Kochajcie pomidory

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piotrze!

Od kilku tygodni powtarza się ta sama sytuacja. Zastanawiam się rano, co też ugotować na obiad, wyliczam w myślach, na co miałbym ochotę i rzecz cała kończy się jednako - chcę mianowicie pomidorów. Och, wiem przecież, że od dawna nie ma już powodów ronić łez, słuchając piosenki z Kabaretu Starszych Panów wykonywanej przez Wiesława Michnikowskiego. Świeże pomidory są cały rok - powiesz. Nie, wiem, że nie mógłbyś tak powiedzieć, choć to prawda. Wiesz przecież świetnie, że zimą jest to jedynie smutna namiastka. Dojrzewające w szklarniach, najczęściej gdzieś hen, w samym środku niderlandzkiej depresji, bez słońca, za to z wielkim dodatkiem przeróżnych substancji chemicznych, twarde, bez smaku. Nijakie jak strój agenta ubezpieczeniowego. Owszem, w ten trudny czas radzimy sobie obaj tak samo, korzystając z włoskich czy greckich propozycji w puszkach, ale przyznasz sam, że świeże, pachnące krzakiem, latem i ciepłem pomidory to jednak coś nie do zastąpienia. Kupuję więc ich całe kilogramy, wsadzam na chwilę do wrzątku, ściągam skórkę i robię sos za sosem, zużywając przy tym całe pudła makaronów. Dziś wybrałem pastę o wdzięcznej nazwie cellentani, czyli krótkie, puste w środku świderkowate w kształcie rurki. A sos zrobiłem taki. Na pysznej oliwie (mam jeszcze ubiegłoroczne hiszpańskie zapasy) zbrązowiłem kilka ząbków czosnku, jedynie po to, by swój smak oliwie oddały, wyjąłem je, a do rondla dorzuciłem jedną, ostrą suszoną papryczkę pepperoncino, pokruszoną rzecz jasna. Po chwili dodałem posiekane pomidory i dusiłem około 40 minut, aż wyparował nadmiar wody i na dnie pozostała sama pomidorowa esencja. W połowie gotowania dorzuciłem kilka świeżych listków szałwii. Odcedzony makaron trzeba już tylko było wymieszać w garnku z sosem, podlać odrobinę świeżą oliwą i posypać na talerzach świeżo startym parmezanem. Rozkosz.
Jutro zrobię sobie gazpacho, czyli pomidorowo-cebulowo-czosnkowo-paprykowo-oliwny chłodnik andaluzyjski, potem zjem może pomidory z mozarellą i świeżą bazylią, poważnie rozważam też możliwość przyrządzenia i konsumpcji pomidorów nadziewanych tuńczykiem. I nie boję się ocieplenia klimatu.
Kłaniam się nisko!

Robert M.


Drogi Przyjacielu!

Jak pomidory, to najlepiej bułgarskie. Tego lata udałem się dalej na południe niż kiedykolwiek w życiu, aż do Bułgarii. Wakacje nad Morzem Czarnym udały się fantastycznie, zwłaszcza że zamiast się tłoczyć wśród spoconych ciał w Warnie czy Słonecznym Brzegu, zamieszkaliśmy w wolnej od turystów wsi nieopodal dzikiej plaży, która kiedyś była ulubionym miejscem bułgarskich hippisów, a dziś gromadzi już tylko niedobitki luzackiej kontrkultury.
Moc wrażeń i przygód, wśród których poczesne miejsce zajmuje spotkanie z bułgarskimi pomidorami. Niby wiedziałem, że są pyszne, ale nie miałem bladego pojęcia, że aż do tego stopnia! Rwaliśmy je prosto z krzaka w przydomowym ogródku i jedli po bułgarsku - obficie posypane tartym białym serem sirenje albo poszerzone do formy sałatki szopskiej. Szopską jadałem w Polsce wielokrotnie i 
- szczerze mówiąc - nie umiałem się dosmakować w niej niczego szczególnego, mimo zachwytów znajomych bułgarofilów. I dopiero na miejscu doznałem cudownego olśnienia. Esencjonalna pomidorowość aromatycznego miąższu połączona ze słonym pikantnym owczym twarogiem, a do tego jeszcze genialnie kruche, orzeźwiające ogórki i słodkawa, jędrna cebula.
W takich warunkach (dorzućmy jeszcze pierwszorzędną paprykę, bakłażany, kabaczki i ciekawy, smakowity ser kaszkawał) mógłbym spokojnie żyć po wegetariańsku. Zwłaszcza że mięso tam jest całkiem nieciekawe, w restauracjach podają prawie wyłącznie podłużne kebabczeta i okrągłe kiufczeta, oba z takiej samej mielonki, co więcej, najwyraźniej kupowane gotowe na ruszt, w stanie zamrożonym, w którymś z supermarketów.
W ogóle, jeśli chodzi o restauracje, to raczej przeżyłem rozczarowanie, bo asortyment potraw jest o wiele mniejszy niż w bułgarskich restauracjach w Warszawie (Mechana Gradina, Varna czy rewelacyjny bar na osiedlu przy mallu handlowym Panorama).
Wracając do pomidorów, nauczyłem się raz na zawsze zdejmować z nich skórkę. Te bułgarskie mają nawet grubszą skórkę niż nasze. To trochę wysiłku, ale zdecydowanie warto, bo wtedy pomidory mogą spokojnie się rozpływać w ustach. Zawsze warto tę skórkę ściągnąć, bo poza samą kwestią smaku i konsystencji potrafi się ona czasem "przykleić do żołądka", powodując poważne sensacje
w przewodzie pokarmowym. Pozdrawiam Twoje szanowne kubki smakowe.

Szczerze Obrany (ze skórki) Bikont


Jajecznica na pomidorach
podaje Piotr Bikont
4 jajka
2 średnie pomidory pół cebuli
2 łyżki oleju
1 łyżka gęstej śmietany
1 łyżka masła
kilka listków bazylii sól i pieprz

Drobno posiekaną cebulę smażę do przeszklenia na oliwie, dodaję obrane ze skórki, rozdrobnione pomidory i smażę dalej na średnim ogniu, często mieszając, aż sok wyparuje, pomidory utworzą niemal jednolitą masę, a oliwa się od nich całkiem oddzieli (15-20 min). Dorzucam posiekaną bazylię, a po paru chwilach śmietanę, masło oraz sól i pieprz do smaku. Jajka rozkłócam widelcem w miseczce, wlewam na patelnię i nieustannie mieszając smażę, aż jajecznica będzie gotowa.
Więcej możesz przeczytać w 38/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.