Nauka konkurencji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego tak niewielu polskich naukowców chce korzystać z funduszy Unii Europejskiej?
Obok nas jest góra pieniędzy, a my nie umiemy się na nią wspiąć - mówi dr Andrzej Siemaszko, dyrektor Krajowego Punktu Kontaktowego, którego zadaniem jest informowanie o możliwościach współpracy międzynarodowej. Pieniądze do wzięcia to 15 mld euro, przeznaczonych na największy europejski program naukowo-badawczy.
Polska jako kraj zaliczany do grona przyszłych członków Unii Europejskiej ma od niedawna dostęp do tych funduszy na takich samych zasadach jak kraje piętnastki. W konfrontacji z innymi widać jednak, jak ogromne są nasze zapóźnienia. Polscy naukowcy, a także małe i średnie przedsiębiorstwa innowacyjne, złożyły w pierwszym konkursie łącznie 850 projektów. To bardzo mało nie tylko w porównaniu z najbogatszymi z krajów piętnastki, takimi jak Niemcy (9500 projektów), Wielka Brytania (8600), Francja (7600), Włochy (7100), ale też niewiele w stosunku do krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Z małych Węgier napłynęło prawie 700 propozycji, a z Czech - 570.
V Program Ramowy nie wspiera teoretycznych badań naukowych. Może w nim wziąć udział każdy uniwersytet, instytut, firma lub organizacja w kraju Unii Europejskiej bądź w państwie stowarzyszonym, pod warunkiem jednak, że celem zgłoszonego projektu nie będą badania podstawowe, lecz wyniki praktyczne - ostatecznym efektem ma być podnoszenie poziomu życia i konkurencyjności gospodarki europejskiej. Zwieńczeniem każdego z projektów mają być wymierne korzyści gospodarcze. - Zawsze lubiliśmy kończyć pracę na papierze, a tu nie chodzi o teorię, ale o jej wykorzystanie - ocenia prof. Andrzej Filipkowski, pełnomocnik rektora Politechniki Warszawskiej ds. programów międzynarodowych. Naukowcy z Politechniki Warszawskiej w pierwszym konkursie (w 1999 r.) zgłosili udział w 31 projektach, Komisja Europejska zatwierdziła dziewięć z nich, co było przyzwoitym wynikiem. W następnym konkursie - w lutym 2000 r. - liczba zgłoszeń spadła o połowę.
- Unia Europejska nie chce uprawiać nauki dla nauki. W każdym projekcie ma być wskazany end user, czyli użytkownik. I wtedy u nas zaczynają się schody. Jeden ze zgłoszonych przez nas projektów padł dlatego, że udało się znaleźć tylko jedno przedsiębiorstwo zainteresowane naszą obrabiarką numeryczną. A i tak nie byli tam przekonani, czy ją zastosują - mówi prof. Jan Lech Koch, dyrektor Wrocławskiego Centrum Transferu Technologii i delegat do Komisji Europejskiej w programie małych i średnich przedsiębiorstw.
Mała liczba prac aplikacyjnych, które nadawałyby się do szybkiego zastosowania, to jedna z najważniejszych przeszkód utrudniających Polakom skorzystanie z pieniędzy V Programu Ramowego. Drugą jest wymóg Komisji Europejskiej, aby zgłaszano tylko projekty międzynarodowe. Nie są finansowane badania, w których wprawdzie uczestniczy kilka instytucji, ale wszystkie pochodzą z tego samego kraju. W projektach muszą brać udział co najmniej dwa ośrodki z przynajmniej dwóch krajów. W większości konsorcjów tworzonych na potrzeby projektu uczestniczy kilka instytucji z różnych państw.
Jednym z nielicznych polskich naukowców kierujących międzynarodową współpracą w ramach V Programu Ramowego jest prof. Jan Lubiński z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, prowadzący trzyletni projekt z udziałem 13 zespołów z 11 krajów. Są wśród nich dwa zespoły brytyjskie i dwa niemieckie, po jednym z Francji, Holandii, Szwecji, Węgier, Czech, Litwy, Łotwy i Polski. Współpraca dotyczy rozwoju Europejskiej Sieci Rejestru Nowotworów Genetycznie Uwarunkowanych.
