Wyspa skarbów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nowe Warpno to jedyne miejsce na ziemi, gdzie pół litra wódki kosztuje mniej niż woda mineralna - mówią mieszkańcy najbardziej wysuniętej na północny zachód części Polski
Jak Nowe Warpno stało się mekką przemytników

Tani alkohol, papierosy i kosmetyki sprzedawane w strefie wolnocłowej przyciągnęły tłumy turystów z Niemiec oraz przybyszów z najbardziej odległych zakątków kraju, na przykład z Rzeszowszczyzny. Dzięki temu zlikwidowano bezrobocie w gminie, bowiem mieszkańcy zarabiają na przygranicznym targowisku, wynajmowaniu prywatnych kwater i obsłudze coraz liczniejszych parkingów. Strefa wolnocłowa przyciągnęła jednak również przemytników, którzy jawnie kpią sobie z obowiązujących przepisów. Interesy robią przede wszystkim "mrówki", czyli przemytnicy kursujący kilkanaście razy dziennie z niewielką ilością towaru.

Druga wojna w zatoce
Pierwszy prom łączący Nowe Warpno z niemieckim portem Altwarp odbił od kei w lipcu 1996 r. Przewoźnik - Adler-Schiffe - uruchomił cztery statki, które kursowały co godzina. - To piękna okolica, druga klasa czystości wód. Teren idealny do wypoczynku i łowienia ryb - zach-wala Grzegorz Torbe, burmistrz Nowego Warpna.
- Ale prawdziwi turyści już stąd uciekli, chociaż z założenia morskie przejście graniczne miało mieć charakter turystyczny. Teraz liczy się tylko duty free shop.
Ceny w sklepach Adler-Schiffe doprowadziły do rozpaczy dyrekcję szczecińskiego Polmosu, gdyż niemiecki przewoźnik odebrał polskiemu producentowi wódek co najmniej 10 proc. klientów. Kiedy nadarzyła się okazja, Polmos skierował sprawę do sądu, twierdząc, że konkurencja złamała zakaz reklamowania wyrobów alkoholowych, rozsyłając za pośrednictwem Poczty Polskiej ulotki z cenami w sklepie duty free. Sąd skazał za to wiceprezesa Adler-Schiffe na 10 tys. zł grzywny.
Ceny alkoholu stały się także zarzewiem "drugiej wojny w zatoce". Tym razem z Adler-Schiffe starła się Żegluga Pomorska, która wprowadziła tu dwie swoje jednostki. - Pierwszy statek zepchnęli nam we wrześniu w szuwary, zamykając wejście do portu - opowiada Ryszard Naklicki, prezes Żeglugi Pomorskiej. - Interweniowały wówczas władze niemieckiej gminy Ueckermünde, grożąc armatorowi Adler-Schiffe usunięciem siłą statków tarasujących wejście do portu. Kilka tygodni temu ponownie doszło do konfliktu. Niemcy twierdzili, że niszczymy im nabrzeża. Niczego nie niszczyliśmy. Chcieli po prostu "zdołować" konkurencję. Teraz znowu obniżają ceny. Aby nie stracić klientów, musimy robić to samo.

Hossa na morzu, bessa na lądzie
Wygranymi w tych potyczkach są przede wszystkim pasażerowie promów. Litr spirytusu, który jeszcze w styczniu kosztował 14 marek, teraz można kupić za 5 marek, czyli 10 zł. - Interes robią przewoźnicy, ale nie gmina. Gdybyśmy choć kilka procent mieli od ich utargu, chodniki w Nowym Warpnie byłyby ze złota. - Zyski z przystani zasilają jednak skarb państwa. Gmina nic z tego nie ma, nie licząc codziennego sprzątania trzystu kilogramów kartonów po gorzałce wynoszonych ze statków - mówi burmistrz Torbe.
Podczas odprawy celnej pasażerowie promów składają deklarację, w której wyliczają przywożone do Polski wyroby alkoholowe i tytoniowe. Zgodnie z prawem, każdy może przenieść w reklamówce nie więcej niż litr spirytusu, whisky lub wódki, dwa litry wina, pięć litrów piwa i dziesięć paczek papierosów (reguluje to zarządzenie ministra finansów z 18 listopada 1997 r.). Bezcłowe zakupy przysługują dwa razy w miesiącu. Częstsze wyprawy i wprowadzanie na polski obszar celny większej niż dozwolona ilości wysokoprocentowego alkoholu uprawnia urząd celny do wszczęcia procedury karnej skarbowej. Ewentualne sankcje nie przerażają jednak tych, którzy utrzymują się z przemytu.

