Huba polityczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy Leszek Miller pozbędzie się Marka Pola?


U mnie ludzie Pola próbowali wepchnąć się na czoło list wyborczych, ale szybko pokazałem im miejsce w szeregu. Po co nam ta cała unia? Przyczepiła się do okrętu SLD i woła: "płyniemy!" - mówił w kuluarach podczas konwencji wyborczej SLD polityk sojuszu z Podkarpacia. Działacze SLD nie kryli, że od dłuższego czasu naciskają na Leszka Millera i Marka Dyducha (sekretarza generalnego partii), żeby zerwać koalicję z UP i pozbyć się jej ludzi z rządu. Szeregowi działacze sojuszu nie rozumieją tego, co rozumieją Miller i Dyduch: Unia Pracy jest po to potrzebna sojuszowi, żeby nikt nie wcisnął się pomiędzy SLD a ścianę po lewej stronie sceny politycznej. Unia Pracy po prostu kanalizuje nastroje skrajnej lewicy: od trockistów przez lewaków po socjalistów. To samo próbowała kiedyś osiągnąć AWS po prawej stronie. Bez powodzenia, co potem było powodem rozpadu akcji.
Liderzy UP nie myślą o wyjściu z koalicji z SLD, bo korzyści z tego mariażu są znacznie większe niż straty. Zignorowano więc głos Krystyny Tokarskiej-Biernacik, wiceminister pracy i polityki społecznej, która na konwencji partii stwierdziła: "Jeżeli naszym jedynym pomysłem na wybory samorządowe jest koalicja z SLD, to rozmyjemy się w morzu członków sojuszu". Działacze unii potrafią kalkulować: mając 7,5 tys. członków, otrzymali ok. 3 tys. miejsc na listach wyborczych, co oznacza, że niemal połowa działaczy unii ma szansę zostać radnymi.

Unia Pracy, czyli zderzak SLD
Marek Pol był niedawno ostro atakowany przez posłów SLD Bogusława Liberadzkiego i Henryka Długosza, wiceprzewodniczących sejmowej Komisji Infrastruktury. Leszek Miller nie pozbywa się jednak Pola i Unii Pracy, bo koalicjant stanowi wygodne narzędzie do testowania, jak daleko rząd może się posunąć, nie narażając się na opór obywateli. Unia Pracy wychodzi z takimi inicjatywami, które dla SLD byłyby zbyt kłopotliwe (na przykład winiety czy liberalizacja ustawy aborcyjnej). Jeśli budzą one opór obywateli, Leszek Miller może wystąpić i powiedzieć, że koalicjant posunął się za daleko. Unia Pracy pełni więc funkcję zderzaka. W koalicji odgrywa też rolę tego gorszego - bardziej pazernego na stanowiska, nieprzewidywalnego czy naciskającego na poluzowanie budżetu.
- Nie jest dobrze, mam w rządzie coraz słabszą pozycję. Nie wiem, czy uda mi się jeszcze coś załatwić dla naszych działaczy, tym bardziej że koledzy z SLD na każdym kroku dają mi do zrozumienia, jaką łaskę nam robią - miał się skarżyć swoim posłom Marek Pol, wicepremier, minister infrastruktury i przewodniczący Unii Pracy. Rzeczywiście SLD robi Unii Pracy łaskę, bo poza koalicją partia ta publicznie nie istnieje, a poparcie dla niej w sondażach mieści się w granicach błędu statystycznego. Strasząc unię pozbyciem się jej z koalicji, SLD ma partnera gotowego na firmowanie coraz ryzykowniejszych pomysłów.
Unia Pracy zapewnia SLD nie tylko poparcie wyborców o skrajnie lewicowych poglądach, ale też poparcie kobiet. Jest bowiem jedyną partią, na którą głosuje prawie dwie trzecie kobiet i jedna trzecia mężczyzn. Już w 1993 r. Unia Pracy zawdzięczała sukces wyborczy żeńskiemu elektoratowi. Pomogła w tym akcja zbierania podpisów pod projektem ustawy zezwalającej na aborcję. Udało się wtedy zebrać ponad milion podpisów.

