Egzamin z przedsiębiorczości

Egzamin z przedsiębiorczości

Dodano:   /  Zmieniono: 
System kursów przygotowujących do egzaminów wstępnych do szkół wyższych w połączeniu z protekcjami, łapówkami oraz wymianą usług, które umożliwiają przyjęcie na studia, stanowi najbardziej dochodową część edukacyjnej szarej strefy
Egzaminy wstępne są okazją do korupcji, oszustw i protekcji

Wedle ostrożnych szacunków, obroty tego rynku wynoszą niemal miliard złotych rocznie. Podczas egzaminów wstępnych walka toczy się przede wszystkim o 150 tys. miejsc na tzw. bezpłatnych studiach dziennych. Osoby, którym uda się je zdobyć, nie muszą płacić czesnego. Wsparcie starań o nie - poprzez system kursów, protekcję, łapówki bądź wymianę usług - jest więc rodzajem inwestycji, w dodatku znacznie tańszej niż opłacanie przez kilka lat czesnego na studiach zaocznych, wieczorowych bądź w szkołach niepublicznych. Interesy robione dzięki egzaminom wstępnym skończyłyby się, a przynajmniej znacznie zostałyby ograniczone, gdyby skończono z fikcją bezpłatnej edukacji. Jest to jednak trudne, ponieważ zasadę tę zapisano w konstytucji. Patologie wiążące się z egzaminami wstępnymi są zatem rezultatem choroby całego systemu edukacyjnego - jak korepetycje czy płatne konsultacje. "Oświata to jedna z dziedzin podatnych na korupcję. Dotyczy to dodatkowych opłat pobieranych przez szkoły oraz łapówek wymaganych, aby dostać się na konkretne uczelnie" - potwierdzają autorzy antykorupcyjnego raportu Banku Światowego.

Operacje bezgotówkowe
Minęły już czasy, kiedy rodzice z wypchanymi kopertami zastanawiali się, komu je wręczyć, aby ich dziecko dostało się na studia. Przypadek jednego z profesorów AWF w Szczecinie, w którego gabinecie znaleziono między innymi 100 butelek koniaku, domagającego się 300 marek za odpowiedni wpis do indeksu, należy do wyjątków potwierdzających regułę. - Za pieniądze trudno dziś kupić przepustkę do lepszego życia. Obecnie mechanizm protekcji jest bardziej subtelny, zwykle przyjmuje formę obrotu bezgotówkowego - mówi jeden z pracowników poznańskiego uniwersytetu. - Płaci się wdzięcznością, nie pieniędzmi. Wyświadczając komuś przysługę, liczymy na rewanż - na to, że w przyszłości ktoś przyjmie naszego protegowanego na inny kierunek. Może to nastąpić nawet za kilka lat. Nie zawsze trzeba szukać "dojścia" w dziekanacie czy rektoracie. Lepszy jest członek komisji wystawiającej oceny, bo od jego decyzji nie ma praktycznie odwołania. Dzięki "obstawieniu" takiej osoby można liczyć na uzyskanie średniej ocen wystarczającej do przyjęcia na studia.
Na prestiżowych kierunkach (medycyna, prawo, architektura) obowiązuje też zasada dziedziczenia. Zdecydowanie większe szanse mają dzieci pracowników uczelni (niekoniecznie macierzystej), córki i synowie osób znanych w środowisku - nie tyle ze względu na wiedzę, ile późniejsze możliwości odbycia stażu, zdobycia specjalizacji. W ostatnich latach liczba osób przyjmowanych na studia a spokrewnionych z pracownikami wzrosła dwu-, trzykrotnie. Jeśli kandydatowi nie udało się załatwić poparcia bądź pomocy podczas egzaminu, może to zrobić, odwołując się od decyzji komisji egzaminacyjnej. Znalezienie "dojścia" jest wówczas tańsze, choć nie gwarantuje przyjęcia na wszystkie kierunki. System odwołań jest zresztą w Polsce czymś kuriozalnym - na niektóre kierunki w wyniku odwołania dostaje się niemal tyle samo osób, ile dzięki zdanym egzaminom. To sprzeczne z elementarnymi zasadami uczciwej konkurencji.

