Western kajdaniarski

Western kajdaniarski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ETHANEM i JOELEM COENAMI
Kinga Dębska: - Wasz nowy film "O Brother, Where Art Thou?" ("Bracie, gdzie jesteś?") od pierwszych ujęć zwraca uwagę eksperymentami technicznymi. Kadry i kolorystyka przypominają stare fotografie.
Ethan Coen:
- Przenieśliśmy cały film do komputera i tam dowolnie manipulowaliśmy obrazem. Dało to nam nie znaną wcześniej możliwość wpływania na wizualny kształt. Zwykle można wpływać na kolorystyczny kształt filmu tylko podczas zdjęć, ale wtedy reżyser ma na głowie wiele innych problemów i rzadko sprawuje pełną kontrolę nad tym, co widzi kamera. Jedynie w komputerze można zmniejszyć nasycenie jednej barwy w części kadru.
Joel Coen: - W rezultacie można kompletnie zmienić oblicze filmu, wybierając nasycenie poszczególnych kolorów. Obraz wygenerowany w komputerze z powrotem nanieśliśmy na taśmę filmową. Przed nami nikt jeszcze nie pokusił się o taki eksperyment w skali całego filmu. W wypadku naszej produkcji było to jednak posunięcie zrozumiałe. "O Brother..." opowiada historię niezbyt naturalistyczną, więc pozostawienie go w realnej konwencji byłoby nieefektywne. Chodziło nam o nadanie filmowi waloru odrealnienia.
- Rzeczywiście, konwencja filmu jest mało realistyczna. Skąd pochodzi motto: "Znajdziesz szczęście, ale nie to, którego szukasz"?
Joel Coen: - Zaczerpnęliśmy je z Homera. Ta konkluzja liczy więc sobie co najmniej trzy tysiące lat, ale jest też wynikiem naszych własnych doświadczeń. Filmową historię, bardzo amerykańską w wyrazie - jak zwykle w naszych filmach - umieściliśmy w latach 30. w dorzeczu Missisipi.
- No, ale żeby Ulisses, grany przez George’a Clooneya, niemal przez cały film paradował w pasiastym kombinezonie?
Joel Coen: - Postanowiliśmy nakręcić współczesną wersję "Odysei" - z akcją osadzoną na zapadłym południu, w dodatku z muzyką country.
Ethan Coen: - A kombinezon w paski to ślad pierwotnego pomysłu, żeby bohaterami byli złączeni łańcuchem uciekinierzy z więzienia.
- Wasz film zbija z tropu. Żywioł komiczny przeplata się z elementami tragedii. Nastrojem przypomina bardziej "Raising Arizona" niż "Fargo".
Joel Coen: - Kiedy zaczęliśmy zdjęcia, zdaliśmy sobie sprawę, że to historia o powrocie do domu, nawiązująca do powrotu Odyseusza do Itaki. Nie chcieliśmy jej opowiadać liniowo, lecz poprzez zwroty akcji, kiedy bohaterowie dowiadują się, że domu, do którego idą, po prostu nie ma.
- To historia z bardzo długą metryką, w dodatku w literaturze, a potem w filmie opowiedziana już na setki sposobów.
Ethan Coen: - Nie wchodziliśmy za głęboko w historię, nie rozpatrywaliśmy różnych poziomów znaczeniowych epopei Homera. Dla nas ważne było wizualne wrażenie, jakie możemy uzyskać, a nie sama treść tego odwiecznego przekazu. Oglądaliśmy za to dużo fotografii z lat 30., w którym to okresie umieściliśmy akcję. Scenografowie poświęcili wiele pracy, aby odtworzyć jak najwierniej tamte plenery i domostwa.
Joel Coen: - No i muzyka, która była dla nas pierwszą inspiracją. Od niej wyszliśmy. Muzyka z rejonów rzeki Missisipi, a także południowo-zachodnie odmiany country.
- Poza tym sięgnęliście do tradycji amerykańskiej komedii gagowej z tych samych lat, w których umieściliście akcję swojego filmu. Publiczność zaśmiewa się podczas projekcji.
Joel Coen: - Te gagi były bardzo istotne, bez nich powstałaby monotonna opowieść nie do zniesienia na dłuższą metę. Musieliśmy zadbać, by widz zechciał przebrnąć przez nostalgiczną historię sprzed 70 lat.
- Wcześniejszymi filmami udowodniliście wprawdzie, że nie boicie się podsuwać Ameryce krzywego zwierciadła, ale wydaje się, że tym razem posunęliście się o jeden krok za daleko. Druzgocącej krytyce poddaliście całą amerykańską kulturę związaną z mitem Dzikiego Zachodu.
Ethan Coen: - To nie tyle Ameryka, ile nasza wersja mitologicznej Itaki. Chciałbym przestrzec przed płaskim odbiorem filmu jako satyry na mity amerykańskie. Dopiero wówczas, gdy w całość poukłada się wszystkie elementy tej historii, widać, że rozgrywa się ona w Ameryce, ale też powtarza się zawsze i wszędzie.
Joel Coen: - W filmie, nad którym teraz pracujemy, zasadnicze problemy egzystencjalne przeżywa pewien kalifornijski fryzjer, umieszczony przez nas w latach 40. Także tym razem bardzo nam zależy, aby nakręcić historię uniwersalną.

Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: