Cyberpodglądactwo

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Internecie nastała moda na podglądanie codzienności. Fani tasiemcowych seriali, telenowel i sitcomów mogą od niedawna poznać nowych bohaterów - tym razem w wirtualnej rzeczywistej operze mydlanej, gdzie przez całą dobę sprzedawana jest intymność
Tutaj zobaczyć można wszystko: jak ktoś się czesze, kąpie, sprząta klatkę chomikowi, myje wannę czy zamiata rozsypany w kuchni ryż. Internetowa sława kosztuje niewiele: wystarczy tania komputerowa kamera i świadomość bycia obserwowanym przez tłumy.

Prywatność w sieci sprzedawać można na trzy sposoby. Pierwszy polega na pokazywaniu wybranych scen, często dość osobliwych. Na przykład pewien Niemiec skierował swoją kamerę na klatkę ze szczurami, a Angielka z Connecticut - na widok z jej okna (droga i las). Cierpliwi mogli obejrzeć przejeżdżający tamtędy autobus szkolny, a czasem spacerującego niedźwiedzia brunatnego. Metoda druga związana jest z seksem: tutaj królują erotyczne tańce, sceny w kabinie prysznicowej, miłość homoseksualna, zbliżenia intymnych części ciała, a nawet reportaże z utraty dziewictwa. Seks on line chętnie pokazują pary, które są akurat bezrobotne lub chcą szybko dorobić do pensji. Najpopularniejszy jest jednak sposób trzeci, czyli pokazywanie zwykłego życia domowego.
Po gigantycznej akcji "Big Brother" okazało się, że nie ma nic bardziej ekscytującego, jak obserwowanie życia innych. I nie chodzi tu o podglądanie ich seksualnych wyczynów, ale wirtualne uczestnictwo w prozaicznych czynnościach: wspólnych posiłkach, spacerach z psem, podlewaniu kwiatów. - Ekshibicjonizm on line to specyficzna gloryfikacja przeciętności, zwyczajności i jednocześnie nowa forma igrzysk dla tłumów - podkreśla Doris Grimm, niemiecka seksuolog i psycholog. Biznes napędza się sam. Coraz więcej osób wychodzi z założenia, że w pokazywaniu światu własnej kuchni, sypialni czy łazienki nie ma nic niemoralnego, a można jeszcze na tym zarobić. W ten sposób rozumowała pewna Amerykanka, która zafundowała ponaddwumilionowej widowni internetowej poród na żywo. Niestety, na show załapali się też policjanci - w bohaterce rozpoznali oszustkę wystawiającą czeki bez pokrycia. Uczestniczkami wirtualnej opery mydlanej chętnie zostają młode matki samotnie wychowujące dzieci, osoby wykonujące prace chałupnicze, a nawet niepełnosprawni.
Najpopularniejszym adresem jest strona Amerykanki Jenni (www.jennicam.org), która zaczęła swoją web-soap kilka lat temu, jeszcze w college'u. Dzisiaj ma ona status web-designera i mieszka w luksusowym apartamencie w Waszyngtonie. Jenni on line robi wszystko: prasuje, sprząta, gotuje, klnie, kiedy jest zdenerwowana. Czasem odwiedzają ją znajomi. Klientom proponuje dodatkowo wgląd w swój kalendarz, gdzie zaznacza wizytę u ginekologa czy dentysty, spotkanie z przyjaciółką lub zakupy. Na strony Jenni wchodzi ponad pół miliona osób dziennie, a roczny abonament kosztuje zaledwie 15 dolarów.
W amerykańskim czasopiśmie "Psychology Today" eksperci niejednokrotnie pisali o fenomenie Jenni, dochodząc do wniosku, że do wejścia na jej strony skłania ludzi nie tyle chęć przeżycia fas-cynującej przygody, ile raczej potrzeba rozluźnienia się. Obserwowanie życia normalnego człowieka działa uspokajająco. Psychologowie i socjologowie dos-trzegają jednak niebezpieczeństwo w tak ostatecznej rezygnacji z prywatności. W Szwecji młody mężczyzna, który uczestniczył w show typu "Big Brother" i po pół roku został wykluczony z publicznej obserwacji, popełnił samobójstwo. Poza tym należy się zastanowić, czy obnażanie życia intymnego nie przyczyni się do wzrostu liczby przestępstw na tle seksualnym i innych.

Więcej możesz przeczytać w 20/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.