Gospodarstwo Pomocnicze

Gospodarstwo Pomocnicze

Dodano:   /  Zmieniono: 

Próbowałem kiedyś wytłumaczyć znajomemu Amerykaninowi, co to jest "gospodarstwo pomocnicze", czyli przedsiębiorstwo rolno-transportowo-hotelarsko-przemysłowo-usługowe przy kancelarii premiera, a wówczas także przy kilku ministerstwach. Za żadne skarby nie mógł zrozumieć, po co instytucja mająca obsługiwać premiera uprawia warzywa, hoduje świnie czy wynajmuje pokoje hotelowe. - Przecież to się po prostu kupuje na rynku - mówił ze zdziwieniem małego dziecka. - Po prostu, to nie w Polsce - tłumaczyłem. A gospodarstwo pomocnicze to świetny wynalazek - swego rodzaju podręczna czarna dziura. Trzeba zrobić komuś przysługę, coś załatwić, coś ukryć - robi się to poprzez gospodarstwo pomocnicze.
Pomysł z gospodarstwem pomocniczym nie tylko nie jest zły, ale powinien zostać rozciągnięty na wszystkie możliwe dziedziny. I tak się, na szczęście, oddolnie dzieje. Jest wprawdzie jeden niepokojący drobiazg - często gospodarstwo pomocnicze staje się ważniejsze od tego, komu ma służyć, ale jak mawiał Andrew Carnegie, amerykański potentat stalowy: "Nieważne, kto robi miód, byle plastry były pełne". Weźmy Radio Maryja, czyli Kościół toruńskokatolicki (vide: "Rozłam w Kościele"). Radio powstało jako swego rodzaju gospodarstwo pomocnicze Kościoła oficjalnego. Ale ojciec Rydzyk okazał się na tyle dobrym biznesmenem, że wkrótce to Kościół oficjalny może być gospodarstwem pomocniczym Kościoła toruńskokatolickiego, o ile już nie jest. Podobnie jest w wypadku Elektrimu (vide: "Zawał z przejedzenia"), który w pewnym momencie miał 140 gospodarstw pomocniczych (m.in. fabrykę kotłów, żarówek, cegielnię, wytwórnie jogurtów i margaryny oraz gospodarstwa rolne), co było oczywiście przesadą - bo znowu, jak mawiał Andrew Carnegie: "samymi przystawkami można się najeść, ale i tak nie będzie to obiad".
Gospodarstwo pomocnicze jest tak dobrym wynalazkiem (notabene: może byśmy je opatentowali, wszak za dużo światowej klasy patentów nie mamy?), że rozleniwia jego użytkownika i często idzie on na łatwiznę. Tak było zapewne w wypadku Związku Artystów Scen Polskich (vide: "Oscylator aktorski"), który z pieniędzy kolegów uczynił gospodarstwo pomocnicze. Po gospodarstwie pomocniczym w ZASP pozostała jednak trwała pamiątka - superpłot za 1,8 mln zł (proszę o informacje wszystkich, którzy znajdą droższy płot w Warszawie i okolicach) wokół domu aktora w Skolimowie. Wydanie takiej sumy na ogrodzenie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, ale na pewno było świetnym interesem: jak sprzedaż przez bacę psa za milion złotych - za dwa koty po 500 tysięcy złotych.
Czasem mam wrażenie, jakby cała polska gospodarka była wielkim gospodarstwem pomocniczym, obsługującym miraż państwa socjalnego, bo Polska jest za biedna, żeby być państwem socjalnym naprawdę. Tyle że obsługa fikcji jest równie kosztowna (a może nawet kosztowniejsza), jak obsługa czegoś realnego, o czym przekonuje Leszek Balcerowicz, pisząc, że różnego typu zasiłki (czytaj: małe gospodarstwa pomocnicze) pochłaniają 18,4 proc. polskiego PKB (vide: "Pieniądz jako kopalina"). Jeśli jednak cała gospodarka stanie się gospodarstwem pomocniczym, to na czym będzie się tuczyć?
Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.