Niemodna ekonomia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mało kto ma odwagę wprost powiedzieć, że żyjemy ponad stan i nie powinniśmy spłatą długów obciążać przyszłych pokoleń
W czasach, gdy prezydenci wielkich mocarstw wieszają sobie nad biurkiem hasło: "Po pierwsze gospodarka!", u nas nadal albo demonstruje się beztroskę albo wpada w panikę. Beztroska trwała mimo sygnalizowania, m.in. przez autora tych słów, rzeczywistych problemów (por. "Nowe Życie Gospodarcze" z 16 stycznia 2000 r.), a objawy paniki pojawiły się pod wpływem ostrego spadku kursu złotego, przewidywanego od kilku miesięcy. Ale u nas ciągle nie jest ważne, co zostało powiedziane, tylko kto powiedział. Instytucjonalna pozycja mówiącego gra znacznie większą rolę niż rzeczowa argumentacja.
Już od pewnego czasu przecież wiedzieliśmy, że kurs złotego był nienaturalnie wysoki. Wynikał nie tyle z popytu na złote ze strony nabywców naszego majątku, ile z wysokiej rentowności polskich papierów dłużnych, których emisja jest wymuszana deficytem budżetowym, a których wysokie oprocentowanie jest pochodną ciągle wysokiej stopy inflacji. Zastanawiam się czasem, kiedy większość naszych parlamentarzystów zrozumie związek między deficytem budżetowym a wysokimi zyskami czerpanymi z polskich obligacji i bonów skarbowych. Kiedy wreszcie zrozumiemy, że nieuchronne i być może bardzo bolesne będą procesy ograniczające deficyt bilansu płatniczego. Niewykluczone, że ostatni spadek kursu złotego to tylko delikatna zapowiedź studzenia euforii. Chyba zresztą już mało kto skłonny jest budować prognozy kursu złotego na podstawie spodziewanych wpływów z prywatyzacji majątku. Dziwi jednak to, że w mediach trudno się doszukać wypowiedzi akcentujących niedopuszczalność obecnych proporcji w gospodarce. Mało kto ma odwagę powiedzieć wprost, że żyjemy - jako kraj - ponad stan, że polski dług publiczny wynosi znowu prawie 60 mld dolarów, że nie powinniśmy spłatą tych długów obciążać przyszłych pokoleń. Boimy się sami sobie powiedzieć, że powinniśmy zwiększyć stopę inwestycji i konsumować mniejszą część produktu krajowego. Boimy się powiedzieć choćby słowo o konieczności oszczędzania wydatków budżetowych, choć to właśnie one finansowane są drogim kredytem (już nie drukiem banknotów, proszę państwa!). Wszystko to w atmosferze nieprzychylnego stosunku do państwa, które wszystko powinno. Zresztą kolejne ekipy rządowe i parlament robią wiele, by zachować centralizm i wyobcowanie społeczeństwa.
Co ciekawe, znaczna popularność edukacji ekonomicznej nie przekłada się na razie na język wiadomości i publicystyki ekonomicznej. Wyjątkowe niechlujstwo w tej dziedzinie prowadzi do dezinformacji. Na przykład w jednym z szacownych tygodników autor, pisząc o długach pewnego kraju, nieustannie używał terminu "należności" tam, gdzie chodziło o "zobowiązania". W informacjach o podatku dochodowym naszych prominentów pisano "zapłacił" tyle a tyle, zamiast "dopłacił" w końcu kwietnia tyle a tyle. W ten sposób czytelnik otrzymał informację całkowicie fałszywą, sugerującą, że opisany prominent zapłacił znacznie mniej niż powinien. Niemal codziennie można się spotkać w mediach z używaniem słowa "zarobek" tam, gdzie chodzi o przychód, a nie o dochód czy zysk. Oczywiście, codziennie słyszymy i czytamy, że ktoś poszedł do banku i z jakichś powodów nie mógł "wypłacić" pieniędzy. Zwrot ten to przecież obraza języka polskiego, w którym obowiązuje określenie "podjąć", "podejmować" pieniądze. Wypłaca ktoś komuś, a nie ja samemu sobie. Masowo pisze się o produkcie krajowym "na głowę mieszkańca" (a nie na jego nogi) zamiast - jak powinno być - "na mieszkańca". To samo dotyczy przekładów, z których można się dowiedzieć, że angielskie "eventual" to po polsku "ewentualny", a nie ostateczny, finalny.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że troska naszych filologów i językoznawców o mowę polską jakoś zupełnie nie obejmuje słownictwa ekonomicznego. To też mówi o ciągle niskiej randze ekonomii w naszym kochanym (?) narodzie, który uważa, że mu się wszystko należy. Inni pracują i będą mieli lepiej!
Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.