy chcą decydować o podatkach, płacach, czasie pracy, wysokości składki ubezpieczeniowej, a nawet o cłach i kontyngentach.

Związki zawodowe powstały w epoce przemysłowej, gdy nie znano spółek akcyjnych z rozproszonym akcjonariatem, gdy przedstawiciele pracobiorców nie zasiadali w radach nadzorczych, nie mieli silnej reprezentacji na walnych zgromadzeniach akcjonariuszy, gdy o warunkach pracy nie decydowała technologia i organizacja, lecz właściciele. Według badań OECD, w ponad 90 proc. firm, w których nie działają związki zawodowe, nie ma ani wyzysku pracowników, ani katastrofalnych warunków pracy, osiągają one za to lepsze wyniki ekonomiczne i dwukrotnie rzadziej upadają. Związki zawodowe wpływają natomiast na wzrost kosztów pracy, obniżają konkurencyjność firm, podtrzymują socjalne obciążenia gospodarki. Wreszcie - silne organizacje pracownicze paraliżują system partyjny. Komu są więc potrzebne związki zawodowe?

Związek z partią
- Związkom zawodowym na całym świecie bardziej zależy na utrzymaniu płac i miejsc pracy niż reformowaniu gospodarki. W Polsce za sprawą związków mamy przeregulowany rynek pracy, obciążony dodatkowo gigantycznymi kosztami pracy. Utrzymywanie tego stanu rzeczy musi w dłuższym czasie spowodować załamanie konkurencyjności polskich przedsiębiorstw i to nawet na rynku krajowym - alarmuje prof. Jan Macieja, kierownik Zakładu Funkcjonowania Gospodarki w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. - Istniejący w Polsce system tzw. pasa transmisyjnego, czyli traktowanie związków jako odskoczni do kariery politycznej, jest zły i szkodliwy - dodaje Maciej Jankowski, poseł AWS, były przewodniczący Regionu Mazowsze NSZZ 'Solidarność'. - Dziś związki nie bronią interesów pracowniczych, ale działaczy związkowych. Niezależnie od opcji politycznej istnieją tylko dla swych etatowych funkcjonariuszy. Koniecznością jest więc przekształcenie ich w firmy obsługujące pracowników; funkcjonowałyby przy nich wyspecjalizowane agendy znające się na prawie, ekonomii i socjologii.
W Polsce sytuację największych związków zawodowych - OPZZ i 'Solidarności' - komplikuje to, że są ściśle sfederowane z partiami. Ten model funkcjonował przez lata w Wielkiej Brytanii, gdzie Partia Pracy była politycznym zapleczem Trade Unions. Ale ten związek doprowadził do klęski wyborczej laburzystów i odsunięcia ich od władzy na kilkanaście lat. Doprowadził też do marginalizacji i ogromnego osłabienia Trade Unions. Co gorsza, w tym czasie pogłębiał się kryzys gospodarczy w Wielkiej Brytanii, gdyż realizujący postulaty związkowe rząd nie mógł wprowadzić radykalnych reform. Gdy na początku lat 80. zakończył się wielomiesięczny strajk górników, społeczeństwo brytyjskie miało dość związkokracji, a parlament uchwalał kolejne ustawy redukujące ich wpływ na życie gospodarcze. Gdy za czasów TonyŐego Blaira brytyjska Partia Pracy zrzuciła związkowe brzemię, bez trudu wygrała wybory. Przykład brytyjski pokazuje, że najważniejsze polskie partie również muszą się odciąć od związkowego zaplecza z powodu fundamentalnego konfliktu interesów. Im szybciej, tym lepiej.

Bolszewicka praktyka
Na Zachodzie związki zawodowe powstały po ukształtowaniu się systemu partyjnego. W Polsce było przeciwnie - to 'Solidarność' była motorem powstania systemu wielopartyjnego i od początku aktywnie w nim uczestniczyła. Z czasem związkowcy - zarówno z lewa, jak i z prawa - poznali smak uczestnictwa w sprawowaniu władzy i teraz nie zamierzają z politycznych konfitur rezygnować. Być może będą jednak musieli. Poważną próbą sił będą najbliższe wybory parlamentarne, w których po raz pierwszy związki zawodowe nie będą mogły tworzyć własnych list wyborczych. - Zmiany w konstytucji, które spowodowały, że związek zawodowy nie będzie mógł mieć własnej reprezentacji w Sejmie, porządkują scenę polityczną i nie jesteśmy temu przeciwni. NSZZ 'Solidarność' zawarł już kontrakt z Ruchem Społecznym AWS, co gwarantuje nam, że ruch będzie reprezentował interesy związkowe w parlamencie. Taka sytuacja jest dla nas nawet korzystniejsza, ponieważ daje związkowi swobodę i uwalnia od odpowiedzialności za bieżące poczynania rządu - mówi Kajus Augustyniak, rzecznik prasowy NSZZ 'Solidarność'.
- Działalność związkowa zawsze była bardzo silnie powiązana z polityką. Bardzo dobrze się stało, że także w Polsce udało się wprowadzić zapis, który uniemożliwia związkom tworzenie własnych list wyborczych. Nie oznacza to jednak, że związki zrezygnują z udziału w polityce. W okresie transformacji związki muszą być polityczne, gdyż jest to gwarancja obrony interesów pracowników - uważa z kolei Stanisław Wiśniewski, przewodniczący Komisji Rewizyjnej OPZZ. Tymczasem politycznemu zaangażowaniu związków od lat sprzeciwia się Lech Wałęsa, były szef dziesięciomilionowego związku. 'Moje dziecko schodzi na manowce, nie wywiązuje się ze swojej roli, nie dba o prawa pracownicze. ČSolidarnośćÇ nie może być pasem transmisyjnym partii do mas - jak CRZZ. To bolszewicka praktyka. Od polityki jest parlament i partie' - mówił Lech Wałęsa na X zjeździe 'Solidarności' w Jastrzębiu Zdroju.
W przeciwieństwie do OPZZ, które wraz z SLD głównie unikało podejmowania ryzykownych decyzji, 'Solidarność' była jednak istotnym czynnikiem zmian polityczno-gospodarczych w Polsce, a jej obecność w kolejnych rządach pozwalała unikać strajków i tonowała postawy roszczeniowe związkowych mas. - Cały ustrój prawny i gospodarczy, który mamy w Polsce, zawdzięczamy 'Solidarności' - mówi Kajus Augustyniak. Dzięki 'Solidarności' rząd Jerzego Buzka uzyskał społeczne przyzwolenie na wprowadzenie czterech fundamentalnych reform państwa. Ale nawet działacze 'Solidarności' uważają, że czas politycznego zaangażowania związku się skończył.

