Wieczne wakacje

Wieczne wakacje

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Stanach Zjednoczonych urlop jest bonusem - takim jak telefon komórkowy czy służbowy samochód. W niektórych krajach azjatyckich wakacje są fikcją, trwają najwyżej tydzień
Tylko u nas niektóre grupy zawodowe mają trzy-, czteromiesięczne urlopy

W bogatych państwach europejskich urlopy są luksusem, na który tamtejsze społeczeństwa pracowały przez ponad sto lat. W Polsce najdłuższe na świecie wakacje mają studenci. W praktyce niewiele krócej wypoczywają pracownicy szkół wyższych oraz nauczyciele. Bez żadnego uzasadnienia wydłuża to czas studiów, powoduje przeludnienie uczelni przez osiem miesięcy w roku i wyludnienie przez pozostałe cztery. Co najważniejsze - długie płatne wakacje przyczyniają się do utrzymywania nieracjonalnego systemu płac. Nauczyciele zarabiają na przykład mało, ale koszt ich pracy - uwzględniwszy wakacje - jest stosunkowo wysoki. System ten przejęto z czasów PRL i choć jest absurdalny z ekonomicznego i organizacyjnego punktu widzenia, nie jest wcale zagrożony. Wymownym przykładem są utrzymywane z budżetu teatry, które nadal w szczycie wakacyjnego sezonu - gdy do dużych miast przybywa najwięcej turystów - są zamykane.

Rozdawnictwo wolnego czasu
Z raportu na temat barier w rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw przygotowanego przez Centrum im. Adama Smitha dla Ministerstwa Gospodarki wynika, że nowy kodeks pracy w niewielkim stopniu zlikwidował biurokratyczne przeszkody hamujące rozwój firm. Tymczasem dłuższe urlopy znacząco przyczyniają się do podwyższenia kosztów pracy. Wielu pracodawców nie stać na płacenie takiej ceny, więc redukują etaty. - Urlopy to 10 proc. kosztów pracy - mówi Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha. - Świadczenia ponoszone przez pracodawcę to nie tylko pensja, ale także składki na ubezpieczenia społeczne i podatki. W sumie robi się z tego znacząca kwota. Oczywiście nie sposób tego uniknąć i zabronić pracownikowi wypoczynku. Zbyt pochopnie jednak rozdaje się przywileje i wydłuża urlopy. Polskę jeszcze na to nie stać, czego nie biorą pod uwagę ustawodawcy. Byłoby dobrze, gdyby to oni, a nie prywatni przedsiębiorcy, ponosili koszty związane z nowelizacją kodeksu pracy.

Rozciąganie urlopu
W Polsce koszty związane z dodatkowymi urlopami ponosi prawie wyłącznie budżet państwa, czyli inni (nie uprzywilejowani) podatnicy. Najwięcej możliwości skorzystania z dodatkowych wolnych dni mają pracownicy budżetówki. Standardowe prawo do urlopu nabywa się po roku pracy. Można wtedy wziąć 18 dni wolnego, po sześciu latach - 20 dni, a po dziesięciu - 26 dni roboczych. Do stażu wlicza się czas poświęcony na naukę. Ukończenie zawodówki odpowiada trzem latom pracy, szkoły wyższej - ośmiu. Jeśli pracuje się w firmie, która zatrudnia mniej niż 20 pracowników i nie stworzyła funduszu socjalnego, można pobrać pieniężny dodatek do urlopu. Pracownik nie może się zrzec urlopu ani zamienić go na pieniądze. Wypłacenie ekwiwalentu możliwe jest tylko w wypadku zmiany pracy.
Standardowe prawo do wypoczynku to zaledwie część przywilejów, z jakich może skorzystać pracownik. Gdy zamarzy mu się egzotyczna i bardzo długa wyprawa, ma do dyspozycji urlop bezpłatny. Jego szef może odmówić, ale nie wtedy, gdy podwładny jest dyplomatą, pracownikiem wybranym na członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, posłem lub senatorem (także trzy miesiące po wygaśnięciu mandatu), nauczycielem mianowanym, którego małżonek zmienia miejsce zamieszkania, pracownikiem NIK czy członkiem Rady ds. Uchodźców. Pracodawca nie może także odmówić udzielenia urlopu okolicznościowego krwiodawcom zamierzającym oddać krew, członkom Ochotniczej Straży Pożarnej i GOPR (na czas akcji ratowniczej i wypoczynku po niej) oraz osobom, które w czasie pracy chcą pełnić nie związane z nią funkcje. Dotyczy to na przykład ławników, działaczy związkowych czy członków Krajowej Rady Konsultacyjnej ds. Osób Niepełnosprawnych.

