Amerykański koszmar

Amerykański koszmar

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Szumlas: - W pana najnowszym filmie "Million Dollar Hotel" oglądamy Amerykę daleką od stereotypowych wyobrażeń. Bankierzy i prawnicy w drogich garniturach z telefonami komórkowymi przemykają szybko ulicami, a my zatrzymujemy się w Million Dollar Hotel - domu ludzi nieprzystosowanych do realiów życia nowoczesnego, wyrzutków społecznych, nie chcianych uchodźców.
Wim Wenders: - Million Dollar Hotel jest dziwnym mikrokosmosem, to inne spojrzenie na Stany Zjednoczone, to niemal antyteza Ameryki. Mieszkańcy tego miejsca nie przypominają typowego Amerykanina. Są ludźmi przegranymi, którzy nie mają takich samych praw co reszta. Standard życia w Stanach jest z założenia wysoki, ale w rzeczywistości zasada ta nie dotyczy bezdomnych, narkomanów czy ludzi przegranych. Chciałem ukazać tych ludzi nie takimi, jakimi wydają się być, lecz takimi, jakimi mogliby się stać. Film ten ujawnia odwrotną stronę "amerykańskiego snu". Nie sądzę, aby kiedykolwiek wcześniej udało mi się tak głęboko wniknąć w postacie, historię miłości i w tak romantyczny, zabawny świat jak ten.
- Opowiada pan historię czasami zabawną, ale i złowieszczą.
- We współczesnym świecie Ameryka jest specyficzną metaforą. Los Angeles to miasto, w którym można obserwować przyszłość innych miast. Takiego hotelu jak Million Dollar Hotel nie znajdziemy dziś w Niemczech, ale jestem pewien, że za kilka lat będzie to możliwe. W Stanach Zjednoczonych miejsca tego typu zaczęły powstawać we wczesnych latach 80., kiedy administracja zlikwidowała praktycznie opiekę społeczną i wszystkie instytucje, które wcześniej pomagały ludziom staczającym się na dno. Nagle powstały całe armie bezdomnych. Myślę, że i w Europie będzie podobnie. Nastaną czasy, kiedy bezdomni zaludnią ulice Paryża, Londynu czy Berlina. I wtedy powstanie taki Million Dollar Hotel.
- Często współpracuje pan z muzykami. Z Cooderem zrealizował pan z sukcesem "Buena Vista Social Club", przy tym projekcie pracował pan z Bono.
- Tak naprawdę scenariusz do tego filmu powstał z inspiracji Bono. Wprawdzie mógł ten pomysł sam wykorzystać, do napisania piosenki, ale postanowił się nim ze mną podzielić. Powiedział: dobrej piosenki z tego nie będzie, za to może powstać dobry film. Dlatego właśnie ten obraz jest tak bliski muzyce. Piosenki stanowią integralną część filmu, jego linię narracyjną. Czasem słucha się głosu Bono tak, jakby to były myśli bohatera - Tom Toma.
- Hawana z "Buena Vista Social Club" i Million Dollar Hotel w Los Angeles - miejsca brudne, odrapane, zabiedzone - zamieszkiwane są jednak przez ludzi napełniających nas wiarą w przyjaźń i wszechogarniającą miłość.
- Chodzenie po ulicach Hawany we trzech, z dźwiękowcem i operatorem, było czymś zupełnie innym niż znalezienie się w Los Angeles z ekipą liczącą prawie sto osób. W jakiś sposób duch tamtych starych ludzi z Hawany pozostał jednak z nami. To, że nie mają w sobie goryczy, że zajmują się tym, co potrafią najlepiej, że są przy tym pozbawieni negatywnych emocji, że pomimo trudów życiowych, jakie musieli pokonać, z radością robią to, co kochają. Ta lekkość bytu, której się od nich nauczyłem, była wciąż we mnie, gdy pracowałem nad "Million Dollar Hotel". To duże szczęście, że nie nakręciłem tego filmu przed "Buena Vista Social Club".

Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: