Wybór stagnacji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Skłócone z sobą Niemcy i Francja stają się hamulcowymi Europy


Prezydent Francji Jacques Chirac przesłał staremu-nowemu kanclerzowi Niemiec Gerhardowi Schröderowi gratulacje, zadzwonił też do jego przeciwnika Edmunda Stoi-bera, by wyrazić mu ubolewanie z powodu porażki. Między Berlinem i Paryżem wieje jednak chłodem. Po wyborach we Francji i Niemczech też niewiele może się zmienić. Kraje te nie mają ani pomysłu na dalszą integrację w Europie, ani na to, jak się odnaleźć w zmienionej - w związku z wojną z terroryzmem - sytuacji międzynarodowej. Nie są w stanie zreformować swych gospodarek, by wreszcie nadać im impuls rozwoju. Oba państwa, na co wiele wskazuje, wybrały stagnację.

Karykatura współpracy
- Są stosunki, nie ma dialogu - tak określa dziś relacje między Francją i Niemcami Norbert Wagner, szef Fundacji Konrada Adenauera w Paryżu. Dawna "wzorcowa" współpraca przekształciła się w jej karykaturę. W powojennych stosunkach tych krajów sporów bywało więcej niż zażyłości, jednak Francja i Niemcy bez wątpienia miały wspólne interesy, zapoczątkowane utworzeniem Wspólnoty Węgla i Stali. Przełom nastąpił w 1984 r., po spotkaniu Fran˜ois Mitterranda i Helmuta Kohla w Verdun, gdy podczas uroczystości pod pomnikiem ofiar I wojny światowej prezydent Francji i kanclerz Niemiec trzymali się za ręce. Przyjaźń tych polityków pomogła w kształtowaniu dzisiejszego oblicza UE. Już pod koniec rządów Kohla oś Paryż - Bonn znów zaczęła skrzypieć.
O zmianie tonu przesądziło zjednoczenie Niemiec. Podczas gdy pod Bramą Brandenburską świętowano upadek muru berlińskiego, Francuzi opowiadali sobie dowcip, że z miłości do Niemców woleliby mieć aż dwa niemieckie państwa. "Wzorcowa przyjaźń" okazała się fasadą, pod którą kryją się stare uprzedzenia. Zjednoczenie zrodziło w Paryżu obawy, że Francja utraci uprzywilejowaną pozycję rzecznika RFN na świecie. Symbolicznym potwierdzeniem tych obaw była przeprowadzka władz niemieckich z Bonn do Berlina. Wkrótce Kohl dał pierwsze dowody, że zakończył fazę ustępstw wobec Francji. Mimo jej oporu wywalczył zaostrzenie kryteriów konwergencji przed unią walutową oraz niezależność Europejskiego Banku Centralnego od polityki. Paryż i Bonn starły się też w bitwie o nominację pierwszego prezydenta EBC.
Jeśli pojawiały się wątpliwości, czy następuje zmiana polityki Niemiec wobec Francji, rozwiał je Gerhard Schröder. Stwierdził, że "stosunki międzypaństwowe nie mogą polegać na osobistej przyjaźni dwóch panów". Zapowiedział, że będzie przede wszystkim dbał o interesy RFN i że konieczne jest włączenie do superduetu (Francji i Niemiec) także Wielkiej Brytanii. Po objęciu urzędu Schröder odmówił przyjazdu do Paryża na obchody 80. rocznicy zakończenia I wojny światowej. Chirac odebrał to jako afront.
Rząd w Paryżu irytowała niemal każda inicjatywa Schrödera: od gospodarczego "neoliberalizmu" po rezygnację z energetyki jądrowej. Wojna na słowa poprzedziła podpisanie unijnych założeń budżetowych na lata 2000-2006, podczas niemieckiej prezydencji w UE. Kością niezgody była propozycja urynkowienia rolnictwa przez ekipę Schrödera. Francuzi są największym biorcą unijnych dotacji dla rolników i nie chcą z nich zrezygnować. Kompromis zawarty przed podpisaniem "Agendy 2000" nikogo nie zadowolił i jest zarzewiem kolejnego konfliktu.

"Germanizacja kontynentu"
Przykłady wzajemnych animozji między Berlinem a Paryżem można mnożyć. Gdy Gerhard Schröder ogłosił projekt nowego podziału kompetencji unijnych organów władzy - Komisji Europejskiej, Rady Ministerialnej UE i Parlamentu Europejskiego - w Paryżu uznano, że chce dokonać "germanizacji kontynentu". Schröder odwdzięczył się Francji totalną krytyką kiepsko przygotowanego szczytu w Nicei: "Nie potrzebujemy pięknego pustosłowia tylko konkretnych rezultatów". W Nicei obie strony starły się o podział miejsc w przyszłej Radzie Ministerialnej.
Po Nicei "Le Monde" obwieścił: "Załamanie niemieco-francuskiego motoru". Tę atmosferę oddaje tytuł książki doradcy rządowego do spraw bezpieczeństwa Philippe Delmasa - "O następnej wojnie z Niemcami". Autor wskazuje, że w ciągu ostatnich czterech wieków były 23 wojny francusko-niemieckie, co potwierdza, że "obawy przed Niemcami są uzasadnione". Relatywizacji uległ wspólny front obu krajów wobec polityki USA. Na spotkaniu w Hanowerze z kanclerzem prezydent Chirac obiecał, że Francuzi nie wezmą udziału w ataku na Irak. Gdy wrócił do Paryża, Schröder dowiedział się z prasy, że Chirac wyśle żołnierzy, jeśli ONZ podejmie w tej sprawie rezolucję.
Hans-Dietrich Genscher, były szef niemieckiej dyplomacji, mawiał: "Zaufanie jest tak cenne i kruche jak chińska porcelana". W stosunkach francusko-nie-mieckich porcelanę rozbito. Dziś niezbędne zmiany w polityce budżetowej i w ociężałej gospodarce UE, do czego potrzeba porozumienia dwóch głównych państw unii, pozostają w sferze pobożnych życzeń. Niemcy i Francja stają się hamulcowymi Europy.
Więcej możesz przeczytać w 40/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.