Wilno w drodze do Norymbergi

Wilno w drodze do Norymbergi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od niewiedzy, co jest prawicą, co jest lewicą, może się zakręcić w głowie. Panowie politycy, nie bawmy się z wyborcami w ciuciubabkę

Byłem gościem przewodniczącego Vytautasa Landsbergisa w Wilnie. Uczestniczyłem w obradach trybunału, który miałby się rozliczyć ze zbrodniami komunizmu. To miałaby być Norymberga bis. Ten pomysł sam wysunąłem przed siedmioma laty, ale zorientowałem się, że sąd, który nie ma żadnej możliwości egzekucji swoich wyroków, nie powinien ich orzekać.

Dziś na świecie mamy do czynienia z podwójną moralnością. Jeżeli ktokolwiek wspomni o ciągotach faszystowskich (przypadek Austrii), to zostanie wyrzucony poza nawias cywilizowanego świata. Jeżeli w drugim na świecie mocarstwie władzę obejmuje oficer KGB, to prasa zachłystuje się wiadomościami, że szpiegował, znaczy bardzo cywilizowany człowiek. KGB i jej czekistowskie poprzedniczki oblały naszą kulę ziemską krwią ponad 100 mln ofiar. A przynależność do zawodu kata nadal w oczach Zachodu uchodzi za powód do dumy. Przysłowie: "z kim przestajesz, takim się stajesz" - dźwięczy jedynie w uszach moralistów, w uszach polityków uchodzi za piramidalną głupotę. W litewskim parlamencie przemawiałem do przekonanych, a przemawianie do przekonanych to niezmiernie jałowa praca. To chory potrzebuje lekarza, dla zdrowego jest on całkiem zbędny. Kiedy mówiłem, że zbrodnia nie ukarana pociąga za sobą inną zbrodnię, nie byłem daleki od stwierdzenia, że trybunał orzekający karę bez możliwości jej egzekwowania może jeszcze bardziej zachęcić zbrodniarzy.
To jednak nie są w tym stopniu nasze problemy, w jakim są nimi kryzys rządowy i początek kampanii wyborczej. Kryzys rządowy doprawdy nie jest kryzysem. My jeszcze pamiętamy, jak rządy zmieniały się po krwawych wypadkach czy dramatycznych przejściach. Przesilenie rządowe nie musi być kryzysem, jeżeli właściwie działa system polityczny i ekonomiczny. Wzrost wartości złotówki jest tu najlepszym wskaźnikiem. Od wielu lat powtarzam, że każda zmiana rządu to jeden semestr zaliczony w szkole demokracji. Jeszcze nam wiele lat nauki zostało.
Jeszcze więcej lat pozostało nam do nauczenia się konstytucji. Początek kampanii prezydenckiej pokazał, że kandydaci do tego urzędu nie znają uprawnień z nim związanych. Deklarują postęp we wszelkich dziedzinach, wchodząc w kompetencje wszystkich możliwych urzędów centralnych. Czeki bez pokrycia łatwiej jest wystawiać, niż je realizować. Prezydent został zakładnikiem i notariuszem decyzji rządowych i parlamentarnych. Jedyną bronią, która mu pozostała, jest prawo weta.
Liberum veto nie kojarzy się dobrze w naszej historii.
Zapyta ktoś pewnie, po co zatem ja startuję. Odpowiadam: mogę wiele spraw załatwić (tak w sferze zagranicznej, jak i wewnętrznej) jako Lech Wałęsa. Jeszcze się ze mną liczą jeśli nie w kraju, to za jego granicami. Ale jako Lech Wałęsa i prezydent mogę załatwić daleko więcej. Głos na moją osobę będzie więc odcinaniem kuponów moich dokonań sprzed dwudziestu lat i dalej. To się opłaci. Nie mnie, ja już do nekrologu zdobyłem tytuł byłego prezydenta. Nawet raz przegrałem wybory więc i przegrana mi nie straszna. Załatwić sprawy - to moja dewiza.
Wybory to nie tylko fiesta przedwyborcza. To zobowiązanie, jakie nie tylko przychodzi nam zaciągać, ale i spłacać. Czek wyborczy nie może być czekiem bez pokrycia. Można obiecać mieszkania młodym, pracę bezrobotnym, szczęście nieszczęśliwym - ale wywiązać się z tych obietnic, to zupełnie inna sprawa. Należy mieć to minimum szacunku do wyborcy, by nie obiecywać gruszek na wierzbie. Przedstawiłem program wyborczy skwitowany uchwałami, które w ramach inicjatywy ustawodawczej skieruję do parlamentu. Moim hasłem wyborczym jest: czarne jest czarne, białe jest białe. Jest to apel o wyrazistość polityków. Wyrazistość czytelną nawet dla daltonistów. Rozmazanie jest jedną z głównych chorób toczących naszą scenę polityczną. Od tej niewiedzy, co jest prawicą, co jest lewicą, może się zakręcić w głowie. Pamiętam, kiedy jako dzieci bawiliśmy się w ciuciubabkę: trzeba było tego z zawiązanymi oczyma tyle razy zakręcić, aż zupełnie stracił orientację, na jakim świecie żyje. Panowie politycy, nie bądźmy dziećmi, nie bawmy się z wyborcami w ciuciubabkę.

Więcej możesz przeczytać w 27/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.