Sukces odniosły wspólnie Centrum Techniki Okrętowej w Gdańsku, Stocznia Gdynia, Stocznia Szczecińska, a także Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa Politechniki Gdańskiej, od dawna obecne w organizacjach europejskich i aktywnie uczestniczące w pracach tzw. europejskich okrętowych sieci tematycznych. Jednym z inicjatorów polskich starań o udział w europejskich projektach jest dr inż. Jan Dudziak, dyrektor CTO ds. rozwoju. W Międzynarodowym Komitecie Badań Przemysłu Okrętowego Unii Europejskiej skutecznie zabiegał o tworzenie konsorcjów z udziałem polskich badaczy i techników. Między innymi dzięki tym staraniom współczynnik sukcesu, czyli stosunek liczby projektów zgłoszonych do V Programu Ramowego przez CTO i polski przemysł okrętowy do liczby zatwierdzonych, wynosi 40 proc. i jest dwukrotnie wyższy od polskiej średniej. W pierwszym konkursie z dziesięciu projektów cztery zostały zaakceptowane. Do drugiego konkursu CTO i polski przemysł okrętowy zgłosiły osiem projektów. Dotyczą one techniki transportu morskiego, bezpieczeństwa żeglugi, projektowania statków, nowych konstrukcji i materiałów. Pieniądze, które przemysł okrętowy uzyskał, stanowią 30 proc. wszystkich środków, jakie trafią do Polski z Brukseli w wyniku pierwszego konkursu, w programie "Zrównoważony wzrost techniki".
Niewielu jest chętnych do uczestniczenia w międzynarodowych programach. Z pieniędzy unijnych można wprawdzie na przykład wyposażyć laboratorium, wykupić czas niezbędny do obliczeń na komputerach dużej mocy, zatrudnić doktorantów, ale nie sposób zwiększyć pensji na przykład profesorów biorących udział w tych projektach, a pracujących na politechnice czy uniwersytecie. Nie otrzymują oni dodatkowych honorariów. Naukowcy wolą więc się starać o grant w Komitecie Badań Naukowych, gdyż część uzyskanych środków można sobie dopisać do pensji.
Aby pomóc polskim badaczom i technikom w dostępie do projektów europejskich, KBN powołał Krajowy Punkt Kontaktowy, mieszczący się w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki w Warszawie. - Służymy informacją o konkursach, ich zakresie tematycznym i wymogach formalnych. Pomagamy znaleźć partnerów i utworzyć konsorcjum badawcze. Organizujemy spotkania i szkolenia, wydajemy biuletyny, zamieszczamy informacje w Internecie. Utrzymujemy kontakt z 24 regionalnymi i branżowymi punktami kontaktowymi w Polsce - wylicza dr Andrzej Siemaszko.
Lektura biuletynu KPK nasuwa przypuszczenie, że tę gęstą sieć informacyjno-doradczą zorganizowano, aby zapobiec katastrofie, jaką byłby zupełny brak zainteresowania "wspinaniem się na europejską górę złota" w polskim środowisku naukowym. "Statystyka uczestnictwa w poprzednim programie ramowym (w latach 1994-1998) pokazuje - czytamy w biuletynie - że Polska była jednym z najsłabszych krajów w tym programie i że to głównie ośrodki czeskie i węgierskie mają szansę stać się centrum w tej części Europy. Pozostałym przypadnie rola marginalna lub grozi im powolny zanik. Od nas i od naszej aktywności zależy, w jakim stopniu dotkną nas negatywne zjawiska".
Komitet Badań Naukowych, często krytykowany przez środowisko, które od niego finansowo zależy, tym razem postanowił podwoić zachętę - do pieniędzy, jakie można uzyskać z projektów europejskich, zdecydował się dodawać niemal drugie tyle, z prawem wykorzystania ich na dopłaty do pensji, byle tylko uczeni zechcieli podjąć ryzyko zmierzenia się z konkurentami z Europy. - Włączenie się w V Program Ramowy było decyzją strategiczną. Jest to przedszkole dla naszych przedsiębiorstw i instytucji, uczące, jak dorastać do konkurencji - tłumaczy dr Siemaszko.
Od dawna słyszymy, że Polska ma znakomitą kadrę badawczą, tylko brak dla niej środków. Dlaczego dziś, kiedy pieniądze są w zasięgu ręki, brakuje chętnych?
Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.