Wirtualny pośredniak

Wirtualny pośredniak

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Stanach Zjednoczonych działa 28 tys. różnych elektronicznych giełd pracy, a Amerykanie złożyli w sieci ponad 2,5 mln życiorysów
Podobnie jest w Europie. Również w Polsce witryny poświęcone pracy zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, a pracy przez Internet szukają nawet kierowcy i masażyści.
W polskich komercyjnych serwisach możemy znaleźć jednak tylko około tysiąca propozycji pracy. W Czechach jest ich trzy, cztery razy więcej. W całej Europie - kilkaset tysięcy. Daleko nam jeszcze do liderów na europejskim rynku internetowej rekrutacji (na przykład www.stepstone.com), które szczycą się ponad kilkudziesięcioma tysiącami wakatów! Daleko nam do Niemców, którzy mają ok. 250 giełd pracy w sieci. - Za to pod względem liczby odwiedzających zajmujemy czwarte miejsce w Europie. Jesteśmy tuż po absolutnych liderach: Niemczech, Francji i Włoszech. Za nami jest Austria, Szwajcaria i Hiszpania - mówi Marek Woźniak, dyrektor firmy Jobs & Adverts, która tworzy jeden z największych w Europie komercyjnych serwisów rekrutacyjnych w Internecie (www.jobpilot.pl). - To naprawdę działa. W przeciwieństwie do ogłoszeń prasowych tu nie płaci się za powierzchnię. Osoba, która szuka pracy, otrzymuje też pełniejszą informację.
Po wpisaniu hasła "oferty pracy" polskie wyszukiwarki znajdują ponad 9 tys. odsyłaczy. Wśród nich są strony z ofertami dla studentów (m.in. www.bestoferta.pl), osób niepełnosprawnych (www.idn.org.pl/praca) czy takich, które chcą pracować we Francji (www.francja.com/praca). W polskiej sieci istnieje też Bank Danych o Inżynierach z ofertami pracy również dla informatyków (www.pelnomocnik.com.pl) oraz baza danych z ofertami dla nauczycieli (www.wyzwania.org.pl/wszechn/ofert.htm). Nie brakuje propozycji Krajowego Urzędu Pracy (www.up.gov.pl), aktualnych ogłoszeń zamieszczanych w "Gazecie Wyborczej" (www.gazeta.pl/Iso/Ogloszenia/Praca) ani małych giełd pracy z drobnymi ogłoszeniami (www.okazja.com). Chcesz wyjechać za granicę jako opiekunka do dziecka? Proszę bardzo. Wystarczy jedno kliknięcie myszką, a Aupair Mikroserwis (www.aupair.com.pl) wysypie propozycje wyjazdów do Belgii, Danii, Francji, USA, a nawet Islandii. Chcesz pracować dla konkretnej firmy? Nic prostszego. Wystarczy śledzić, jakie ogłoszenia firma zamieszcza na swojej stronie. Informacje o wakatach pojawiają się na przykład na witrynach Netii, Centertela, Commercial Union czy Karen Notebook. A może masz problemy z szefem? Zajrzyj na listy dyskusyjne (pl.praca.dyskusje, pl.praca.szukana, pl.praca.oferowana), gdzie - oprócz wielkiego bałaganu i ofert dla tłumaczy, informatyków, a nawet technologów żywienia - możesz zwyczajnie wymienić doświadczenia. Takie listy to jednak nic innego jak rozwieszanie ogłoszeń na słupach lub przystankach autobusowych. I nawet nie ma pewności, czy kiedykolwiek zostaniesz potraktowany poważnie. - Wysłałem ofertę w odpowiedzi na ogłoszenie bydgoskiej firmy konsultingowej, która niedawno rozpaczliwie szukała prawników ds. podatkowych. Jej ogłoszenie kilka razy pojawiało się na liście dyskusyjnej. Szukali ludzi praktycznie w całej Polsce. Ogłoszenie dotyczyło Warszawy, Łodzi, nawet Rzeszowa. Nawet nie pofatygowali się, żeby odpisać - mówi Daniel, konsultant podatkowy.
Nic dziwnego, że najpopularniejsze są profesjonalne serwisy pracy. W Polsce - niestety - jest ich zaledwie około dziesięciu. Największy z nich, jobpilot.pl, szczyci się ponad 50 tys. ofert pracy w całej Europie (z czego w Polsce ponad 400). Dzięki serwisowi Polacy mogą zatem szukać pracy w Niemczech, Szwecji, Holandii czy na Węgrzech. Miesięcznie stronę www.jobpilot.pl odwiedza ok. 150 tys. osób. W lutym 2000 r. ich łączna liczba przekroczyła milion. 1 maja uruchomiono też serwis praktyk dla studentów, zawierający oferty z całej Europy (ok. 47 tys. miejsc). - Mamy dwa niekomercyjne, bardzo silne serwisy, które z nami współpracują: kariera.wprost.pl oraz praca.wp.pl. Zdarza się, że na jedno ogłoszenie nasi klienci otrzymują nawet 150 aplikacji - mówi Marek Woźniak.
Zasady korzystania z serwisów są bardzo podobne. W większości wypadków są to interaktywne okienka, które pozwalają nam wybrać dziedzinę, miejsce pracy czy kwalifikacje, jakie posiadamy (np. www.jobaid.pl). Można się też zarejestrować w bazie danych, przesłać swoje CV i czekać na odzew pracodawcy. Baza jobpilot.pl obejmuje 90 tys. osób. Ci, którzy w poszukiwaniu pracy nie chcą na stronę zaglądać codziennie, mogą się zarejestrować i otrzymywać oferty e-mailem (taką usługę oferuje m.in. www.jobpilot.pl czy www.topjobs.pl). Na stronach serwisów znajdziemy też wskazówki, jak napisać CV, list motywacyjny lub jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej (na przykład www.pracaonline.pl, który reklamuje się jako najbardziej zaawansowany system poszukiwania pracy w Internecie, albo www.praca.onet.pl).
Na stronach serwisów w większości znajdują się oferty agencji doradztwa personalnego. Niemal wszystkie jeszcze niedawno powtarzały, że nie potrzebują reklamy w Internecie. Ostatnio same zaczęły tworzyć swoje strony. - Rok temu spróbowaliśmy zamieścić nasze oferty w jednym z internetowych serwisów, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Teraz próbujemy po raz drugi. Jest o wiele lepiej - mówi Anna Antoniewicz z firmy Katarzyna Korpolewska Profesja Consulting. Oferty pracy zamieszczają też m.in. Hill International (www.hill.com.pl), Take It (www.take-it.com.pl) czy Job Center (www.jobcenter.com). - Dlaczego zdecydowaliśmy się na Internet? Coś się zmienia i trzeba za tym nadążać. Coraz więcej osób będzie zaglądać do sieci. Nawet za rok sytuacja może się zmienić - mówi Katarzyna Ratajczyk z działu Search and Selection firmy doradczej Bigram SA Personnel Consulting.
Co daje Internet? Przede wszystkim niemal nieograniczony dostęp: zarówno dla pracodawcy, jak i pracownika. Ogłoszenia można tu przeglądać o każdej porze dnia i nocy co najmniej przez kilka tygodni. Pracodawca ma możliwość podania większej i pełniejszej informacji. - Ogłoszenie nawet na pół strony w gazecie nie zawsze jest czytelne. Poza tym firmy oszczędzają i informacja w gazecie jest wtedy niepełna - mówi Marek Woźniak, podkreślając, że dzięki Internetowi rekrutacja jest znacznie szybsza, a cały proces skraca się z trzech miesięcy do miesiąca. - Jeśli dziś zamieszczam ogłoszenie, już jutro mam aplikacje - tłumaczy Woźniak. - W Internecie nie ma takiej sytuacji, że ktoś wyjedzie na urlop, przegapi prasowe ogłoszenie i nie zdąży wysłać swojej oferty. Poza tym jest to tańsze medium. "Gazeta Wyborcza" jest monopolistą na rynku i winduje ceny - dodaje Anna Antoniewicz. Za wprowadzenie ogłoszenia do sieci na 45 dni w serwisie www.jobs.pl płaci się 100-400 zł (razem z logo, linkiem oraz e-mailem). W jobaid.pl za publikowanie ogłoszenia przez siedem tygodni trzeba zapłacić ok. 700 zł. W stołecznej "Gazecie Wyborczej" jednorazowe umieszczenie ogłoszenia wielkości pudełka od zapałek (jeden moduł) kosztuje aż 353 zł plus VAT. Jeśli chcemy dać ogłoszenie kolorowe, cena wzrasta do 477 zł. Za to samo ogłoszenie w wydaniu ogólnokrajowym trzeba zapłacić 1255 zł.
Według dziennika "The Wall Street Journal", w 2003 r. w USA 100 proc. dużych firm, 60 proc. średnich i 20 proc. małych będzie rekrutowało pracowników za pomocą Internetu. Czy sieć jest zatem w stanie wyprzeć tradycyjne ogłoszenia prasowe? Specjaliści twierdzą, że nie. Ich zdaniem, zmieni się tylko charakter ogłoszeń w gazetach, które być może będą w niedalekiej przyszłości podawały wyłącznie adres internetowy. Dopiero tam osoba szukająca pracy znajdzie wszystkie szczegóły dotyczące oferty...
W Polsce musimy na to jeszcze poczekać. Mimo niepodważalnych zalet zamieszczania ofert w Internecie, agencje doradztwa personalnego skarżą się, że otrzymują mało aplikacji tą drogą. - Wiem, że w USA i w Europie jest to na porządku dziennym, ale u nas potrzeba jeszcze trochę czasu. Jeszcze za wcześnie, by mówić, że Internet jest najlepszą metodą zapełniania wakatów - mówi Katarzyna Ratajczyk. Również w Profesja Consulting na ogłoszenie zamieszczone w "Gazecie Wyborczej" zgłasza się 100-200 osób, na ofertę w Internecie odpowiada na razie 20-30.
Zdaniem doradców, wynika to głównie z nieświadomości, nieznajomości technologii i przywiązania do ogłoszeń prasowych. Ale nie tylko. Część internautów zwyczajnie boi się wysyłać swoje aplikacje e-mailem. Mówią, że jest to mało poważne i pracodawca może je od razu odrzucić. Czy tak jest rzeczywiście? Szef Jobs & Adverts zdecydowanie zaprzecza. - Papierowe oferty ciężko zweryfikować. Nie ma czasu na ich wertowanie. Nad stosem papierów trudno zapanować. Czasem można je czymś przyłożyć i zapomnieć. A w komputerze mam katalog. Dzięki temu istnieje możliwość zapisania aplikacji w bazie danych, co ułatwia ich selekcję i przeglądanie - mówi Marek Woźniak. Według niego, dzięki aplikacji przesłanej e-mailem można się wiele dowiedzieć o kandydacie, na przykład, czy potrafi odpowiednio sformatować dokument.
Firmy rekrutujące pracowników za pośrednictwem sieci będą dążyły do tego, by na stronie był dostępny specjalny formularz, na podstawie którego komputer będzie później dokonywał szybkiej selekcji kandydatów. Taki formularz znajduje się na przykład na stronie Job Center, gdzie oprócz podstawowych danych o kandydacie zamieszczono pytania na temat jego dyspozycyjności, oczekiwanejh płacy i preferowanego stanowiska.

Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.