Pat, szach, mat

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie wiem, czy w SLD jest jakieś kółko teatralne, ale chyba jest. W każdym razie politycy i stronnicy tego ugrupowania używają języka teatralnego i musicalowego recenzenta
Konflikt w koalicji ciągnie się już kilkanaście dni i muszę się pochwalić, że w tym czasie zdobyłem pewną umiejętność. Słyszę nawet nie, co kto mówi, ale jak mówi oraz jakich słów używa, i od razu wiem, kto mówi i co mówi.
Chcę, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa, pisał poeta. Mógłby być zadowolony, słuchając tego, co mówi się o sytuacji w koalicji. Język jest bardzo giętki. A właściwie kilka języków. Bo o konflikcie w koalicji nie tylko co innego, ale różnymi językami mówią opozycja, AWS i dziennikarze.
W ostatnich dniach szczególnie wyodrębniły się języki Tomasza Raczka, księdza Skargi, Włodzimierza Szaranowicza, Freuda i Aleksandra Małachowskiego. Słyszymy na przykład o groźbie marginalizacji, potrzebie odpowiedzialności, racji stanu, warcholstwie, konieczności opamiętania, jedności i klęsce - i już wiemy, że to poseł Niesiołowski, poseł Rybicki albo poseł Walendziak. To jest właśnie język księdza Skargi. W AWS można też usłyszeć przeciwieństwo języka księdza, czyli język spowiadającego się. Jeśli ktoś mówi: "Nie jesteśmy bez winy" albo "Obie strony łamały ustalenia", to wiemy, że to Piotr Żak albo osoba z otoczenia przewodniczącego Krzaklewskiego. Język spowiadającego się ma też swoją odmianę unijną: "Nie będziemy już handlować z AWS stanowiskami. I oby już nigdy" - deklaruje poseł Potocki. Ośmielam się zwrócić uwagę państwa na dwukrotnie użyte słowo "już". Wyjdą z koalicji czy nie, nie wiadomo. Ale dobrze, że już się nie będą targować, choć szkoda, że rezygnacja z handlu stanowiskami wymagała prawie trzech lat. W koalicji można jeszcze usłyszeć język Freuda, ale używa go tylko Jan Maria Rokita ("Wszystko to przypomina seans psychoanalityczny").
Co dla koalicji, a szczególnie jej AWS-owskiej części, jest dramatem, dla opozycji jest farsą (oczywiście w sferze języka - politycznie ta farsa to szansa). Nie wiem, czy w SLD jest jakieś kółko teatralne, ale chyba tak. Politycy i stronnicy SLD posługują się w każdym razie językiem teatralnego i musicalowego recenzenta, czyli językiem Tomasza Raczka. Tadeusz Iwiński mówi, że to, co się dzieje, to gorszący spektakl, Leszek Miller - że kabaret, a Leszek Żuliński z "Trybuny" nazywa to operą mydlaną "Buzek odchodzi". Dla "Naszego Dziennika" z kolei to "chocholi taniec", ale "Nasz Dziennik" jest przecież też organem opozycji, tyle że wobec zdrowego rozsądku. Na lewicy słychać też metafory małżeńskie ("niedobrane", "nieudane małżeństwo") i dziecięce ("przedszkole", "karuzela z rzekomymi kandydatami na premiera"). To ostatnie sugerowałoby, że teatrzyk jest kukiełkowy.
Z przykrością stwierdzam, że wielką inwencją nie popisali się dziennikarze. Media posługują się najczęściej językiem Włodzimierza Szaranowicza, który jest barwny, ale opiera się na metaforach sportowych. "Kolejne rundy", "karty zostały rozdane", "ostatnie rozdanie" - w tym języku najważniejsze dyscypliny to, jak widać, boks i gra w karty. Nie przez przypadek. Prawdopodobnie podświadomie kojarzymy to, co widzimy, z mordobiciem albo szulerstwem. Warto zwrócić uwagę, że w tekście, w którym mowa była o rundach, rundy były tylko trzy. I wszystko się zgadza. W boksie zawodowym jest ich piętnaście, ale w amatorskim, tak jak w koalicyjnym, trzy.
Na szczególną uwagę zasługuje język Aleksandra Małachowskiego. Posługuje się nim tylko Aleksander Małachowski. Słowa są odmierzane kroplomierzem i są dosadne, acz subtelne. W ostatnim felietonie w "Przeglądzie" już tytułem Aleksander Małachowski odpowiedział na pytania o to, kim są politycy AWS i co powinni zrobić: "Głupcy muszą odejść". Pozwolę sobie przytoczyć kilka określeń z tego frapującego tekstu: "głupcy idą precz", "Polska pozbywa się głupców", "koalicja złośliwie rządząca Polską", "roje głupców", "nieśmiertelni głupcy", "głupcy o wątpliwych walorach moralnych", "leniwe ciemniaki", "różnej maści głupcy". Głupcy z AWS są z pewnością różnej maści, skoro zasługują aż na tyle określników. W całym tekście słowo "głupiec" pada aż dziewięć razy. To gorzej niż u Moliera, którego stać było na trzech głupców w jednym zdaniu ("Głupiec uczony jest większym głupcem niż głupiec nieuk"), ale też nieźle.
Każdy z tych języków ma oczywiście swój sens i swoją logikę. Posłowie AWS biją w dzwon na trwogę, opozycja szydzi i sugeruje, że szydzić powinni wszyscy, dziennikarze mówią, że to gra, a Aleksander Małachowski mówi, że to głupcy. Języki te mają jednak cechę wspólną: opisują coś kiepskiej jakości. Jak opera, to mydlana, jak demokracja, to warcholstwo, jak sport, to boks, jak psychoanaliza, to raczej z domu wariatów. A gdzie tu na przykład język miłości? Otóż jest. W "Przeglądzie" Piotr Gadzinowski apeluje do nas o miłość, pisząc nawet nie "kochajmy się", ale po prostu "kochajcie Millera". Przewodniczącego Millera mamy kochać za odpowiedzialność wykazywaną przez opozycję w czasie kryzysu. Otóż ja kochać za to przewodniczącego nie będę, tym bardziej że z biegiem lat zakochiwanie się przychodzi mi coraz trudniej. Choć muszę mu pogratulować respektowania żelaznej politycznej zasady: "Nie przeszkadzaj przeciwnikowi, który jest na drodze do autodestrukcji".

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.