Ubezpieczenie od porażki
Najbardziej rozpowszechnionym sposobem zdobycia dodatkowych atutów są jednak kursy przygotowawcze i korepetycje. Krótsze trwają kilka miesięcy i obejmują tylko przedmioty obowiązujące na egzaminach. - Na moim roku nie ma ani jednej osoby, która nie skorzystała z takiego przygotowania. Egzamin wstępny jest najtrudniejszym sprawdzianem w czasie studiów, jeśli wziąć pod uwagę, że potem zwykle rozwiązywaliśmy testy z pytaniami, których nie zmieniano od kilku lat. Zajęcia nie są jednak prowadzone pod kątem egzaminu, dają jedynie większą pewność siebie - mówi student czwartego roku poznańskiej Akademii Ekonomicznej. Najlepszą gwarancją sukcesu są korepetycje pobierane u "właściwej osoby" przynajmniej od drugiej klasy liceum. Pracownik jednej z akademii medycznych słynie na przykład ze stuprocentowej "zdawalności". Warunkiem jest uczestniczenie przez dwa lata (dwukrotnie w tygodniu) w prowadzonych przez niego zajęciach. Rodziców podopiecznego profesora kosztuje to 24 tys. zł (za godzinę trzeba zapłacić 100 zł, w tym za miesiące wakacyjne). Profesor ma większe wzięcie niż jego koleżanka, u której korepetycje kosztują mniej, ale nie interweniuje ona, gdy podopiecznemu zabraknie na przykład dwóch punktów.
W jednym z programów telewizyjnych zadano widzom pytanie, czy sprzątaczka, która przez przypadek odkryła tematy egzaminacyjne, powinna je wykraść i przekazać zdającemu na studia synowi. Zdecydowana większość była zgodna: oczywiście tak, chodzi przecież o jego przyszłość. Dowodem na duże społeczne przyzwolenie na egzaminacyjne przekręty jest niedawna afera podczas matur w jednym z łódzkich liceów. Podstawieni studenci, którym podobno udostępniono miejsce w dyżurce, pisali prace za maturzystów. Rodzice przynieśli im tematy z auli, a dodatkowo pilnowali, by nikt im nie przeszkadzał. Wiedzieli o tym wszyscy pracownicy szkoły, z wyjątkiem dyrektora. W ubiegłym roku kuratorium zastanawiało się nad zgłoszeniem sprawy do prokuratury, kiedy w technikum na warszawskiej Woli w jednej sali wynajęte osoby pisały prace, w drugiej zaś maturzyści przepisywali je na czysto. Pikanterii sprawie dodawało to, że dyrektor szkoły przynosił fałszywym abiturientom hot dogi i coca-colę.
- To jedyna sprawa związana z oszustwami egzaminacyjnymi, którą pamiętam - mówi Julita Sobczyk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Pozostałe wypadki są naganne moralnie, ale nie podlegają sankcjom kodeksu karnego. Sprawa może trafić do sądu jedynie wówczas, gdy sfałszowano dokumenty bądź poświadczono nieprawdę. Za posługiwanie się nie swoim dokumentem tożsamości grozi zaś kara grzywny.

