Dotyk Boga

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Dziennik" Wacława Niżyńskiego - wspomnienia geniusza i schizofrenika
Wacław Niżyński kreował taniec niczym Bóg, dodawał balet do dzieła stworzenia. Miał 29 lat i cieszył się światową sławą, gdy 19 stycznia 1919 r. zatańczył po raz ostatni publicznie w eleganckim hotelu w okolicach Sankt Moritz. On sam ułożył ten balet o obłędzie i wojnie.
Wyszedł na scenę, usiadł przodem do widzów i zastygł w bezruchu. Publiczność trwała jak zahipnotyzowana, w całkowitej ciszy. Gdy Niżyński nagle zaczął tańczyć, był wspaniały i przerażający. Tańczył człowieka ukrzyżowanego, skazanego na zatratę, salę wypełnił straszliwym cierpieniem, daremną walką z okrucieństwem losu. Podobnie na paryskiej premierze "Pietruszki" Igora Strawińskiego w roku 1911 pokazał człowieka chorego, tragicznego. Przypominało się także "Święto wiosny" Strawińskiego z choreografią Wacława Niżyńskiego, który 29 maja 1913 r. odważył się w Paryżu wydobyć zmysłowość i prymitywizm, pulsujący, nerwowy rytm, jakim przepełniona jest muzyka kompozytora. W wiek XX wtargnęła sztuka nowoczesna, okrutna, groźna.
Niżyński był wielką gwiazdą zespołu Sergiusza Diagilewa, który w roku 1909 pokazał po raz pierwszy w Paryżu słynne Balety Rosyjskie, okrzyknięte cudem nowej sztuki. Wielki impresario związał Niżyńskiego z sobą także erotycznie, rozwijając jego wcześniejsze homoseksualne doświadczenia. W sierpniu 1913 r. wraz z zespołem Diagilewa wyjechał do Ameryki Południowej i tam odważył się na własne decyzje życiowe: ożenił się z Węgierką - Romolą de Pulszky. Diagilew zerwał z nim natychmiast, choć nie ostatecznie. W roku 1916 Niżyński znów przyłączył się do zespołu Diagilewa, z którym wyruszył na amerykańskie tournée. W Nowym Jorku stworzył balet "Dyl Sowizdrzał" z muzyką Richarda Straussa, ale było to dzieło niedokończone. Coraz wyraźniej zaczęło go ogarniać szaleństwo.
Po swym ostatnim występie Niżyński kupił zeszyty, w których zaczął prowadzić "Dziennik". Wierzył, że to pisanie objawi ludziom tajemnice istnienia i śmierci, uczucia i rozumu, miłości i dobroci. Przez sześć tygodni pisał niemal bez przerwy, dzień i noc, mało jedząc, jeszcze mniej śpiąc, prawie się nie odzywając. "Dziennik" szalonego pełen jest niezwykłej mądrości: "Ludzie powiedzą, że Niżyński udaje obłąkanego z powodu swoich okropnych uczynków. Winienem powiedzieć, że okropne uczynki to rzecz okropna, i dlatego jej nie lubię i nie chcę się nią zajmować. Zajmowałem się nią przedtem, albowiem nie pojmowałem Boga. Czułem go, ale nie pojmowałem. To dzisiaj robią wszyscy ludzie. Wszyscy ludzie czują, ale nie pojmują swoich uczuć. Chcę napisać tę książkę, gdyż chcę wyjaśnić, czym jest uczucie (...). Ja jestem Bogiem, Bóg jest we mnie. Robiłem błędy, lecz naprawiłem je swoim życiem. Cierpiałem najwięcej ze wszystkich na świecie".
Ubóstwiał człowieka cierpiącego i człowieka tworzącego. Ostatni zeszyt podpisał "Bóg-Niżyński", ale dyktowała mu to nie chorobliwa megalomania, lecz współczucie, jednakowe dla Stworzyciela i dla stworzonych. Jeśli Bóg nie tańczył, jemu powierzył to zadanie. Także jemu kazał kochać wszystkich i za wszystkich, bo nie tak wielu wie, czym jest miłość. Kazał mu także cierpieć: "Chcę płakać, ale nie mogę, gdyż czuję taki ból duszy, że boję się o siebie. (...) Wiem, czego mi trzeba, bym był zdrów. Moja choroba jest zbyt wielka, by można było szybko mnie wyleczyć. Jestem nieuleczalny. Jestem chory na duszy. Jestem biedny. Jestem w nędzy. Jestem nieszczęśliwy. Jestem przerażający".
Był schizofrenikiem, czuł wewnętrzne rozdarcie jako bolesne prawo istnienia. Nie pragnął wszystkiego zrozumieć ani uporządkować. Chaos i absurd widział i w sobie, i w świecie. Jego zaciemniona świadomość bywała ostra jak brzytwa.
Iskry wydały teraz ów "Dziennik" po raz pierwszy przetłumaczony na język polski ze wstępem Jacka Marczyńskiego i posłowiem Tadeusza Nasierowskiego. Wiele dowiadujemy się tutaj nie tylko o tancerzu, ale i całej epoce. Niżyński opisał w "Dzienniku" nawet swoje animozje wobec ówczesnych mężów stanu. Ciekawym wątkiem są dzieje rodziny Niżyńskiego, jego zależnomiłosny stosunek do matki, niechętny do ojca Tomasza, czuły wobec córeczki, skomplikowany wobec żony (która go nie opuściła), nienawistny wobec Diagilewa. Polsko-rosyjskie pochodzenie Niżyńskiego, który niekiedy pisał o sobie, że jest Polakiem, dodaje szczególnego kolorytu, zwłaszcza gdy czyta się jego listy, pisane po polsku z rozrzewniającymi błędami ortograficznymi i cudacznym słownictwem. Dramatyczna, tak wcześnie zakończona kariera wielkiego tancerza. "Dziennik" szalony i mądry - czyta się go jednym tchem.

Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.