Kadrowiec Wrzodak
- Przedsiębiorstwa państwowe kreują i ochraniają przywódców związkowych, którzy potem zaciekle walczą z państwem, kiedy tylko chce ono ograniczyć ich przywileje. Związkowe korporacje potrafią wpływać - i wpływają - na kształt ustaw gospodarczych, wraz z zarządami państwowych firm wymuszają ogromne dotacje z budżetu, a także prowadzą własną politykę kadrową - twierdzi prof. Jan Macieja. Z badań przeprowadzonych przez Centrum im. Adama Smitha wynika, że na początku lat 90. aż 77 proc. zmian na stanowiskach dyrektorów w przedsiębiorstwach państwowych dokonywało się na żądanie związków zawodowych. Zjawisko to przybrało wręcz karykaturalne formy w Ursusie. Szef tamtejszej 'Solidarności' Zygmunt Wrzodak mówił: 'Jeśli ktoś próbowałby przejąć fabrykę za naszymi plecami, to go przepędzimy'. Jak powiedział, tak zrobił - nie dopuścił do kupna przedsiębiorstwa przez koncern AGCO.
Kiedy wicepremier Leszek Balcerowicz odmówił związkom prawa do opiniowania projektu budżetu, prezydium KK 'Solidarności' poprosiło premiera Buzka o rozmowę na temat roli związków zawodowych w życiu kraju. Gdy Eugeniusz Morawski, były minister transportu, oskarżył związki zawodowe (głównie 'Solidarność') o blokowanie przekształceń PKP, wkrótce musiał odejść z rządu. Podobnie wygląda współpraca ze związkami w Komisji Trójstronnej, która od roku praktycznie nie działa, gdyż OPZZ obraziło się na rząd i bojkotuje jej posiedzenia. - To, że Komisja Trójstronna nie działa, jest winą rządu. Jak długo związkowcy będą otrzymywali dokumenty tylko do akceptacji, OPZZ nie będzie brał udziału w pracach komisji i firmował fikcji - mówi Stanisław Wiśniewski. - Związki potrzebują napięć społecznych, gdyż to z nich czerpią siłę i wykazują swą niezbędność. Nie należy się więc dziwić takim zachowaniom i oczekiwać, że związki będą pomagać w restrukturyzacji kraju - tłumaczy prof. Macieja.

Ile jest związku w związku?
Nieracjonalne zachowania związków bardzo często wynikają z tego, że po prostu nie dysponują one kadrą ekspertów, którzy potrafiliby doradzić - zwłaszcza przy formułowaniu postulatów - co jest realistyczne i możliwe, a co może doprowadzić pracodawcę do bankructwa. - Należy skończyć ze sposobem myślenia, że najważniejsze jest wyrwanie dodatkowych pięciu złotych. W związkach wciąż mamy więcej działaczy niż merytorycznych pracowników, menedżerów i prawników - tłumaczy Maciej Jankowski. - Nie słyszałem na przykład o związkowej kancelarii prawnej, specjalizującej się w obronie praw pracowniczych, a o takie właśnie zmiany i nowości w związkach chodzi. Wszystko wskazuje, że na profesjonalne związki zawodowe przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.
Na razie mamy w Polsce ponad 330 ogólnopolskich związków. Tylko w Telewizji Polskiej SA działa dziewiętnaście różnego rodzaju organizacji pracowniczych, w górnictwie aż 26. W myśl obowiązującej ustawy, związek zawodowy może utworzyć zaledwie dziesięć osób. A związki tworzyć warto: zgodnie z obowiązującym prawem, członek zarządu na przykład dziesięcioosobowej organizacji związkowej, przez okres sprawowania mandatu nie może być zwolniony z pracy, pracodawca nie może zmienić nawet wysokości jego płacy. Wszystko to niezależnie od jakości świadczonej pracy i kwalifikacji. Jak długo jeszcze silne związki będą osłabiać polską gospodarkę?

Więcej możesz przeczytać w 18/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.