Kawiarniana psychodrama

Kawiarniana psychodrama

Dodano:   /  Zmieniono: 
W reżyserii teatralnej zaczął się pojedynek płci
Coraz więcej kobiet trudni się reżyserowaniem spektakli i coraz częściej słychać o ich scenicznych dokonaniach. Zrodziła się więc potrzeba nadania im nowego określenia - może już wkrótce będziemy mówić o kobiecie reżyser albo o baboreżyserze? Nie da się bowiem ukryć, że płeć teatru zmienia się na naszych oczach, i to nie tylko za sprawą baboreżyserów, ale także z powodu słabości mężczyzn. Niewątpliwie najsilniejszą indywidualnością wśród reżyserujących kobiet jest Anna Augustynowicz. Warszawska premiera w Teatrze Powszechnym przedstawienia "Tylko ta pchła" Naomi Wallace nie przynosi jej jednak chwały. Talentem nie popisał się również duet Bożena Suchocka (reżyser) i Lidia Amejko (dramatopisarka), który w Teatrze Dramatycznym wystawił "Farrago", czyli sztukę tchnącą metafizyką uprawianą na poziomie kawiarnianego stolika.


Anna Augustynowicz od ośmiu lat kieruje Teatrem Współczesnym w Szczecinie, gdzie stworzyła scenę o wyrazistym obliczu artystycznym, myślowym i moralnym. Jej teatr chce i umie sprostać swemu czasowi, nie odwraca się od rzeczywistości, nie ucieka w estetyzmy i nie pogrąża się w efekciarstwie. Pojedynkuje się intelektualnie z kulturą masową, ale nie obraża się na nią. Powstał zatem teatr nie tylko z nazwy współczesny. Spektakle reżyserowane przez Augustynowicz albo wystawiane u niej przez innych poruszają sprawy aktualne. Niezależnie od tego, czy jest to "Młoda śmierć" Grzegorza Nawrockiego o przestępczości młodocianych, czy drastyczna sztuka "Moja wątroba jest bez sensu" austriackiego "wściekłego" Wernera Schwaba, czy sarkastyczne dramaty obyczajowe Marka Koterskiego, Augustynowicz zawsze zwraca się do widza z czymś istotnym. I jej głos jest ważny, a jej teatr wygrywa również artystycznie, bo pracujący w nim aktorzy stali się wybitnym zespołem o wyrazistym stylu. Ci ludzie mają do powiedzenia coś ważniejszego niż inni.
Reżyserski debiut gościnny Anny Augustynowicz w Teatrze Powszechnym w Warszawie zrodził więc nadzieję, że nareszcie również w stolicy zaistnieje spektakl, który zaburzy radosną twórczość i paplaninę tamtejszych scen, że śpiących ze snu rozrywkowego zbudzi. Rzeczywiście, sztukę przygotowaną i zrealizowaną przez Annę Augustynowicz można nazwać rozrywką nekrofiliczną i ponurą. "Tylko ta pchła" Naomi Wallace dzieje się w czasach zamierzchłych, i w dodatku podczas zarazy. Czworo ludzi - starsze arystokratyczne małżeństwo (Ewa Dałkowska i Jerzy Zelnik), młody mężczyzna z pospólstwa (Marcin Władyniak) i dwunastoletnie perwersyjne dziewczę (Anna Moskal) - jest skazanych na siebie. Grają psychodramę okrutną, bezlitosną i erotyczną. Jest jeszcze czyściciel i strażnik zadżumionego miasta (Sylwester Maciejewski) - zdrowy i gburowaty, odwiedzający ich co jakiś czas. Ten nienowy szkielet dramatyczny (wykorzystany już przez Sartre’a w sztuce "Przy drzwiach zamkniętych") niesie z sobą duże artystyczne i myślowe możliwości, źle jednak wykorzystane przez Naomi Wallace. Augustynowicz i aktorzy dwoją się i troją, by wycisnąć - albo wcisnąć - nieco sensu w tę komercyjnopornograficzną makabrę. Tekst podawany jest w sposób muzyczny, a sytuacje są sceniczne - proste i powściągliwe, nie mają jednak myślowego wyrazu. O spektaklu trzeba powiedzieć krótko: skórka niewarta wyprawki. Nie pomaga przedsięwzięciu ani imitująca bunkier metalowa dekoracja przygotowana przez Marka Brauna, ani kostiumy Zofii de Ines rodem z tandetnego "Balu wampirów". Ale nieszczęścia zazwyczaj chodzą stadami. Dlaczego mądra Anna Augustynowicz podjęła się tej inscenizacji? Szkoda, że i tym razem nie pokazała tego, co w niej najlepsze.
Bożena Suchocka wystawiła w Teatrze Dramatycznym sztukę Lidii Amejko. Ta ostatnia, uznawana za obiecującego dramatopisarza, przedstawiła się tym razem jako autorka sztuki bardziej pasującej do radia niż na scenę. I tak też (ze sporym podkładem muzycznym) "Farrago" zrealizowała Bożena Suchocka. Kiedy zamknie się oczy, niczego właściwie nie brakuje. W sztuce występuje Pan Bóg, Święty Piotr i świeży umarlak, aktor o nazwisku Farrago. Dlaczego tytuł sztuki brzmi "Farrago", a nie na przykład "Kowalski"? Aby było "zagraniczniej" i efektowniej - zwłaszcza kiedy się nie wie, że po łacinie farrago to pasza mieszana. Ze zdziwieniem przeczytać więc można w programie teatralnym informację cytowaną za "Tygodnikiem Powszechnym", że w Lidii Amejko mamy dramaturga na miarę Gombrowicza. Istotnie, Amejko coś łączy z Gombrowiczem - obydwoje są prze-reklamowani i grać ich trzeba.

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.