Znikoma społeczna szkodliwość czynu
- Stanowisko celne w Nowym Warpnie nie jest skomputeryzowane. Promy zawijają do brzegu nawet 49 razy w ciągu dnia. Ruch robi się coraz większy. Ręczna weryfikacja kilku tysięcy deklaracji dziennie nie daje szans na ukrócenie zjawiska wielokrotnego przekraczania granicy, tym bardziej że mamy poważne braki kadrowe - mówi Piotr Szkudlarek, zastępca dyrektora Urzędu Celnego w Szczecinie. - W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku wszczęto 146 postępowań karnych skarbowych. Osoby wzywane do urzędu często przekonują, że to nie one złożyły podpis na deklaracji. Musimy wówczas powołać grafologa. To wszystko kosztuje, a rzecz dotyczy butelki spirytusu.
Wiele postępowań kończy się umorzeniem z powodu "znikomej społecznej szkodliwości czynu". Procedury są droższe od wartości przemycanego towaru. Jeżeli nadliczbowe butelki i kartony papierosów zostały zgłoszone przy odprawie, celnicy cofają taką osobę na prom i nakazują, aby zwróciła to, czego kupiła za dużo. Zazwyczaj towar nie trafia jednak do sklepu, lecz do rąk życzliwych osób, które radzą sobie z kontrolą. W dodatku złożenie nieprawdziwego oświadczenia w deklaracji celnej nie jest przestępstwem, lecz wykroczeniem. Taką uchwałę podjął w sierpniu ubiegłego roku Sąd Najwyższy. - Prowadziliśmy ponad dwieście spraw karnych o poświadczenie nieprawdy w deklaracjach, ale po opublikowaniu uchwały Sądu Najwyższego wszystkie postępowania, w których nie zapadły prawomocne wyroki, musieliśmy umorzyć - mówi Andrzej Trela, zastępca komendanta policji w Policach.
Zawodowi przemytnicy mogą więc kpić sobie z obowiązujących przepisów. Niektórzy stworzyli doskonale zorganizowaną siatkę przemytniczą. Spędzają cały dzień na promie, angażując do przenoszenia towaru podróżnych, którzy nie wyczerpali przewidzianego w przepisach limitu. Proponują puszkę piwa za przejście przez bramkę ze sztangą papierosów i przekazanie jej wspólnikowi czekającemu przed przystanią promową.

Jack Daniels za 56 zł
- Mrówczy przemyt na promach odbywa się niejako w majestacie prawa - twierdzi mjr Wojciech Lechowski z Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej. - Po wodach województwa zachodniopomorskiego pływa łącznie 21 jednostek ze sklepami wolnocłowymi na pokładzie. Na niektórych przemytnicy upychają butelki w skrytkach głównego pokładu. Robią to na oczach załogi, która nie reaguje. Papierosy i przemycony alkohol trafiają do lokali gastronomicznych w całej Polsce. Interes jest wyjątkowo opłacalny. Za butelkę whisky Jack Daniels, kupioną na niemieckim promie za 28 marek (ok. 56 zł), odbiorca płaci nawet drugie tyle. Podobne "przebicie" mają na przykład papierosy Pall Mall w czerwonym opakowaniu (w sklepie wolnocłowym paczkę można kupić już za 2 zł. Butelka "czarnego" Johnnie Walkera kosztuje nieco ponad 70 zł, a litrowa Danzka Danish Vodka - 25 zł.
Do chwili wprowadzenia zmian w kodeksie karnym skarbowym (w październiku ubiegłego roku) przemytnikami i niesfornymi pasażerami wielokrotnie przekraczającymi granicę zajmowała się prokuratura. - Kilkanaście osób trafiało tu notorycznie. Ledwie skończyliśmy jedno postępowanie, a już rozpoczynaliśmy nowe - wspomina nadzorująca prowadzone sprawy prokurator Bogumiła Matecka z Prokuratury Rejonowej Szczecin-Zachód. - Najczęściej były to osoby miejscowe, borykające się z problemem bezrobocia. Każdego miesiąca kierowaliśmy do sądu kilkanaście aktów oskarżenia i wniosków o warunkowe umorzenie postępowania. Państwu nie zależy na karaniu tych ludzi więzieniem, lecz powinni odczuć pewne dolegliwości finansowe, dlatego nakładamy na nich grzywny bądź orzekamy przepadek przemycanych wyrobów.

Wyspa Utopia
Amatorzy częstych podróży promem tłumaczą, że wcale nie zamierzają handlować alkoholem, lecz gromadzą zapasy na wesele córki lub chrzciny w rodzinie. Czasami świętują już na pokładzie. Ostatnio straż graniczna wzywała karetkę do trzech pasażerów, którym żal było 96-procentowego spirytusu ujawnionego podczas kontroli, dlatego go wypili. Inny pasażer promu miał mniej szczęścia: wypił zawartość butelek, usiadł na ławce i już się nie obudził. Zmarł w karetce pogotowia. Potem okazało się, że miał we krwi ponad cztery promile alkoholu.
Wykroczenia celne amatorów morskich przejażdżek nie idą w parze ze wzrostem przestępczości na lądzie. Podinspektor Andrzej Trela żartuje, że Nowe Warpno jest jak wyspa Utopia. - Mimo napływu turystów i kapitału, nie ma tu napadów rabunkowych, pobić czy kradzieży samochodów. Zupełny spokój. Jeżeli już coś się zdarzy, to zazwyczaj włamanie do domku letniskowego, ale takich spraw jest naprawdę niewiele. Kradzieży w sklepach wolnocłowych też jest najwyżej kilka w roku - mówi Trela. Kilka tygodni temu jeden z promowych złodziejaszków przyłapany na gorącym uczynku salwował się skokiem za burtę. Zamiast sprawy o kradzież doczekał się postępowania o nielegalne przekroczenie granicy państwa.

Sposób na bezrobocie
Władzom gminy nie podoba się wzrost przemytu, ale są zadowolone z ekspansji sklepów wolnocłowych na promach, gdyż dzięki temu zlikwidowano bezrobocie, dotkliwe jeszcze kilka lat temu. - Stopa bezrobocia nie przekracza u nas trzech procent, ale te osoby nigdy nie pracowały i pracować nie będą, bo po prostu nie chcą - tłumaczy burmistrz Nowego Warpna.
- Zatrudnienie dał Urząd Morski, Urząd Celny, armatorzy. Ludzie nieźle zarabiają, skoro cumowniczy przy nabrzeżu dostaje 1500 zł za łapanie liny.

Więcej możesz przeczytać w 18/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.