Ghostwriterzy
Posługiwanie się dowodem osobistym kandydata przez podstawioną osobę jest klasycznym trikiem egzaminacyjnym. Podstawieni studenci biorą 300-500 zł za napisanie pracy, niekiedy robią to bezinteresownie - dla przyjaciela. Jeśli przy wejściu na salę dokumenty są dokładnie sprawdzane, "sobowtór" po prostu się wycofuje. Ogłoszenia informujące o poszukiwaniu na przykład "osoby na egzamin z ekonomii" (łącznie z kwotą wynagrodzenia) bez trudu można znaleźć w gazetach, a jeszcze łatwiej w Internecie. Niekiedy podstawione osoby zdają egzaminy ustne. Kilka lat temu w Poznaniu studenci korzystali z jeszcze innej pomocy, by zdać egzaminy. Na wydziale prawa wykorzystywano specjalny sprzęt do nasłuchu, umożliwiający szybki kontakt z kolegami, którzy mogli pomóc rozwiązać egzaminacyjne dylematy. Zestaw składał się z nadajnika, miniaturowego mikrofonu indukcyjnego pobudzanego głosem oraz słuchawki z cienkim przewodem w kolorze skóry.
W wypadku pisemnych egzaminów wstępnych rzadziej niż przy okazji matur dochodzi do przecieków, choć nie jest trudno zdobyć pytania przygotowane na egzaminy ustne. - O przeciekach najczęściej dowiadujemy się przed terminem egzaminów, można więc jeszcze zmienić tematy, nawet z dnia na dzień - mówi Edward Janiszewski, dyrektor Departamentu Kształcenia i Wychowania MEN. - W tym roku unieważniono jeden egzamin maturalny, w drugim wypadku przez pomyłkę przeczytano tematy dla uczniów wieczorówek. Licealiści dzienni czekali więc, aż rozpocznie się egzamin dla ich kolegów i dopiero wówczas mogli opuścić salę. Najczęściej mamy jednak do czynienia ze zwykłymi błędami, nie zaś z korupcją. Takie kierunki, jak medycyna, prawo czy architektura, można nazwać silnie selekcyjnymi, ale na pewno nie skorumpowanymi.

Przyzwolenie na ściąganie
Stres przeżywany podczas egzaminów wstępnych wzmagają rozbieżności między programem szkolnym a wymaganiami szkół wyższych. W jednym z liceów nauczycielka, która przeczytała tematy maturalne z biologii, zadzwoniła do męża, by przywiózł jej podręczniki akademickie. Wówczas sama napisała odpowiedzi i każdemu z uczniów podała kserokopię. Obserwowanym obecnie patologiom ma zapobiec tzw. nowa matura, która będzie jednocześnie egzaminem wstępnym na uczelnie. Kryteria oceny staną się bardziej czytelne, a stopnie - porównywalne. Standardy obowiązujące podczas egzaminu zostaną zatwierdzone przez pracowników akademickich.
W Polsce ściąganie podczas egzaminów uchodzi za dowód zaradności i nie jest jednoznacznie potępiane (nawet przez osoby nadzorujące zdających). Tymczasem w Stanach Zjednoczonych egzaminujący może wyjść z sali lub czytać gazetę, a mimo to nikt nie ściąga. Nie robi się tego z zasady, ale też z pragmatycznych powodów. Dając komuś odpisać część naszej pracy, zwiększamy jego szanse na uzyskanie atrakcyjnego zawodu, pomagamy więc potencjalnej konkurencji. W Polsce - jak stwierdził prof. Włodzimierz Siwiński, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego - nie tylko nie można zasłaniać twarzy gazetą, ale trzeba raczej jeździć na wrotkach, aby nadążyć z wyłapywaniem ściągających. Dwa lata temu słynna była tzw. sprawa Zamojskiego, lektora Kolegium Języków Obcych, który rozpoczął krucjatę przeciwko oszukiwaniu na egzaminach. Studenci uznali, że przeszukiwanie kieszeni narusza ich godność osobistą. Oburzona była zwłaszcza jedna ze studentek, której udało się przemycić ściągę (ukryła ją w biustonoszu).
Wiele wskazuje na to, że mniej podatne na korupcję są szkoły prywatne, w których z założenia płaci się za naukę i egzaminy. - Nie znaczy to jednak, że uczniowie oszukują rzadziej. Właśnie byłem zmuszony wyrzucić dwie osoby za podrobienie podpisu - mówi Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. - Trzeba przyznać, że system egzaminów wstępnych jest chory. O wiele lepszym rozwiązaniem wydaje się amerykański system aplikacji zewnętrznych. Przyjmuje się wtedy wszystkich chętnych i daje semestr na wyrównanie braków. Z naszych statystyk wynika, że co dziesiąty student uważa, że płacąc za studia, kupuje święty spokój. Tylko część zdaje sobie sprawę, że jeden punkt na egzaminie może decydować o wysokości przyszłej pensji - tłumaczy Krzysztof Pawłowski.

Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.