Bugaj kontra Pol
Unia Pracy powstała jako alternatywa dla SLD. W imię zasypywania historycznych podziałów UP miała pokonać sojusz jako formację historycznie obciążoną PRL, a zarazem zbyt prawicową - tak cele partii formułował Ryszard Bugaj, pierwszy lider UP. W 1997 r. zasypywanie przez Bugaja historycznych podziałów poprzez wytykanie SLD jego pochodzenia nie wystarczyło do przekroczenia progu wyborczego (5 proc.). Działacze, rozgoryczeni utratą sejmowej pracy (i płacy), wybrali na nowego przewodniczącego Marka Pola, zwolennika ścisłej współpracy z sojuszem. Ryszard Bugaj wystąpił z partii, oświadczając, że straciła ona antypeerelowskie ostrze, a tym samym przystąpiła do obozu epigonów PRL. Były przewodniczący bez powodzenia startował potem w wyborach parlamentarnych z listy PSL, ugrupowania, które z obozu epigonów PRL nigdy nie wyszło.
W odróżnieniu od ideowca Bugaja jego następca przedstawiał się jako pragmatyk. I w ramach tego pragmatyzmu atakował "rujnujący kraj" rząd Jerzego Buzka. Nie przepuszczał żadnej okazji, aby się upomnieć o krzywdę ciemiężonych przez liberałów bezrobotnych, w czym dorównywał mu chyba tylko Piotr Ikonowicz z kanapowej Polskiej Partii Socjalistycznej. Jako pragmatyk Pol, zasiadając w radzie nadzorczej Daewoo FSO, zaakceptował zwolnienie 1200 pracowników tej firmy. Równie gładko zaakceptował zwolnienia grupowe w WSK Mielec, gdzie również zasiadał w radzie nadzorczej.

Partia prawdziwych socjalistów
Po klęsce PPS działacze Unii Pracy uważają się za ostatnich prawdziwych socjalistów. Przewodzi im Aleksander Małachowski, zwany prorokiem. Wsławił się on krytyką "upiornych rządów postsolidaruchów". Wsławił się też umacnianiem naszej pozycji w NATO. "Odbyłem spotkanie z przedstawicielami armii 25 krajów europejskich (...). Przedstawiłem tym oficerom wielu armii europejskich mój sprzeciw wobec barbarzyństwa metod walki toczonej przez Amerykanów w Afganistanie. Pokwitowali moje słowa głośnymi oklaskami" - pisał Małachowski w "Przeglądzie".
Aleksander Małachowski odgrywa w Unii Pracy rolę socjalistycznego sumienia i naczelnego publicysty. Z kolei Janusz Lisak, przewodniczący Klubu Parlamentarnego UP, jest naczelnym partyjnym ekonomistą. Jako prawdziwy socjalista w Sejmie atakował głównie "zabójczą politykę" Rady Polityki Pieniężnej i kierownictwa NBP. Izabela Jaruga-Nowacka, pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, dba natomiast o to, aby kobiety nadal miały powód, by głosować na unię. Patronowała więc akcji wprowadzenia ustawowego nakazu obsadzania kobietami połowy stanowisk w instytucjach publicznych.

SLD-UP-PSL, czyli PZPR-ZSL-SD
Obecna koalicja SLD-UP-PSL przypomina istniejący w PRL układ PZPR ze Stronnictwem Demokratycznym i Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym. Za cenę stanowisk PSL i UP pełnią funkcję stronnictw satelickich, uwiarygodniających politykę sojuszu. Rola PSL niewiele się zresztą od czasów PRL zmieniła, tak jak niewiele PSL różni się od ZSL. Paradoksem jest natomiast to, że w tym układzie SLD odgrywa rolę stosunkowo liberalnego SD, Unia Pracy natomiast bardziej przypomina PZPR. Historia zatoczyła więc koło. Dopóki partia Pola i Małachowskiego sprawnie pełni funkcję satelity, kanalizatora, zderzaka i czarnego charakteru koalicji, dopóty działacze UP mają zapewnione posady.


Folwark Unii Pracy
  • Marek Pol - wicepremier, minister infrastruktury
  • Jerzy Małachowski - zastępca prezesa zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
  • Wojciech Borowik - wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego
  • Krystyna Tokarska-Biernacik - podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy
  • Mieczysław Muszyński - wiceminister infrastruktury
  • Ewa Kralkowska - wiceminister zdrowia
  • Izabela Jaruga-Nowacka - pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn
  • Jan Turski - sekretarz stanu, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych
  • Krzysztof Zięba - główny inspektor ochrony środowiska
  • Włodzimierz Paszyński - podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji i Sportu
  • cztery stanowiska wicewojewodów


Jak hartowała się stal

1992 r. - utworzenie UP. Liderem partii został Ryszard Bugaj
1993 r. - UP zdobyła w wyborach parlamentarnych 7,3 proc. głosów, czyli 41 mandatów poselskich i jeden senatorski
1995 r. - UP poparła w wyborach prezydenckich prof. Tadeusza Zielińskiego, który otrzymał 3,53 proc. głosów
1997 r. - UP w wyborach zdobyła 4,74 proc. głosów i nie weszła do parlamentu
1998 r. - grupa działaczy ze Zbigniewem Bujakiem przystąpiła do UW. Marek Pol zastąpił na stanowisku lidera Ryszarda Bugaja, ten zaś wystąpił z partii
1999 r. - podczas obrad "okrągłego stołu lewicy" UP podpisała deklarację współpracy z SdRP
2000 r. - UP wsparła kampanię prezydencką Aleksandra Kwaśniewskiego i zawarła koalicję z SLD
2001 r. - startując w wyborach w koalicji z SLD, unia zdobyła szesnaście mandatów poselskich i siedem senatorskich
Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.