Armia uprzywilejowanych
W Polsce istnieje liczna grupa osób uprawnionych do dłuższego urlopu. Takie prawo w wypadku inwalidy czy kombatanta nie budzi zastrzeżeń, jednak zasady zdrowego rozsądku nie pozwalają zrozumieć, dlaczego miałoby to dotyczyć również pracowników NIK czy urzędników służby cywilnej. Dodatkowy urlop jest rodzajem rekompensaty, która przysługuje nie tylko górnikom, hutnikom czy osobom zatrudnionym w warunkach zagrożenia gruźlicą, ale także niektórym pracownikom muzeów martyrologicznych i zakładów poligraficznych.
Czy Polacy podczas urlopów rzeczywiście wypoczywają? Niekoniecznie. Dla nauczycieli roczny urlop dla podratowania zdrowia (przysługuje po siedmiu latach pracy) bywa sposobem na uniknięcie zwolnienia. Jeden z prezesów ZNP przyznał, że radzi on nauczycielom, by brali urlopy zdrowotne, bo przez rok może się znaleźć dla nich miejsce w nowej szkole. Podobną praktykę stosują dyrektorzy szkół postawieni przed koniecznością redukcji etatów. Nauczyciele nie zawsze wracają do szkoły, zawsze jednak zyskują czas, by się rozejrzeć za odpowiednim zajęciem, skończyć kurs podyplomowy, popracować za granicą i zarobić na kolejne lata życia z pensji wypłacanej z budżetu państwa. Uzyskanie takiego urlopu nie jest trudne: wśród przyczyn kwalifikujących do uzyskania zwolnienia znajdują się nie tylko choroby oczu czy gardła, ale i dość powszechne nerwice.
Łagodną formą odejścia z pracy są też pięcioletnie urlopy górnicze. Chętnych do korzystania z nich jest więcej niż funduszy, z których można by je sfinansować. Nic dziwnego: urlop umożliwia przejście na wcześniejszą emeryturę i zapewnia utrzymanie do końca życia. Były górnik otrzymuje 75 proc. wynagrodzenia, deputat węglowy, nagrodę z okazji Dnia Górnika i nagrodę jubileuszową. Podobny mechanizm uniknięcia zwolnienia obowiązuje także w wypadku urlopów wychowawczych, podczas których można zwolnić pracownicę jedynie w ramach wypowiedzeń grupowych.
- Kodeks pracy jest korzystny dla pracownika, nie dla pracodawcy - mówi Marzena Winczo-Gasik, dyrektor działu w firmie konsultingowej SMG KRC. - To dobrze, bo nie cierpimy w naszym kraju na nadmiar rzetelnych i etycznych szefów. Umowy dotyczące długości czy terminu urlopu rzadko wywołują konflikty. W prywatnych przedsiębiorstwach ludzie najczęściej rozumieją, że nie mogą wypoczywać, gdy w firmie dokonuje się kwartalnych podsumowań lub trwa handlowa gorączka. Pracownicy bez oporów zostają po godzinach. W zamian szefowie, zamiast płacić nadgodziny, dają im wolny dzień.
Urlopy w firmie są nie tylko kwestią prawną, ale także obyczajową, ponadto wynikają ze standardów przyjętych w konkretnym miejscu pracy. Jeśli nowo przyjęta osoba po paru miesiącach żąda trzytygodniowego urlopu, nie będzie to mile widziane. Jednak dobry, sprawdzony pracownik bez trudu dostanie to, o co poprosi. Amerykańskie badania dowodzą, że pracodawcy zdają sobie sprawę, że dla specjalistów wysokiej klasy liczy się styl życia. Szukają pracy umożliwiającej im pogodzenie obowiązków zawodowych z życiem rodzinnym i dającej czas na własny rozwój.
Raport Głównego Inspektoratu Pracy stwierdza, że choć przepisy sprzyjają pracownikowi, nie zawsze są respektowane. W 60 proc. kontrolowanych firm stwierdzono, że pracownicy nie otrzymywali urlopu w wymaganym terminie, zaś w co trzecim zakładzie nie zaprzątano sobie w ogóle głowy sporządzeniem odpowiedniego planu. - W małych prywatnych przedsiębiorstwach prowadzeniem spraw pracowniczych zajmują się często sami pracodawcy, którzy nie mają odpowiednich kwalifikacji. Szefowie lekceważą przepisy, uważając je za zbytni formalizm. Często nie potrafią też dobrze zorganizować pracy, a ich podwładni nie mogą iść na urlop tylko z powodu braku zastępstwa - stwierdzają autorzy raportu.

Test rynku
Pogodzenie interesów pracownika i pracodawcy jeszcze do niedawna było problemem w Wielkiej Brytanii, gdzie długość urlopu i zasady jego udzielania były negocjowane w indywidualnych kontraktach. Obecnie minimalny czas urlopu określany jest ustawowo we wszystkich krajach z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Z badań firmy konsultingowej Hewitt Asssociates wynika jednak, że 81 proc. tamtejszych pracodawców oferuje dwa tygodnie urlopu. Amerykańscy pracownicy dopiero po 15 latach pracy otrzymują urlop porównywalny z europejskim. Urlop można kupować i sprzedawać, a część pracodawców stosuje tzw. bank wolnych dni, w którym nie ma różnicy między zwolnieniem motywowanym chęcią wypoczynku a chorobą. Z kolei Europejczycy, którzy mają wyjątkowo długie wakacje, nie zawsze z nich korzystają. Raport Komisji Europejskiej stwierdza, że połowa mieszkańców unii rezygnuje z prawa do wypoczynku z powodów finansowych bądź zawodowych. Co drugi Europejczyk poświęca na urlop zaledwie tydzień, co trzeci zaś więcej niż dwa tygodnie.
- W Europie wakacje trwają średnio dwa miesiące, podczas gdy w Azji jedynie kilka dni. Polakom marzy się urlop przez dwanaście miesięcy w roku. Gdyby jednak tak się stało, już po kilku tygodniach okazałoby się, że bynajmniej nie jest to wizja ekonomicznego raju - konkluduje Krzysztof Dzierżawski. O wymiarze urlopu i czasu pracy ostatecznie decyduje rynek. W Polsce niektóre grupy zawodowe mogą korzystać z wiecznych wakacji tylko dlatego, że w sektorze publicznym rynek nie funkcjonuje.

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.